Rozdział 9

1.4K 86 17
                                    

Dziękuję wam wszystkim za tysiąc wyświetleń! Z racji tego wrzucam wcześniej nowy rozdział, szczerze będąc mega podekscytowaną i ciekawą waszych reakcji!

***

Hogwart przez te lata nic się nie zmienił, a zasypany śniegiem, w blasku słońca przywołał w głowach dwóch mężczyzn miłe wspomnienia, kiedy oboje uczęszczali tutaj do szkoły. Nie był to jednak czas na wracanie myślami do przeszłości, mieli do wykonania ważne zadanie, dlatego Draco jako pierwszy ruszył się ze swojego miejsca, aby przejść przez bariery zamku. Te przyjęły go do siebie jak swojego, co poczuł dziwnym mrowieniem ale i ciepłem magii, która na moment otuliła jego ciało. Potter widocznie poczuł dokładnie to samo, gdyż cicho sapnął pod nosem. Nie skomentowali tego, nie czując takiej potrzeby i ruszyli przez błonia w kierunku wejścia do szkoły. W tle było słychać dzieciaki, które na okres przerwy świątecznej zostały w zamku, a pogoda na zewnątrz zachęcała do zabawy w śniegu.
 
Harry z uśmiechem na ustach obserwował, jak grupka na jego oko trzecioroczniaków budowała właśnie ogromnego bałwana. Widać było również, że dzieci, mimo iż pochodziły z różnych domów, co mówiły mu ich owinięte wokół ich szyi szaliki, świetnie się ze sobą dogadywały, razem czerpiąc radość z zabawy. Wśród czerwieni, było też kilka osób z Hufflepuffu, a także dwie ze Slytherinu. Ci ostatni w niczym nie przypominali dawnych Ślizgonów, którzy trzymali się w swoich ścisłych kręgach, nie wpuszczając nikogo z zewnątrz. Widocznie granice między domami zacierały się między sobą, a dzieci nie traktowały się już jak wrogów. Musiał jeszcze spytać kiedyś o to dyrektorkę, gdyż przykład kilku dzieciaków nie mówił mu jeszcze wszystkiego.
 
— Kto to widział, że szanowany dom Salazara upadł tak nisko, aby zadawać się z Gryfonami. — doszedł jego uszu markotny dźwięk głosu jego towarzysza.
 
— Nie chcę ci przypominać do jakich domów my należeliśmy, Malfoy. — Harry próbował z całych sił ukryć swoje rozbawienie.
 
Blondyn posłał mu piorunujące spojrzenie, jednak musiał się odwrócić, gdyż dotarli do wejścia do zamku. Przekroczyli próg i znaleźli się w Sali Wejściowej, a Draco pierwszy raz nie wiedział w którą stronę się udać. Nie pokazywał tego po sobie, dlatego odwrócił się w stronę Gryfona.
 
— I gdzie ten twój duch, Potter? — syknął, wciąż jeszcze podirytowany poprzednią sytuacją.
 
Harry wyszukał w swojej kieszeni mapę i wyciągnął ją, po czym uaktywnił odpowiednim zaklęciem. Przeglądał ją przez moment, wpatrując się uważnie w powoli odkrywane przez niego zakątki Hogwartu. Widział na niej wszystkie duchy zamku, włącznie z Irytkiem, który jak zwykle psocił w jednej z nieużywanych klas, co ściągało uwagę Filcha. Nie mógł jednak znaleźć ducha Riddle'a, co nieco go zaniepokoiło.
 
— Szczerze mówiąc to nie mam pojęcia. — odezwał się po chwili, zerkając w górę na srebrne oczy.
 
— Świetnie. W takim razie musimy przeszukać zamek, co zajmie nam co najmniej miesiąc. Potter, czy ty zawsze musisz wszystko utrudniać? — warknął na niego zły. — Za każdym razem...
 
— Harry Potterze, wiedziałem, że znów cię spotkam. — głos za jego plecami przerwał dalszą wypowiedz i zmroził mu krew w żyłach. Mimo, że wyraźnie młodszy, wciąż dobrze mu znany i przywołujący niemiłe wspomnienia.
 
— Tom. – Harry kiwnął mu głowa, jednak sam nie wyglądał lepiej, niż wciąż unieruchomiony Malfoy. Duch przesunął się bliżej nich, zawisając w powietrzu tak, aby widzieć ich obu.
 
— Draco Malfoy. Jakież to dla mnie zdziwienie, że i ciebie mogę znów zobaczyć. Chociaż biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia, mogłem się tego domyślić. — młodzieniec uśmiechał się do nich lekko, a wzrok blondyna wyrażał jedynie przerażenie, chociaż twarz, mimo swojej bladości, wciąż stanowiła idealną maskę. — Widzę, że wciąż się mnie obawiasz. Jeśli to cię uspokoi, możesz wyciągnąć różdżkę. Myślę jednak, że Harry wyjaśnił ci, iż jako duch nie mogę zrobić wam krzywdy.
 
Draco ani drgnął, jednak w myślach wymierzył sobie kilka ciosów w policzek, aby skarcić się za swoje zachowanie. Był Malfoyem, a zachowywał się jak jakiś trzęsący portkami mugol. Zacisnął dłonie w pieści i z rozmachem obrócił się przodem do ducha.
 
— Nie obawiam się ciebie, Riddle. Jedyne co wobec ciebie czuje w tym momencie to nienawiść, więc skończ pieprzyć i udawać uprzejmego. — warknął w jego stronę, a jego wzrok stał się o wiele ciemniejszy z ogarniającej go irytacji.
 
— Malfoy, to nie czas na to. — Harry położył mu dłoń na ramieniu, mając nadzieje, że to uspokoi Ślizgona.
 
— Doprawdy, krew Malfoyów to coś, co zawsze mnie intrygowało. — odezwał się rozbawiony Riddle. — Wasz ród wciąż pozostaje potężny, a ty jesteś tego świetnym przykładem. Zawsze wam tego zazdrościłem.
 
— Tom. — westchnął jedynie Harry, przecierając twarz dłonią. Przyszli tutaj po ważne informacje, a jak na razie wywiązała się kłótnia między czarodziejem, a duchem. Jego zdaniem byłaby z tego świetna komedia. Dyskusje przerwały im wracające do zamku dzieci.
 
— Panie Tom! — odezwał się jeden z chłopców. — Dzień dobry. — spojrzał na ducha z uśmiechem, a dwójka dorosłych obserwowała uważnie rozmowę.
 
— Dzień dobry, panie Clarkson. Widzę, że wasza zabawa dobiegła końca. Mam nadzieje, że się nie przeziębiliście.
 
— Nie, profesor Flitwick zadbał o czar rozgrzewający, tak jak pan zalecił. Ale nasze ubrania są mokre, dlatego musieliśmy przerwać zabawę. — powiedział mocno niezadowolony.
 
— Pan Potter z pewnością będzie umiał temu zaradzić. — duch spojrzał na Gryfona, a dzieci widocznie się ożywiły, szepcząc między sobą. Harry wyciągnął swoją różdżkę i szybko wysuszył ubrania, które miały na sobie dzieci.
 
— Mam nadzieje, że teraz możecie wrócić do zabawy. — Potter posłał im uśmiech, a dzieci zaczęły mu dziękować, co wywołało hałas w sali wejściowej. Z tyłu dało się słyszeć ciche przekleństwa Malfoya.
 
— Co się tu dzieje? — usłyszeli zasapany głos Slughorna za sobą, więc wszyscy obrócili się w jego kierunku. — Na brodę Merlina, Tom. A ja się zastanawiałem dlaczego tak zniknąłeś z mojego gabinetu.
 
— Panie profesorze. — przywitał się grzecznie Harry, a wzrok nauczyciela eliksirów spoczął na dwójce dorosłych.
 
— Potter, co ty tu robisz? I pan Malfoy? Czy coś się stało? — zaniepokoił się starszy czarodziej.
 
— Nie, wszystko w porządku. Chcieliśmy tylko porozmawiać z pewnym... z pewną osobą. To nie zajmie nam długo, proszę się więc nie martwić.
 
— Tak, tak, w porządku. — pokiwał mocno głowa, a jego siwe włosy podskakiwały wraz z jego ruchami. — A wy, dzieci? Co tu robicie?
 
— Pan Potter pomógł nam wysuszyć ubrania. Teraz będziemy wracać do zabawy. —uśmiechnął się szeroko jeden z nich, ukazując im idealne, białe uzębienie.
 
— Dobrze. Dobrze. W takim razie bawcie się z powrotem. — dzieci szybko pożegnały się ze wszystkimi i uciekły z powrotem na zewnątrz. Harry ponownie zwrócił się do nauczyciela.
 
— Panie profesorze, czy moglibyśmy skorzystać z pańskiej sali? Potrzebujemy prywatnego miejsca, ta rozmowa jest bardzo ważna. Prosiłbym też, aby pan w niej nie uczestniczył. Jesteśmy tutaj służbowo.
 
— O-oczywiście, Potter. Jasne, nie ma problemu. — ta informacja widocznie nie podobała się nauczycielowi. — Proszę za mną. – ruszył w kierunku lochów, a duch zniknął im z oczu, widocznie od razu udając się we wskazane miejsce.
 
— Potter, bardziej dosadnie mogłeś pokazać, że sprawa jest ściśle tajna. — warknął przy jego uchu blondyn, a Harry jedynie wywrócił oczami.
 
— Jemu możemy ufać. Pracuje dla McGonagall, a to ona wcześniej mnie tutaj wezwała. Prawdopodobnie nikt z zewnątrz nie wie, że duch Riddle'a przebywa w zamku. Inaczej pozabieraliby stąd dzieci. — mówił równie cicho.
 
Jego słowa nie uspokoiły Ślizgona, ale ten nie odzywał się już więcej, idąc w stronę wyznaczonej przez Pottera sali eliksirów. Gdy znaleźli się na miejscu, znajomy zapach różnych substancji uderzył ich nozdrza. Harry skrzywił się, zaś na ustach Malfoya pojawił się delikatny uśmiech.
 
Eliksiry zawsze były czymś, co kochał robić i czasami żałował, że przez wzgląd na wojnę i jego sytuację nie mógł kontynuować swojej nauki, aby zostać Warzycielem i jednocześnie, w przyszłości, Mistrzem Eliksirów. Swoje marzenia musiał na razie odstawić na bok, w tej chwili były ważniejsze sprawy.
 
Duch Riddle'a już czekał na nich, stojąc naprzeciw jednej z ławek. Nauczyciel zostawił ich samych, a Harry szybko wyciszył pomieszczenie, aby ich rozmowa nie dotarła niczyich uszu. Brunet podszedł do ławki, lecz zamiast usiąść na krześle które było do niej dosunięte, oparł się o nią biodrami, stojąc niewiele więcej niż cztery stopy od ducha. Malfoy poszedł w jego ślady.
 
— Chcemy zapytać o rytuał, którym cię przyzwano. Nie możesz nam powiedzieć kto cię wezwał, jednak twoje informacje mogą pomóc nam wskazać tę osobę. — Harry skrzyżował ramiona na klatce piersiowej, wpatrując się w oblicze ducha.
 
— To prastara forma magii. Nosi nazwę Rytuału Feniksa. — Tom patrzył to na Gryfona, to na Ślizgona. — Dzięki niemu można przywrócić duszę zmarłego z jego popiołów. Aby tego dokonać, wszystkie czynności muszą zostać wykonane, a sam czarodziej poświęca trzy doby i trzy noce nieprzerwanie, wypowiadając słowa celtyckiego zaklęcia.
 
— O jakich czynnościach mówisz? — Draco wydawał się być zainteresowany.
 
— Aby rytuał się powiódł, trzeba było użyć żywego serca, aby dusza była w stanie istnieć w waszym świecie, mózgu, aby cała jej wiedza przybyła razem z nią, oraz rdzenia kręgowego, który odpowiada za rdzeń magiczny, przez co dusza ta posiadałaby swoją dawną magię. Dzięki temu połączenie duszy z żywym ciałem przywróci istnienie osoby, którą pragnie się wskrzesić. Żyje ona w ciele przywracającego jak pasożyt, dzięki czemu może on myśleć i czarować jak osoba, z którą się połączył. Tworzą wtedy jedną osobę, mimo iż w jednym ciele istnieją dwie dusze.
 
— Nie działa to na tej samej zasadzie, co horkruks? — Harry był widocznie blady, ale musiał znać odpowiedź na swoje pytanie.
 
— Horkruks to tylko część duszy danego czarodzieja. Wpływa on na ciało, ale wciąż pozostaje intruzem, który nie potrafi przejąć kontroli. Jako, że nie jest na tyle potężny, co cała dusza, nie stanowi dla osoby, która jest pojemnikiem zagrożenia. Nie w takim stopniu w każdym razie. — jego wzrok wydawał się być przez chwilę przepraszający.
 
— Dzięki za pocieszenie. — mruknął jedynie Gryfon, kładąc dłoń na swoim brzuchu.
 
— Dlaczego rytuał się nie powiódł? — głos Malfoya był niewiele głośniejszy od szeptu, a on sam był chorobliwie blady. W jego oczach było ciężko skrywane przerażenie. Harry przez chwile pomyślał, że Draco już wie, kto mógłby tego dokonać. Przez jego twarz przeszedł dziwny skurcz po tym, jak nazwał w swoich myślach Ślizgona po imieniu.
 
— Ponieważ moja dusza została dawno oczyszczona ze zła, które ją pochłaniało. Rytuał nie powiedzie się, kiedy osoba, którą chcemy przyzwać nie jest tą samą, jaką pamiętamy za jej życia. Moja mroczna magia zniknęła razem z moją śmiercią. A jeżeli przyzywający pragnął właśnie jej, rytuał się nie powiódł. Takim sposobem zostałem uwięziony w waszym świecie. – uważny wzrok ciągle obserwował bladą twarz Malfoya.
 
— Czy jest sposób, aby odesłać cię z powrotem? — Harry odezwał się po dłuższej chwili milczenia.
 
— Jeszcze tego nie wiem. – Tom wciąż wpatrywał się w Draco. – Ale szczerze mówiąc podoba mi się tu. Skoro nie stanowię dla was żadnego zagrożenia, mógłbym pozostać kolejnym duchem Hogwartu. Udaje mi się czasami nauczyć czegoś pożytecznego te dzieci. – w końcu spojrzał na Gryfona.
 
— Eee... dobra, na razie nie będziemy tego rozważać. — uciekł wzrokiem na bok, spoglądając na blondyna. — Malfoy? Dobrze się czujesz? — spytał lekko zaniepokojony wyglądem swojego towarzysza.
 
— Ty już wiesz, prawda? Wiesz, kto tego dokonał. — Riddle wydawał się być zadowolony.
 
— Ja... nie będę pewien, póki nie zobaczę na własne oczy. — Draco w końcu uniósł wzrok, przywracając na swoją twarz dobrze znaną wszystkim maskę. — Dziękujemy za wyczerpującą rozmowę. A teraz wybacz, Tom, ale musimy wracać do pracy. — mocno zaakcentował imię ducha, na co ten roześmiał się cicho.
 
— Nie wiń mnie, chłopcze. Nie było niczego, co mogłem zrobić, aby temu zapobiec. Gdy się już zorientowałem, było o wiele za późno. Jednak dzięki mnie jesteście w stanie odkryć prawdę. Nie musisz być tak wrogo nastawiony wobec mnie. — mówił lekko rozbawiony, po czym wyciągnął swoje dłonie, aby ułożyć je na ramionach obu mężczyzn. Dziwne ciepło przeszło przez ich ciała, jednak zanim zdążyli się odezwać, duch zniknął im z oczu. Harry spojrzał na niego z lekkim wyrzutem.
 
— Nie musiałeś być taki opryskliwy. Mogliśmy dowiedzieć się więcej. — westchnął cicho, po czym wyprostował się i włożył dłonie w kieszenie.
 
— Dowiedziałem się więcej, niżbym chciał. Teraz trzeba wrócić do Ministerstwa, są rzeczy, które muszę czym prędzej załatwić. — podniósł się i szybko ruszył do wyjścia z sali eliksirów.
 
— Tom miał racje, prawda? Ty już wiesz kogo szukamy. — Harry szedł z nim ramie w ramie.
 
— Tak jak powiedziałem, tylko się domyślam. I módl się do samego Merlina, abym się mylił. Inaczej będziemy mieć spory problem.
 
— Nie chce nic mówić, ale już go mamy. Poza tym nie możesz mi od razu powiedzieć? Gdybym wiedział, pomógłbym ci szukać potrzebnych ci informacji. Możesz zwolnić? – zirytował się i złapał Malfoya za ramie, zatrzymując go w miejscu. Ten wyszarpał się z jego uścisku, a jego oczy wręcz płonęły w złości.
 
— Jeszcze raz mnie dotkniesz, Potter, a obiecuję, że tego pożałujesz. — warknął w jego stronę, przybliżając się do Gryfona i patrząc mu w oczy z bliskiej odległości. — Już ci powiedziałem, że muszę się upewnić, a jeśli będziesz na mnie naciskać bardziej, odsunę cię od tej sprawy. Twoje nieokrzesane usposobienie w niczym nam nie pomoże. Więc z łaski swojej przymknij się w końcu i daj mi pracować.
 
Harry poczuł, jak jego policzki delikatnie rumienią się na tak bliską obecność Malfoya, dlatego odwrócił wzrok i zacisnął dłonie w pięści.
 
— Tak, szefie. — powiedział przez zęby. Ślizgon uśmiechnął się zwycięsko, po czym obrócił się na pięcie szeleszcząc szatami i ruszył przed siebie do wyjścia z zamku.
 
Brunet ruszył za nim po chwili, już nie odzywając się ani słowem. Wciąż w jego umyśle miał przed sobą tą bladą, idealną twarz Malfoya. Starał się wyrzucić ze swojej głowy myśli o tym, jak bardzo chciałby ją dotykać. Absurdalnym było myślenie o czymś takim, kiedy byli w pracy, a on wciąż miał chłopaka. Do cholery, czemu to wszystko musi być takie skomplikowane?! Miał ochotę uderzyć się samemu tak, aby do własnej głowy wbić sobie rozum. Widocznie mu go brakowało.
 
***
 
Będąc już w Ministerstwie, rozstali się we wciąż panującej między nimi ciszy. Draco musiał udać się do magazynu, w którym trzymane były dowody rzeczowe. Był pewien, że księgi z biblioteki jego ojca wciąż tam będą. Był zmuszony jednak działać tak, aby nie wzbudzać podejrzeń, a wytłumaczyć się wtargnięciem do działu ewidencji jedynie rutynowymi czynnościami w ich niedawnej sprawie. Gdy będzie do tego zmuszony, użyje swoich odpowiednich środków przekonujących, w co włączał oczywiście również i czary.
 
Na jego szczęście strażnik nie robił żadnych problemów, widocznie znając nazwisko Malfoy aż nazbyt dobrze. Dzięki temu mógł dostać się do środka, nie niepokojony przez niczyją obecność. W pierwszej kolejności udał się do odpowiedniej alei, gdzie zabrał jeden z przedmiotów ich ostatniego dochodzenia, a następnie skierował się do innych alei, nad którymi wisiał napis „Niebezpieczeństwo. Czarnomagiczne przedmioty."
 
Rzucił na siebie czar niepozorności i zagłębił się w alejach, szukając ksiąg tak dobrze mu znanych. Czarna magia drażniła jego zmysły, widocznie była zamknięta tutaj silnymi barierami, jednak wciąż potrafiła na niego wpływać. Starał się oczyścić swój umysł ze wszelkich niepożądanych myśli, skupiając się na swoim zadaniu. Znajome uczucie uderzyło go, gdy minął następną z kolei aleje, dlatego przystanął i rozejrzał się. Wysoki regał przykuł jego uwagę, dlatego od razu ruszył w tamtą stronę.
 
Magia przedmiotów próbowała zapanować nad jego umysłem, który usilnie bronił się przed jej mocą. Jeśli spędzi tutaj zbyt wiele czasu oszaleje. Musiał więc spieszyć się i znaleźć czym prędzej to, czego szuka. Przeglądał po kolei wszystkie tytuły ksiąg, mając wrażenie, że gdzieś kiedyś mignął mu przed oczami tytuł o starych zwyczajach i rytuałach. Głowa zaczęła pulsować mu tępym bólem, przez co musiał szybciej sobie z tym poradzić.
 
Znalazł odpowiednią książkę i szybko przekartkował jej treść. Musiało być tutaj napisane coś o Rytuale Feniksa. Jego dłonie zaczęły się trząść, ale na razie nie przejął się tym. Musiał znaleźć to, czego szukał, inaczej nie będzie w stanie uwierzyć, że osoba, o której myśli jest tą, która tego dokonała i... Jest! Rytuał Feniksa, dokładnie opisany tak, jak powiedział im Riddle. Odłożył szybko książkę i czym prędzej udał się do wyjścia z magazynu.
 
Opuszczając aleję z czarnomagicznymi przedmiotami, poczuł że jego ciało wraca do normalnego stanu. Musiał jednak chwilę odczekać, aż jego dłonie przestaną drżeć. Odetchnął cicho i oparł się o jeden z regałów. To, co zobaczył wcale mu się nie podobało, ale żeby być stuprocentowo pewnym, pozostało mu jeszcze jedno miejsce do odwiedzenia. Teraz musiał się zastanowić jak tego dokonać, aby nikt nie zauważył. To był już nieco cięższy orzech do zgryzienia, trzeba było ułożyć idealny plan. Chcąc nie chcąc był zmuszony poprosić Pottera o pomoc.
 
Po tym, jak go dzisiaj potraktował, mógł przypuszczać, że Gryfon nieprędko się zgodzi, żądając wyjaśnień. W tym momencie, jedyne o czym Draco marzył to spokój i odpoczynek. Tego nie mógł niestety dostać w najbliższym czasie, w tym momencie liczyła się każda sekunda. Im dłużej człowiek, o którym myśli jest na wolności, tym więcej osób może skończyć swe życie przedwcześnie.
 
Odepchnął się od regału i na lekko drżących nogach ruszył do wyjścia z magazynu. Zanim poprosi Gryfona o pomoc, musi ułożyć plan, który będzie skuteczny. Musi też przemyśleć stosowne argumenty, żeby ten kretyn się zgodził. Musiał przyznać, że bez jego pomocy nic nie będzie potrafił zdziałać.
 
***
 
Wieczorem, kiedy Potter skończył swoją pracę udał się prosto do domu. Mimo tego iż kolejne tygodnie będzie mu dane spędzić samotnie, nie miał humoru, aby kogokolwiek odwiedzić. Jedyne, czego dzisiaj potrzebował, to gorący prysznic i butelka dobrej whisky. Cały ten dzień dał mu porządnie w kość, więc według niego zasłużył na porządny odpoczynek. Będąc już czystym, ubrał się w ciepły dres i ruszył do salonu. Po drodze zawołał Stworka, aby ten przygotował mu coś do jedzenia.
 
W salonie wyciągnął z barku szklankę i butelkę mugolskiego Jamesona. Nie był to alkohol z górnej półki, jednak tego nie będzie żałować. Rozsiadł się więc wygodnie w fotelu, nalewając sporą porcję trunku. Nie myśląc dużo wypił całą zawartość szkła, odstawiając je z cichym stukotem na stolik. Przymknął oczy, wzdychając cicho i upajając się błogą ciszą w swoim domu.
 
Przez moment nawet ucieszył się, że nie ma z nim Davida, ten zapewne próbowałby go przekonać, że alkohol to nie rozwiązanie problemów i zapomni tylko na chwile. Zdawał sobie z tego doskonale sprawę, ale gdy miał ochotę, nie mógł sobie tego odmówić.
 
Poza tym, ostatnio zauważył, że w towarzystwie amerykanina nie czuje się zbyt dobrze. Przez jego własne myśli miał wrażenie, że go zdradza, przez co coraz bardziej się od niego odsuwał. Chciał, aby ich związek powrócił do czasów, kiedy poza sobą nie widzieli świata. Wiedział jednak, że to już nigdy nie powróci, a on sam nie kochał już blondyna tak samo mocno, jak z początku. Mimo tego chciał z nim być, samotność go przerażała. Przyzwyczaił się do jego obecności obok, wciąż bardzo go lubił i cenił sobie jego przyjaźń.
 
Gdyby zerwali, mężczyzna zapewne powróciłby do Stanów na stałe. To przerażało Harry'ego, gdyż wciąż miał nadzieje, że jakoś odbudują swoją relacje i znów będą tak samo szczęśliwi, jak na początku. Może ta krótka przerwa, kiedy będą na dwóch różnych kontynentach uświadomi go o czymś istotnym. Nie wiedział jeszcze o czym.
 
Przed nim na stoliku pojawiło się danie z makaronu, sosu beszamelowego, z oliwkami, pomidorkami koktajlowymi i szynką parmeńską. Pamiętał jak długo musiał przekonywać skrzaty, aby od czasu do czasu gotowały mu bardziej mugolskie potrawy. Stworek później przez miesiąc wciąż mamrotał swoje obelgi w stronę Gryfona, kiedy ten miał go nie słyszeć, jednak w końcu spełnił prośbę swojego pana. Zgredek z początku był równie nieprzyjemnie do tego nastawiony, ale w końcu jako skrzat, który pracuje dla bohatera Harry'ego Pottera, nie może mu przecież odmówić. Na samo wspomnienie Harry zaśmiał się cicho, po czym chwytając za widelec zaczął jeść. Teraz dopiero uświadomił sobie jak bardzo był głodny. Płomienie w jego kominku zmieniły kolor na zielony, dlatego różdżka szybko znalazła się w jego dłoni. Osoby, która właśnie wyszła z kominka spodziewał się jako ostatniej tutaj.
 
— Malfoy? Co ty tu robisz? — jego oczy były szeroko otwarte.
 
— Wydaje mi się, Potter, że już to kiedyś mówiłeś. Gdzie twój chłoptaś? Niestety, ale mam do ciebie sprawę służbową, dlatego lepiej, żebyśmy byli sami. — jak gdyby nigdy nic rozsiadł się wygodnie na kanapie.
 
— Nie ma go. Wyjechał na kilka tygodni do Stanów. — mruknął, czując coraz większą irytację. Ślizgon jak zwykle zachowywał się, jakby był u siebie.
 
— Wspaniale. — kącik ust Malfoya drgnął do góry, po czym spojrzał na butelkę whisky i kolację, którą gospodarz domu właśnie spożywał. — Nie powinieneś pić w samotności. – jego brew poszła do góry.
 
— Przyszedłeś tutaj prawić mi morały? Czy miałeś do mnie sprawę? – warknął, zaciskając palce na różdżce. Jeszcze chwila, a Ślizgon wyląduje za drzwiami. Draco obserwował go moment, po czym zagryzł delikatnie wargę.
 
— Jest coś, o co muszę cię poprosić. — jego oblicze momentalnie spoważniało. Harry wyprostował się powoli na swoim fotelu.
 
— Chyba nie każesz mi kogoś zabijać? — spytał, już dawno zapominając o swoim jedzeniu.
 
— Nie, tym zajmę się sam. — prychnął. — Muszę udać się w pewne miejsce, a niechętnie to przyznając, bez ciebie sobie nie poradzę. Nikt inny nie nadaje się do tego, a sprawa jest pilna. — srebrne oczy uważnie obserwowały Gryfona.
 
— Dokąd chcesz się udać? — jego przeczucie mówiło mu, że odpowiedź nie spodoba mu się wcale a wcale.
 
— Na cmentarz. Dokładniej na ten, który należy pod Azkaban. Muszę się upewnić co do osoby, która spoczywa w jednym z grobów. – palce blondyna mimowolnie zacisnęły się na jego kolanach.
 
– O kogo grób ci chodzi? – spiął się delikatnie, przeczuwając odpowiedź. Miał jedynie nadzieję, że jego przypuszczenia nie są prawdziwe.
 
– Lucjusza Malfoya. – te słowa sprawiły, że między nimi przez dłuższy czas zalegała cisza. Harry myślał intensywnie nad odpowiedzią, której nie potrafił jednak udzielić. Myśl o tym, że Lucjusz mógłby okazać się żywym napawała go lękiem. Wtedy coś sobie uświadomił.
 
– Ta magia, którą czułem.. wtedy w lesie.. Dlatego wydawała mi się być znajoma. To musiała być jego magia!  – jego oczy otworzyły się szerzej.
 
– Jak na razie to tylko moje przypuszczenia. Póki nie zobaczę na własne oczy, nie uwierzę. Nie wyciągajmy w takim razie pochopnych wniosków.
 
Potter wstał z fotela i podszedł do jednej z szaf, którą otworzył, a następnie wyciągnął z niej czystą szklankę. Siadając z powrotem, uzupełnił obie trunkiem i podał jedną Ślizgonowi. Ten przyjął ją bez słowa i skosztował alkoholu. Nie była to co prawda najwyższa półka, ale było to dobre. Długi czas siedzieli w ciszy, a jedynym dźwiękiem było przełykanie alkoholu. Harry w końcu spojrzał na Malfoya.
 
– Wiesz, że to będzie cholernie niebezpieczna wyprawa. Jak ktoś nas przyłapie możemy mieć kłopoty. Poza tym nie wiemy, czy nie wpadniemy tam w pułapkę.
 
– Wiem, Potter. Ale muszę to zrobić, inaczej świadomie narażę swoje życie na niebezpieczeństwo. Moje, mojej matki i wielu innych. To jest konieczne. – jego wzrok nieco złagodniał, a przez moment brunetowi wydawało się, jakby Malfoy po prostu się bał. To wrażenie jednak jak szybko się pojawiło, tak szybko minęło.
 
– Wchodzę w to. Inaczej sam nie będę potrafił przestać o tym myśleć. Zastanawia mnie jedynie jak do tego wszystkiego doszedłeś.
 
– Nie musiałem się zbytnio męczyć. – reakcja Harry'ego na te słowa mówiła wiele, a Draco musiał się powstrzymać od śmiechu. – To, co opowiedział nam Riddle naprowadziło mnie na pewien trop. Musiałem więc udać się do naszego magazynu, w którym wciąż trzymane były wszystkie czarnomagiczne księgi mojego ojca. Jak się okazało, jedna z nich mówiła o tym rytuale. Tak więc przypuszczając, że Riddle mówi prawdę, a ktoś, o kim myślimy, że jest martwy, wciąż żyje, musi być nie dość, że potężnym czarodziejem, aby wykonać rytuał, to jeszcze na tyle inteligentnym, aby zmylić Ministerstwo. Uwierz mi, Potter, większość śmierciożerców była półgłówkami, z którymi niestety musiałem obcować prawie codzienne. Jedynie garstka okazywała się mieć chociaż odrobinę oleju w głowie, a większość z nich poległa w bitwie o Hogwart. Cała reszta albo otrzymała Avadę z naszych różdżek, albo pocałunek dementora. Jedyną osobę, którą mogę przydzielić do naszego opisu jest Lucjusz. Chociaż tak, jak wspominałem, wolałbym się w tej kwestii mylić.  
 
Harry kiwał co jakiś czas głową na znak, że słucha, jednak w zakamarkach jego umysłu ponownie pojawił się cichy głosik, który mówił mu, że twarz Ślizgona jest cholernie pociągająca. Próbował go jakoś uciszyć, w czym alkohol oczywiście mu nie pomagał. Westchnął głośno pod koniec wypowiedzi blondyna.
 
– Po twoich słowach sam jestem w stanie w to uwierzyć. Póki nie sprawdzimy, to się nie przekonamy.
 
Odsunął od siebie talerz, całkowicie tracąc apetyt na dalsze jedzenie. Myśli ponownie pochłonęły jego głowę, a on bezwiednie zaczął obracać szklanką w swojej dłoni. Chwycił dolną wargę między swoje zęby, bawiąc się nią przez moment. Dopiero po chwili zauważył, że blondyn mu się przygląda.
 
– Co? – poczuł, że jego policzki ponownie zaczynają się rumienić, jednak zawsze mógł zwalić winę na alkohol.
 
– Nic, Potter. Postanowiłem, że dotrzymam ci towarzystwa w piciu. Poza tym muszę przypilnować, abyś jutro był w pełni sił. Będziesz mi jedynie przeszkadzać, jeżeli nie wytrzeźwiejesz do rana.
 
– Od tego są eliksiry. – mruknął jedynie.
 
– Więc potraktuj to jako przyjacielską propozycję. – prychnął, wywracając oczami.
 
– My nie jesteśmy przyjaciółmi, Malfoy.
 
– Chcesz się teraz o to kłócić, czy zamierzasz mi dolać? – jego brew powędrowała do góry, a przez ciało Pottera przeszedł dreszcz. Spełnił prośbę mimo wszystkich znaków z nieba, że ich wspólne picie nie skończy się niczym dobrym, po czym sam uzupełnił swoją szklankę i szybko opróżnił jej zawartość. 
 
***
 
Godzinę i półtorej butelki później siedzieli razem na kanapie, gdyż tak Potter miał bliżej, aby dolewać Malfoyowi, a kłócili się jak zwykle o mało ważne rzeczy.
 
– Przecież to dobrze, że się ze sobą dogadują. Dzieci nie mogą się kłócić, inaczej kończy się tak, jak w naszym przypadku. – jego głos był już lekko podpity, ale starał się mówić wyraźnie.
 
– Nie, Potter. Właśnie dlatego szkoła podzielona jest na domy, gdyż charaktery tych młodych ludzi kształtują się dzięki nim. Co z tego, że ukończy się szkołę jako Ślizgon, kiedy będzie się myśleć jak Gryfon, albo, nie daj Merlinie, pieprzony Puchon.
 
– Ty chyba bardzo ich nie lubisz, co?
 
– Kogo, Gryfonów czy Puchonów? Chociaż, jakby się tak dłużej zastanowić, nie cierpię obu.
 
– A ze mną pijesz. – przypomniał mu uprzejmie.
 
– Co nie zmienia faktu, że twój wrodzony gryfonizm działa mi na nerwy. Jedyne, dlaczego jeszcze cię toleruje to fakt, że czasami objawiasz cechy Ślizgona.
 
– Miałem być Ślizgonem. – wzruszył lekko ramionami.
 
– Słucham?
 
– Tiara przydziału chciała przydzielić mnie do Slytherinu. Poprosiłem ją więc o to, aby tego nie robiła.
 
– Potter wydaje mi się, że wypiłeś już za dużo. Zaczynasz bredzić. – sięgnął dłonią po szklankę bruneta.
 
– Nie! Mówię prawdę! – odsunął rękę tak, że Draco musiał przysunąć bliżej, aby jej sięgnąć. – Jak mi nie wierzysz sam się jej spytaj. – burknął jak obrażone dziecko.
 
– Jasne, Potty, następnym razem jak ją zobaczę z pewnością to zrobię. – mały uśmiech pojawił się na jego ustach, ale wciąż nie zrezygnował z próby odebrania Gryfonowi szklanki.
 
– Zostaw, to moje. – wciąż próbował wyciągnąć rękę jak najdalej od Malfoya, przez co ten był coraz bliżej niego.
 
– Czas już spać, Potter. – Harry poczuł ciepły oddech na swojej twarzy, dlatego uniósł swoje spojrzenie, a jego oczy napotkały te srebrne.
 
Czas wokół nich jakby zwolnił, a żaden nie ruszył się nawet o cal. Oddech Gryfona przyspieszył nieznacznie, a szklanka uwolniła się z jego dłoni, opadając z głuchym uderzeniem na dywan. Nie wiedział kiedy ręką Malfoya znalazła się tak blisko jego biodra, a on czuł, jak jego skóra pali w kontakcie z ciałem blondyna. Zerknął w dół, na te idealne, różowe usta i już wiedział, że przepadł.
 
Niewiele więcej myśląc sięgnął dłonią na tył głowy Malfoya i przyciągnął go do pocałunku. Blondyn z początku zamarł, jakby ta sytuacja do niego nie dochodziła, jednak kiedy się ocknął, zaczął oddawać pocałunek. Harry pomyślał, że nic lepszego nigdy go w życiu nie spotkało. Odważył się pogłębić pocałunek, wysuwając swój język i jakby na próbę przejeżdżając nim po tych miękkich ustach. Te rozchyliły się, wpuszczając go do środka, dzięki czemu mógł leniwymi ruchami języka badać podniebienie Malfoya. Smakował on czymś słodkim, a zarazem też alkoholem, który razem pili. Od pocałunku zaczęło mu się kręcić w głowie, ale nie przerywał go, wolną rękę owijając wokół talii wyższego.
 
Draco wsunął palce w te miękkie, czarne włosy i przycisnął twarz Gryfona bliżej swojej. Pocałunek wywoływał w nim wiele emocji, a wszystkie kumulowały się gdzieś na dole brzucha. Postanowił to jednak zignorować, upajając się smakiem i miękkością ust Pottera. Tak długo pragnął tego pocałunku, samemu to sobie właśnie uświadamiając. Z początku dawał brunetowi poczucie dominacji, jednak postanowił, że sam przejmie inicjatywę. Jego dłonie zsunęły się na barki mężczyzny, a następnie na jego klatkę piersiową, która zaczął gładzić.
 
Miał ochotę zerwać wszystkie ubrania z Gryfona, chcąc się upewnić, że całe jego ciało jest tak samo idealne, jak jego usta. Przez alkohol na razie nie potrafił myśleć logicznie, a jedyne, czego teraz pragnął, to te gorące ciało przed nim. Swoje wargi przesunął na szyje, na której zaczął składać pocałunki, delikatnie ją przygryzając. Potter jęknął wprost do jego ucha, co wywołało kolejną falę podniecenia w jego organizmie. Chciał, aby ten dźwięk pozostał z nim do końca jego życia. Uczucie dłoni w okolicach paska do jego spodni otrzeźwiło go na tyle, aby się odsunąć.
 
– Co ty robisz, Potter? – jego głos był zachrypnięty z podniecenia, a oczy pociemniałe.
 
– Ja... – Gryfon sam wyglądał na zaskoczonego swoimi działaniami, a jego policzki w momencie zapłonęły rumieńcem.
 
– Nie wyobrażaj sobie nie wiadomo czego. – warknął, zrywając się z kanapy i kierując w stronę kominka. – Jutro z samego rana masz być trzeźwy. Pamiętaj o naszej pracy. – rzucił przez ramię do zszokowanego Gryfona, przez moment mu się jeszcze przyglądając, ale zanim ten zdążył cokolwiek powiedzieć zniknął w zielonych płomieniach.
 
Harry siedział na kanapie jak spetryfikowany, a dopiero po dłuższej chwili dotarło do niego to, co się właśnie stało. Całowałem się z Malfoyem.. z własnym szefem. On mnie zabije. Poza tym, do cholery! Mam chłopaka! Co ja wyprawiam?! Złapał się za włosy i pociągnął za nie mocno. Wciąż odczuwał skutki ich pocałunku, szczególnie w niższych partiach ciała, przez co czuł się jeszcze gorzej niż wcześniej. Nie pomagał mu fakt, że prawie rozebrał Malfoya. Merlinie, on miał ochotę, żeby między nimi doszło nie tylko do pocałunku. Musiał się jakoś uspokoić, aby nie zacząć płakać. Był dorosłym mężczyzną, a zachowywał się jak nastolatek, który nie panuje nad własnym popędem seksualnym. Wzmocnił uścisk na swoich włosach i zacisnął mocno powieki.
 
– Kurwa! – wyrwało się z jego ust, przerywając tą bolesną cisze w domu.
 


:)

Tak, szefie. || Drarry +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz