Bucky Barnes • samotność

533 35 19
                                    

Wbiegłam do mieszkania Bucky'ego, po tym jak obudziły mnie jego krzyki. Taka sytuacja zdarzała się coraz częściej. Kilka razy w tygodniu to codzienność. Po tym jak Steve wrócił to Peggy obiecałam mu, że zaopiekuję się Bucky'm. Więc wprowadziłam się obok niego. Byliśmy przyjaciółmi, pomagałam mu z jego cieniami przeszłości. Może liczyłam na coś więcej niż przyjaźń, ale w tym momencie to Bucky był najważniejszy.

Kiedy otworzyłam drzwi zobaczyłam bruneta ciężko dyszącego siedzącego na podłodze. Podbiegłam do niego, kucnęła przez nim i oparłam ręce na jego zgiętych kolanach.

- Bucky spójrz na mnie. Już dobrze, to był tylko koszmar. Nic ci nie jest. - spojrzał na mnie ze łzami w oczach i strachem. Serce mi pękało na ten widok. Okropny jest widok ukochanej osoby w takim stanie. Przyciągnęłam go do ciebie. Otuliłam do rękami wokół szyi a on swoje otulił wokół mojej talii i wtulił głowę w zagłębienie mojej szyi. - Chcesz mi opowiedzieć?

- Byłem w Hydrze i porwali ciebie. Zamienili mnie w Zimowego Żołnierza i kazali mi ciebie z...zabić. - poczułam łzy na koszulce. Płakał. - Przepraszam. Po prostu to trudne. Nie wyobrażam sobie życia jak by cię tu nie było. - pterodaktyle w brzuchu dały o sobie znać. Zrobiło mi się gorąco, ale to nie na to czas.

- Nigdy więcej cię nie porwą, ani nic ci nie zrobią. A jeśli spróbują to skopię im dupy. Rozumiesz? - złapałam go za policzki i sprawiłam, żeby spojrzał na mnie. Uśmiechnął się i pokiwał głową. Patrzyłam się chwilę w jego oczy, dopóki się nie otrząsnęłam. - Przyniosę ci wodę.

Podeszłam do blatu kuchennego i nalałam wody do dwóch szklanek. Poczułam na sobie jego wzrok, więc spojrzałam w tamtą stronę. I faktycznie patrzył się na mnie o dziwo z uśmiechem.

- Co się gapisz? - oboje się zaśmialiśmy.

- Dziękuję. - powiedział po chwili ciszy.

- Za co?

- Że tu jesteś. - podeszłam do niego i podałam szklankę.

- To chyba oczywiste, że tu jestem. Jestem twoją przyjaciółką.

- Steve też był przyjacielem. Mówił, że będzie ze mną do końca i że mnie nie opuści. A nie ma go. Boję się, że ciebie też zaraz nie będzie. Znajdziesz jakiegoś wariata który z tobą wytrzyma i nie zwariuje, zakochasz się i mnie zostawisz. - szturchnęłam go łokciem w bok.

- Nie zostawię cię. Po pierwsze musiałabym chyba do jakiegoś psychiatryku pójść żeby znaleźć takiego wariata, a po drugie nie śpieszy mi się żeby się zakochiwać. - Już to zrobiłam. - dopowiedziałam sobie w myślach. Naprawdę chciałam mu teraz powiedzieć, że nie muszę szukać, ale to nie był ani dobry moment, ani dobry czas.

Bucky'emu jest ciężko po tym jak Steve go zostawił. Każdemu jest ciężko, ale jemu chyba najciężej. Koleś który obiecał mu, że "będzie z nim do końca ich linii" się zmył. Linia się skończyła, ale tylko dla Steve'a, Bucky jeszcze miał trochę tej linii i było mu ciężko bo był sam. Chciałam mu pokazać, że nie jest sam bo ma mnie.

- To dobrze, bo cię nie puszczę. Steve'owi w pewnym sensie pozwoliłem odejść, tobie nie pozwolę. - objął mnie ramieniem i pozwolił mi się wtulić w siebie.

- Dziękuje, że mi powiedziałeś. - uśmiechnęłam się do niego. Po chwili poczułam, że mnie podnosi i razem ze mną siada na kanapie. - Czemu śpisz na ziemi?

- Przez 70 lat nie miałem normalnego łóżka. Nie jestem przyzwyczajony.

- Ale Bucky, twoje plecy są już stare, mogą tego nie wytrzymać.

- Coś ty powiedziała? - spojrzał na mnie tym swoim spojrzeniem. - Pożałujesz.

- Nie nie nie!!! Nie łaskocz mnie, proszę!! Przepraszam!!! - zaczęła się od niego odsuwać, ale jego metalowe ramię mnie przytrzymało.

- No dobrze wybaczam. Dzisiaj mogę spać z tobą na kanapie.

- Chyba musze częściej u ciebie nocować jeśli tym będę ratować twoje plecy.

- Oj YN, czasami nie wiesz kiedy przestać. - i zaczął mnie łaskotać. Przez kilka kolejnych minut wszystko co było słychać to moje krzyki pomieszany z jego śmiechem. Kiedy przestał uświadomiłam sobie, że wisi nade mną, a ja leże na kanapie.

- Jesteś śpiący? - powiedziałam przerywając niezręczną ciszę. On tylko pokręcił głową nie zmieniając naszej pozycji. - Co powiesz na to, żebyśmy oglądnęli razem film?

- Dobrze. Jaki?

- A jaki chcesz? - dałam mu wybrać bo nie wiedziałam które już oglądał. Wstał, a ja odetchnęłam i uświadomiłam sobie, że cały czas nie miał koszulki. Miał tylko SZARE dresy!!! Pewnie byłam czerwona jak pomidor. Dobrze, że światła były wyłączone. Zobaczyłam, że wkłada jakąś płytę, a po chwili na ekranie wyświetliło się logo Disney'a. - Wiesz, że mogłeś to włączyć w Internecie?

- Wiem, ale tak jest lepiej.

- Przyznaj, że nie wiesz jak. - spojrzałam na jego twarz która była teraz czerwona. Opadł obok mnie i objął mnie ramieniem.

- Cicho siedź i oglądaj.

Okazało się, że włączył "w głowie się nie mieści". Oglądaliśmy przytuleni do siebie. Mogła bym pomyśleć, że to coś znaczy, ale robiliśmy tak cały czas. Musiałam się z tym pogodzić. Pod koniec filmu rozpłakałam się. Za każdym razem płakałam. Nie ważne ile razy bym oglądała tą bajkę. Kiedy się skończyła spojrzałam na Bucky'ego który na policzkach sam miał własne łzy.

- Nie gadaj, że James Buchanan Barnes się rozkleił. - zaśmiałam a Bucky na mnie spojrzał z uśmiechem. Patrzył tak z minutę i nie odwracał wzroku. - Wszystko dobrze?

- Kocham cię. - powiedział tak niespodziewanie, że prawie tego nie wyłapałam.

- Co?

- Kocham cię lalka. Musiałem to w końcu powiedzieć bo coraz trudniej mi z tym żyć. - patrzyłam w jego oczy z szokiem po czym się uśmiechnęłam tak szeroko jak nigdy.

Przyciągnęłam go za kark do pocałunku, który od razu odwzajemnił. Wplątałam palce w jego krótkie już włosy i pociągnęłam za nie na co westchnął. Położył swoje dłonie na mojej talii. Wydawało mi się, że się uśmiecha przez pocałunek. Kiedy się od siebie odsunęliśmy obydwoje uśmiechaliśmy się jak głupi.

- No i czemu wcześniej nie mówiłeś. To ja tu się głowie kiedy ci powiedzieć, że cię kocham bo się boje, że tego nie odwzajemniasz, a ty cały czas to samo czułeś. No głupi. - oboje się zaśmialiśmy.

- No to teraz będę codziennie spał w łóżku z tobą.

- No oczywiście, że tak. A co ty sobie myślisz. Już nigdy się ode mnie nie uwolnisz wariacie.

- Boże w co ja się wpakowałem. Najlepsza decyzja życia.

Oglądnęliśmy jeszcze kilka bajek, aż do rana. Jak Sam się dowiedział, że jesteśmy razem to prawie zemdlał z ekscytacji. Oczywiście Bucky nie oszczędził sobie komentarzy w stylu "a mógł się już nie budzić". Ale już nigdy nie musiał się martwić tym, że będzie sam.



<3

MARVEL || One ShotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz