👗37👗

299 12 28
                                    

Od wyjazdu Morvana minął rok. Chłopak nie dawał o sobie żadnych oznak życia. Po miesiącu od jego wyjazdu, zacząłem się martwić. Jego ojciec też nic nie wiedział. Zgłosiłem więc jego zaginięcie, ale policja nic nie znalazła. Morvan nawet nie wyleciał z Włoch, a tamtejsza policja też nie mogła go znaleźć. Uznano go więc za martwego. Nie mogłem się z tego otrząsnąć przez dobry miesiąc. Ale dzięki wsparciu przyjaciół moje życie znowu wróciło do normy.

- Wróciłem - powiedziałem przekraczając próg domu.

- Jak było w pracy, kochanie? - zapytał chłopak tuląc mnie na przywitanie.

- Wręcz wspaniale. Cały personel wyprawił mi przyjęcie urodzinowe. Ale ptaszki mi pisnęły, że i ty miałeś w tym swój udział Mark. 

- Może coś tam zrobiłem - uśmiechnął się delikatnie.

- Tort był pyszny. Dziękuję - powiedziałem i pocałowałem chłopaka w policzek.

- Cieszę się, że ci smakował - odwzajemnił pocałunek w usta. 

- Ale dlaczego nie przyszedłeś? - zapytałem zaciekawiony.

- Musiałem jeszcze zostać w kawiarni, ale nie bój się. Nie zapomniałem o twoich urodzinach.

- Nie mógłbym się o to martwić - zaśmiałem się i wszedłem do salonu. 

Na podłodze były porozkładane płatki róż, a na stoliczku były dwa kieliszki i butelka czerwonego wina. 

- Wiem, że już jadłeś dlatego nie przygotowywałem żadnej kolacji - powiedział przytulając mnie od tyłu i całując w policzek.

Spędziliśmy przyjemnie wieczór. Obejrzeliśmy jakiś film i śmialiśmy się z byle czego. A właściwie to ja się śmiałem. Trochę za dużo wypiłem wina przez co nie wiedziałem kiedy zasnąłem. 

Obudziłem się około 13 z potężnym bólem głowy. Zszedłem na dół i położyłem się na kanapie w salonie. Zakryłem swoje oczy ręka. Po chwili przyszedł do mnie Mark i przyniósł mi tabletki przeciwbólowe i kawę. 

- Wiem, że nie lubisz kawy, ale uwierz mi, że ci pomoże - oznajmił chłopak kładąc mi leki na stoliczku.

Podziękowałem mu nie odkrywając oczu. 

Gdy Mark poszedł do pracy, a ja poczułem się już lepiej, postanowiłem pójść na zakupy. Wybrałem się do pobliskiej galerii. Nie chciałem nic konkretnego. Po prostu mi się nudziło, a nie chciałem ciągnąć Jukona, bo nie byłoby z tego żadnej przyjemności. Musiałbym go tylko pilnować. 

Po jakimś czasie poszedłem jeszcze do sklepu odzieżowego. Przeglądając jakieś bluzy, moją uwagę przyciągnęła postać stojąca kilka metrów ode mnie. Jego sylwetka wyglądała dziwnie znajoma. Nie widziałem jego twarzy, bo stał tyłem. Chciałem wrócić do przeglądania ubrań, ale jakaś siła mi na to nie pozwalała. Mężczyzna nagle odwrócił się w moją stronę. Gdy zobaczyłem jego twarz zamurowało mnie. 

Był to nikt inny jak Seo Morvan. Moja dawna miłość. Chłopak, który został uznany za martwego, zmierzał w moim kierunku. Nie wiedziałem co mam zrobić. Mężczyzna chyba mnie nie poznał, bo przeszedł obok mnie jak gdyby nigdy nic. Ja dalej stałem jakby wryty w ziemię. Nie mogłem się ruszyć, a tym bardziej odezwać. Byłem w wielkim szoku. Miałem milion pytań.

Ocknąłem się w końcu i zacząłem śledzić chłopaka. Morvan wyszedł z galerii i zmierzał w stronę samochodu. Podążałem za nim kiedy z jego kieszeni coś wypadło.

- Przepraszam! - krzyknąłem aby zwrócić na siebie jego uwagę.

Nic. Nawet się nie obrócił. Wziąłem portfel i pobiegłem za nim. Złapałem za drzwi, które zamierzał zamknąć.

- Co pan wyprawia? - spytał się mnie zdenerwowany.

Pan?

- Wypadło ci z kieszeni - odpowiedziałem.

Chłopak spojrzał na mnie. Wyrwał mi jego własność z ręki i trzasnął drzwiami. 

Co ty się odpierdala?!

Po chwili widziałem jak samochód odjeżdża.

Wróciłem do domu zakłopotany. Zacząłem myśleć jak to jest możliwe, że on wrócił. 

Przecież uznano go za martwego. Nie dawał o sobie żadnych oznak życia. Czemu nagle wrócił? Czemu dopiero teraz?

Niby miałem już chłopaka, ale w głębi duszy dalej kochałem Morvana. Więc jego powrót jednocześnie mnie uszczęśliwił, a jednocześnie zasmucił. 

Cieszę się, że nic mu nie jest. Ale teraz wiem, że nie będę mógł przestać o nim myśleć...znowu.

Po kilku godzinach Mark wrócił z pracy. Znowu spędziliśmy miło czas, ale ja nie mogłem przestać rozmyślać o Morvanie. Nienawidziłem siebie za to. 

Jak mogę myśleć o innym chłopaku, kiedy mam już najwspanialszego na świecie. 

W nocy nie mogłem spać. Nie mogłem przestać myśleć o Morvanie i o tym dlaczego tak zareagował. Niby wycierpiałem przez niego nie mało. Ale wciąż go kochałem. I nic, ani nikt, nie mógł tego zmienić. Wstałem z łóżka i poszedłem do kuchni. Napiłem się wody i spojrzałem na godzinę. Była 5.35. 

- Zaraz i tak muszę wstać - powiedziałem do siebie. 

Wracając na górę, po schodach, wywaliłem się na nich. Przez to, że było ciemno nic nie widziałem. Syknąłem z bólu i zauważyłem, że jeden szczebel się odchylił. Ujawniając co było w środku schodka. Najciszej jak potrafiłem zdjąłem materiał i zajrzałem do środka. Wyjąłem z niego karteczkę z adresem i numerem telefonu. Przyjrzałem się jej. 

- Chwila - poświeciłem sobie telefonem - Przecież to adres domu Morvana. A bynajmniej taki był jeszcze rok temu.

Sprawdziłem czy numery się zgadzały. Były inne. Moja ciekawość wygrała i włożyłem karteczkę w kieszeń spodni od piżamy i poprawiłem schodek. Wróciłem do łóżka jak gdyby nigdy nic. Teraz miałem jeszcze więcej pytań.

Dlaczego w naszym domu, jest adres domu Morvana i najprawdopodobniej jego numer telefonu? I dlaczego były schowane? 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Nikt się takiego przebiegu akcji nie spodziewał. Ja też nie. Trzymajcie się cieplutko 🤗.


Always With You  || BL ||  ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz