XVIII

124 8 0
                                    

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Tom

-Panie wszystko już gotowe. Syn Malfoyów naprawił szafkę zniknięć.- lekko drżący głos rozniósł się po sali. Mężczyzna który odważył się zacząć rozmowę siedział przy podłużnym stole. Spotkanie w którym wzięli udział najważniejsi lub najbardziej zaufani śmierciożercy. 

-Doskonale - chłodny głos odpowiedział.

-Chociaż myślę że będzie jedna przeszkoda.

-niby co nam może przeszkodzić ?

-panna Wilson.-na odpowiedzieć jednego z zebranych osób prychniecie opuściło usta przewódcy.

-zabijemy ją, panie ja to mogę zrobić ja ją zabije . Zdradziła nas to najlepsza kara  - uśmiech wymalowany u  kobiety o gęstych, lśniących ciemnych włosach, długich rzęsach i mocno zakrwawionych oczach. Bellatriks Lestrange gotowa rzucić się w ogień dla przywódczy.

Strach wymalowany na  dość chudym człowieku o bladej skórze, żółtych zębach, haczykowatym nosie oraz ciemnych, penetrujących oczach przypominających tunele. Mrocznego i zaniedbanego wyglądu dopełniały półdługie, przetłuszczone włosy koloru czarnego. Severus Snape.

-Nie , macie ją tu sprowadzić żywą - wypowiedz przywódczy sprawiła że wielki uśmiech na twarzy Bellatriks zniknął.

-oczywiście panie - odparli śmierciożersy.

(*)

- co ty znowu wyprawiasz ? -pociągnęłam go za nadgarstek aby w końcu na mnie spojrzał. Krople deszczu które rozpędzały się spływały po mojej twarzy. Moje piękne długie ułożone włosy podniesione od nasady opadły.

-a co mam wyprawiać , musze znaleźć diadem.

-znowu chcesz to zrobić nie wystarczy ci już masz puchar ,medalion , pierścień i dziennik który ci podarowałam

-nie, musi ich być siedem.

-po co aż tyle? Zgłupiałeś?!

-Nie jeśli nie chcesz mi towarzyszyć to możesz iść nie jesteś już mi potrzebna. - wyrwał się z jej chwytu i odszedł.

-T-ty - nie mogłam dokończyć łzy same zbierały się w moich oczach i je opuszczały. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa wiec upadłam na ziemię.

*

-Ile tu będę siedzieć ?- kolejne pytanie padło z moich ust kiedy znowu się pojawił skrzat noszący mi znowu jedzenie.

-Wiem że mnie słyszysz ,chociaż mi powiedz jaki mamy dzień. -odparłam z nutą nadziei w głosie.

-5 lipca pani - odparł i odszedł.

-5 lipca? Jestem tu aż 5 dni i nikt nie przyszedł oprócz skrzata z jedzeniem. Co za nonsens.

Usiadłam gdzieś w koncie przysuwając kolana do siebie zakrywając twarz rękami.

-Idziemy . - przerażający głos przerwał moje rozmyślenia.

-co ? -odparłam zdziwiona podnosząc głowę do góry i wstają otrzepując sukienkę rękami.

Oczom ukazał się mężczyzna  z wielką szopą matowych szarych włosów i zmierzwionymi bokobrodami, a także okryty czarną szatą, która wydawała się przyciasna. Jego głos przywodził na myśl ochrypłe szczekanie psa. Dłonie, które miały szarą barwę, zakończone były długimi, żółtawymi paznokciami. Zapach, jaki było od niego czuć,  określiłam bym to  jako „mieszaninę mocnych, wstrętnych zapachów: brudu, potu i krwi."




Promise • Tom RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz