#1

735 45 6
                                    

Stephanie

Osiem minut spóźnienia. Nie do wiary! Przecież ona nigdy się nie spóźnia. Wyłączam muzykę i wyciągam słuchawki z uszu, kiedy podchodzi do mnie Jelly, dziewczyna, która obsługuje tu od dwóch miesięcy. Stawia na stoliku moją zamówioną moccę i kanapkę z indykiem, plus suchego gofra. Słuchawki w tym czasie chowam do małej torebki leżącej obok na krześle.

– Przygotować dla Lyn? – pyta, stawiając koszyczek z czystymi sztućcami.

– Powinna już być. – Spoglądam na telefon. – Tak, proszę, najwyżej zje i wypije zimne. – Wzruszam ramionami.

Kiwa głową i odchodzi. Siedzę w naszym stałym miejscu, lecz dzisiaj przodem do drzwi, ponieważ przyszłam jako pierwsza, co ostatnio często się zdarza. Evelyn przez ostatni tydzień chodzi zakręcona i cały czas się spóźnia lub o czymś zapomina. Może to wina tego, że Derek się do niej wprowadził? Wybrali architekta, który zaprojektuje im wymarzony dom, na rodzinnej ziemi.

Spoglądam na drzwi i widzę, że właśnie wkracza osoba, na którą czekam. Ta kobieta jest chodzącą blond pięknością i nie dziwię się, że jej mąż stracił dla niej głowę. Gdy wchodzi do pomieszczenia, uwaga wszystkich jest skupiana na niej. Jej pewność siebie jest tak intensywna, że czasami mnie to onieśmiela.

– Wybacz spóźnienie – wydusza Lyn, siadając naprzeciwko. – Znowu musiałam przestawiać spotkania. – Podnosi rękę.

Gdy on przenosi na mnie wzrok, od razu zerkam na towarzyszkę. Zawsze mam wrażenie, że ludzie wiedzą o czym myślę. Mam tylko nadzieję, że nie przyłapał mnie na wgapianiu się i pożeraniu go wzrokiem.

– Spoko. Obym się przez ciebie nie spóźniła do pracy, bo znowu Liam się na mnie wyżyje.

Czuję na sobie spojrzenie Chrisa. Walczę z pokusą, by na niego spojrzeć, chociaż ukradkiem, lecz muszę się trzymać swojej zasady, dlatego dodaję:

– Muszę być dokładnie o drugiej po południu.

Szef palant dał mi tydzień wolnego, gdy porwano Dereka przed weselem Drexela i Yvi. Wróciłam z nimi do miasta w poniedziałek, przez co musiał przedłużyć mój urlop o jeszcze jeden dzień i nie był z tego zadowolony. Cały czas się ze sobą sprzeczamy, dlatego chciałabym dzisiaj przyjść wcześniej, aby nie dać mu kolejnego pretekstu do głupich docinek.

Nie martw się, nic ci nie zrobi. – Macha ręką. – Zobacz to – dodaje, wyciągając plany domu i podstawiając mi je pod nos. – Co myślisz? Rozważamy dodanie jeszcze jednego basenu. A tutaj – wskazuje palcem na kartkę – chcę zrobić osobną salę. Będziesz mogła przyjść, poćwiczyć ze mną jogę. – Rozpromienia się.

– Wow, to będzie naprawdę duży dom – odpowiadam, nie znajdując lepszych słów.

– Owszem. Musimy mieć dodatkowe pokoje na przyjazd rodziny Verenów czy twój. Dlatego zrobimy dodatkowe skrzydło, bo wiesz...

– Tak, wiem – przerywam jej. – Nie musisz tego tłumaczyć. Przez ten tydzień miałam was po dziurki w nosie – mówię, przewracając oczami. – Rozumiem, że lubicie seks, ale naprawdę, przez was zaczynam go unikać – ściszam głos – jak wy możecie to robić non stop, nie rozumiem. Nie boli cię to?

Evelyn patrzy na mnie zaskoczona, jakbym była z innej planety.

– Normalnie i nic mnie nie boli. – Oblizuje usta. – Może czasem, ale to się nazywa przyjemny ból.

W tym momencie Jelly podchodzi i stawia przed nami cappuccino i kanapkę z wołowiną.

– Dzięki. Dopisz do rachunku. – Lyn podnosi dłoń, a ja zauważam kątem oka, idącego do kasy ochroniarza.

Słaby punkt - Haker #3 ZOSTANIE WYDANEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz