#21

237 35 11
                                    

Liam

Nie mogę się doczekać spotkania ze Stephanie. Odkąd ruszyłem, nie było minuty, żebym o niej nie myślał. O pięknym uśmiechu, gdy śmiała się na naszej randce, o ślicznych oczach, które wyryły się już w mojej pamięci, o czerwonych od podniecania policzkach, tych kuszących ustach, które mógłbym całować bez przerwy. Gdyby tylko mi pozwoliła, nie oderwałbym się od nich do końca swoich dni.

Na każdym spotkaniu, przed i po, chciałem do niej napisać, ale nie mogłem się tak narzucać, gdyż bałem się, że z nas zrezygnuje. Mimo tego, iż mówiła – miesiąc, widziałem w jej oczach wątpliwości.

Zajmuję się dokładnie tym samym, co jej były, chociaż ona o tym nie wie i nie wiem, czy chcę, żeby się dowiedziała. Moja firma jest dla mnie ważna, tak samo, jak praca dla siostry, lecz dla niej mógłbym z tego zrezygnować.

Szczęśliwy, przygotowałem wszystko na obiad, nawet zrobiłem deser. Zamówiłem bukiet. Wszystko szło po mojej myśli. Jestem z siebie, w chuj, dumny, i wiem, że wyjdzie idealnie.

Ubrałem się dzisiaj elegancko. Zauważyłem wcześniej, że Stephanie nie może oderwać wzroku od moich przedramion, dlatego podciągnąłem zieloną koszulę do łokci. Wyjeżdżając z podziemnego parkingu, pierwsze co rzuca mi się w oczy, to wielki bilbord wywieszony na Gateway Newsstand, przedstawiający obiekt moich westchnień w roli głównej. Wyszła na nim tak pięknie, że mam ochotę zadzwonić do biura firmy i odkupić wszystkie ich prace, na których jest, aby mieć do nich pełne prawo, a potem powywieszać je w całym swoim mieszkaniu. Ta dziewczyna to chodzący seks! Wkurwia mnie myśl, że każdy może ją teraz oglądać, dlatego muszę pokazać światu, że ona należy do mnie.

Spieszę się, jadąc na miejsce złamałem z dwanaście przepisów, ale nie mogę pozwolić, aby spędziła więcej czasu z tym pajacem. Parkuję samochód tuż przed wejściem i waham się kilka razy czy wziąć od razu czerwone róże. Po kilku próbach uznaję, że lepiej dać je, gdy wyjdziemy, dlatego sprawnym krokiem wchodzę do hangaru. Mijam Joanne, która siedzi dzisiaj w recepcji i przechodzę przez bramki, używając swojej karty.

W pierwszej sekundzie nie ogarniam, co się dzieje przede mną. Widok do mnie nie dociera. Mrugam kilka razy, żeby obraz mi się wyostrzył, lecz to, co widzę, było pierdoloną rzeczywistością. Żołądek podchodzi mi do gardła, a w klatce piersiowej czuję ucisk. Moja Stephanie całuje się z Chrisem, pierdolonym, Tremblay'em. A ja sukinsynowi pomogłem! To dzięki mnie pracuje dla Lyn! Furia zamazuje mi oczy, gdy robię jeden krok do przodu, ale nie podchodzę. Zabiłbym go gołymi rękami. Wbiłbym palce w jego tchawice, żeby nigdy już nie wziął oddechu. Oddechu, którego właśnie kosztuje od mojej kobiety. Jak ona mogła? Przecież mówiła, że to dla niej zdrada! Do chuja z tym wszystkim! Mieliśmy układ. Jeden miesiąc na wyłączność. Myślałem, że to coś dla niej znaczy, jednak grubo się myliłem. Jest dokładnie taka, jak inne.

Nie mogę opanować żaru, który czuję w klatce, a gdy zaczynam szybciej oddychać, z moich ust wydobywają się warkoty. W końcu odrywają się od siebie i wtedy spoglądają w moją stronę. Zaciskam szczękę, zgrzytając zębami, co sprawia mi ból. Dostrzegam przerażenie na twarzy Stephanie, a Chris unosi kącik ust. Zajebię chuja, lecz nie dziś. Nie przy moich ludziach, którzy stanęli na baczność, gdy tylko wszedłem. Odwracam się, mając ciągle w głowie wizję ich pocałunku i po prostu wychodzę, zanim zrobiłbym coś głupiego w emocjach. Docieram do auta, a w głowie mam pierdolony helikopter, jakbym wypił przynajmniej litr szkockiej.

Nigdy nie czułem się tak słabo. Ledwo mogę trzymać kierownicę. Jadąc dziewięćdziesiątką czwórką, sięgam po ten jebany bukiet i wypierdalam go przy pierwszej lepszej okazji przez okno. Walę w kierownicę, nadal nie mogąc uwierzyć w to, co zobaczyłem. Uderzam w nią, wyobrażając sobie, że to łeb tego sukinsyna, który od dzisiaj nie jest moją rodziną.

Wjeżdżam na parking, ustawiając samochód w poprzek. Kiedy przekraczam próg mieszkania, od razu udaję się do kuchni po coś mocniejszego. Chwytam Macallana, nie pierdoląc się ze szklanką i ruszam w stronę salonu, lecz przystaję. Odwracam się i w dwóch krokach podchodzę do piekarnika, otwieram go i wyciągam lasagne, która od razu ląduje z impetem na ścianie obok. To samo robię z Tiramisu, jednak to mnie nie uspokaja. Mam ochotę rozjebać dom! Wciąż trzymając trunek, jednym ruchem zrzucam wszystko z blatu. Talerze, świece, sztućce, kieliszki. Trzask rzeczy odbija się echem po całym apartamencie, a szkło rozsypuje się w drobny mak. Przechodzę po tym i siadam wygodnie w fotelu w salonie. Odkręcam butelkę i biorę spory łyk, który pali mój przełyk jeszcze gorzej, niż uczcie, które mnie dzisiaj dopadło.

Zgarniam pilot z oparcia kanapy, włączam muzykę i rozsiadam się wygodnie. Akurat gra Guns'n Roses — Cry. Nogi układam na stoliku, tępo wpatrując się w widok za oknem.

Chcę, kurwa, żeby ona tu była. Jest jedyną kobietą, oprócz mojej rodziny, która tu weszła. Jedyną, którą chciałem, aby tu była, dzieliła ze mną przestań. Przecieram ręką twarz i upijam whisky. To niedorzeczne, jak szybko można poznać się na osobie i w niej zakochać. Prycham i wypijam większą ilość trunku. Telefon zaczyna wibrować w kieszeni, więc podnoszę się trochę i wyciągam go. Odblokowuję i widzę wiadomość od Stephanie.

Candy Cane: To nie tak, jak myślisz... proszę

Nie czytam dalej, tylko rzucam nim gdzieś w chuj, słysząc kolejny trzask.

Nie tak jak myślę?! Nie, kurwa?!

Wszystko dobrze widziałem.

Najgorsze jest Ocieram lekko mokry policzek i piję jeszcze więcej. Mdli mnie, ale mam to w dupie.


Słaby punkt - Haker #3 ZOSTANIE WYDANEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz