#6

289 27 6
                                    

Podróż przebiegła spokojnie. Przed wizytą w szpitalu zatrzymuję się jeszcze w moim rodzinnym domu. Przy wejściu wita mnie widok dwóch dużych, czarnych samochodów – ochrona. To zrozumiałe, w końcu z moim ojcem mieszka teraz mama Verenów. Przekręcam klucz w drzwiach i wchodzę do środka, w korytarzu czeka tata. Musiałam go obudzić.

– Stephanie, moje dziecko – mówi pierwszy, otwierając ramiona. Podchodzę do niego, przytulając mocno.

– Przyszłam tylko po coś. Planowałam jutro przyjechać i się przywitać – szepczę, wtulając twarz w jego klatkę piersiową. – Czy wiesz, gdzie jest mój kocyk? – Odchylam głowę, by na niego spojrzeć.

– Bardzo się cieszę, że jesteś. Tak, trzymam go w szafie, zaraz ci przyniosę. Chcesz go dać Decardowi?

– Tak. A Joselyn śpi, czy jest w szpitalu?

– Śpi. Gdy się tylko dowiedziała, od razu pojechała do szpitala. A co do tego lekarza... – zaczyna, ale przerywa, machając ręką. – Dobrze, że maluch jest już z nami. – Całuje mnie w czoło. – Zaraz przyniosę kocyk.

Udaje się do pokoju. Mieszka w podobnym domku, co kiedyś Yvonne. Skromny, ale przytulny. Rozglądam się dokładnie dookoła, bo wiem, że gdzieś tu w domu są ukryte kamery. Jakiś czas temu, Yvi mi o nich powiedziała. Ale to, jak szukanie igły w stogu siana. Przy drzwiach wejściowych znajduje się szafka z butami, więc otwieram ją i wyciągam espadryle, a trampki Lyn biorę pod pachę.

Do Chicago nie zabrałam wszystkich rzeczy, bo wiedziałam, że tu wrócę. To w Tucson, chcę otworzyć własne studio. Wiem, iż w innych miastach mam więcej możliwości, lecz nigdy nie wiadomo co przyniesie przyszłość.

Kilka minut później tata wraca z moim szarym, puchatym kocykiem, który delikatnie wkłada do torebki. Rozpromieniam się na widok tej wyjątkowo cennej dla mnie pamiątki z dzieciństwa. Był moim nieodłącznym towarzyszem aż do ósmego roku życia. Zabierałam go wszędzie – do przedszkola, do Yvi, do łóżka. Nawet bawiłam się z nim w piaskownicy i brałam na zakupy z tatą do Targetu. Kiedy byłam starsza, zdziwiłam się, że kocyk wciąż wygląda jak nowy, pomimo że często tarzał się po ziemi. Teraz przypuszczam, że tata musiał go co jakiś czas wymieniać na nowy.

– Trzymaj skarbie. – Podaje mi torebkę.

– Dziękuję. Zobaczymy się później, prawda? Derek z Lyn na mnie czekają.

– Jasne, jasne. Pędź moja droga. Jutro widzimy się na obiedzie. – Przytula mnie jeszcze na pożegnanie.

Ruszam do auta, a gdy zajmuję swoje miejsce z tyłu, pytam:

– Derek, co masz dla naszego chrześniaka?

Kładę torbę z kocykiem obok siebie, a buty przyjaciółki pod nogi.

Mężczyzna spogląda na mnie przez wsteczne lusterko, a potem na Evelyn. Widzę w jego oczach figlarny błysk.

– Ja mu przekażę najważniejszą rzecz, która przyda mu się w życiu.

– Czyli co? – prycha kobieta. – Głupotę?

Nie możemy powstrzymać śmiechu.

– Nie obrażaj mnie, skarbie. Pamiętaj, że ten „głupol", jest twoim narzeczonym.

– Pamiętam. – Przewraca oczami. – Powiedz. Sama jestem ciekawa, co mu dasz.

– Swój pierwszy komputer – mówi bardzo poważnie, a my obie unosimy brwi.

– Nie sądzisz, że za wcześnie na takie prezenty? – szepczę, pochyliwszy się w ich stronę.

– Nie mam nic innego, co kojarzy mi się z dzieciństwem. Miałem dużo zabawek, pluszaków, ale gdy przyszedł kiedyś do nas ojciec Yvi – zerka na mnie w lusterku – i zobaczyłem u niego komputer, poprosiłem o taki. Nie chciałem już żadnych zabawek, tylko właśnie komputer, konsolę i różne elektroniczne rzeczy. Fascynowało mnie to. Nawet potrafiłem rozkładać je na części pierwsze i składać z powrotem, gdy mi się nudziło. Więc tak. Dam mu swój pierwszy komputer. – Podnosi palec. – Dobrze wiemy, jakie Yvonne ma umiejętności i jestem niemal pewny, że odziedziczy je po niej.

Słaby punkt - Haker #3 ZOSTANIE WYDANEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz