#24

221 35 10
                                    

Stephanie

Ledwo zwlekam się z łóżka niewyspana, z bólem głowy i serca. Nie robię ćwiczeń, tylko próbuję zatuszować worki pod oczami i opuchliznę, co zajmuje mi dość sporo czasu. Następnie szykuję się do pracy.

Po drodze oczywiście zatrzymuję się w kawiarni. Dzisiaj dla Liama zamawiam espresso z kardamonem, kokosem, cynamonem i mlekiem. Do tego biorę kilka donatów. Czekoladowy, waniliowy, kokosowy i orzechowy.

W biurze pojawiam się dokładnie kilka minut przed szóstą. Witam się z dziewczyną w recepcji, a potem jadę na piętro Natalie. Mam tylko nadzieję, że ta cała sytuacja, która miała miejsce wczoraj, nie zagwarantuje mi wylotu z pracy. Przystaję chwilę przy stanowisku przyjaciółki.

– Jak tam? – Stawiam kawy i pączki na wolnym miejscu obok jej komputera.

– Jezu! – Zasłania usta dłonią, kiedy tylko zwraca na mnie uwagę. – Co ci się stało? – A potem, jak gdyby nigdy nic, chwyta jednego donuta.

– Co masz na myśli? – Marszczę czoło, a ona pokazuje na moją twarz, wpychając sobie w usta spory kęs.

Wzdycham i przymykam powieki. Miałam nadzieję, że udało mi się zatuszować wygląd.

– Ciężka noc. Nie mogłam spać.

– Właśnie widzę. Coś się stało? – dopytuje, ledwo wyduszając coś ze swoich ust.

– Nie – macham ręką – opowiem ci później. Może skoczymy na lunch?

– Jasne – przełyka wszystko – tylko muszę się uporać z tymi papierami. – Opada na krzesło zrezygnowana. – Hallie coraz więcej mi tego przynosi. – Pokazuje na stos kartek. – Streszczanie tych dokumentów to jakiś dramat. Masz na to jakiś sposób? – pyta, marszcząc brwi.

– Właśnie nie. – Wzruszam ramionami. – Liam już przyszedł?

– Nie. Jest czysto.

– To ja idę wszystko przygotować.

– Leć, leć. Zjedź o pierwszej. Do tego czasu powinnam się wyrobić.

– Będę. – Biorę wszystkie rzeczy.

Skoro wiem, że nie ma Browna, wchodzę do jego biura bez pukania i stawiam trzy świeże pączki i kawę na jego biurku. Zerkam na zegarek i pędzę na swoje miejsce, bo on lada chwila może się zjawić. Bardzo się denerwuję. Podryguję nogą i ciągle patrzę w stronę windy. Zaczynam grzebać w telefonie, ale czas tak mi się dłuży, że odkładam go i przeglądam listę dzisiejszych spotkań. Za dwadzieścia minut ma pierwsze, a jego nadal nie ma. Boję się, że coś się stało. Chwytam komórkę i wybieram jego numer. Od razu włącza się poczta głosowa. To do niego niepodobne. Ponawiam połączenie, lecz znów jest to samo. Czekam jeszcze piętnaście minut, ale dalej cisza. Recepcjonistka powiadamia mnie, że klient już przyszedł na spotkanie. Cholera! Nie zdążam nic wymyślić, gdyż pan Parker wychodzi po chwili z windy. Wstaję i podchodzę bliżej mężczyzny.

– Dzień dobry. – Wyciągam do niego rękę.

– Witaj, Stephanie. – Całuje moją dłoń. – Liam u siebie?

– Liam, się jeszcze nie pojawił. – Marszczę czoło. – Może zaproponuję panu kawę i chwilę poczekamy?

– Nie mam na to czasu, moja droga.

– Mogę pana przepisać na inną godzinę lub dzień? – pytam z nadzieją i podchodzę do komputera.

– Nie przychodząc na spotkanie, nie pokazał się z najlepszej strony, jednak jego mama zapewniała, że ma najlepszych ludzi do ochrony.

Słaby punkt - Haker #3 ZOSTANIE WYDANEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz