Rozdział 5.

879 27 1
                                    

- Ty... Ty gówniaro!- Wysyczał mój ojciec przez zęby.- Wszystko dla ciebie robimy! Wszystko!

Kolejna kłótnia. Tym razem poszło o moje słowa, że nie zależy im na mnie. Kochałam Tatę, ale czy on kochał mnie?

- Tato proszę nie krzycz na mnie...- Powiedziałam gdy łzy spływały po mojej twarzy jak szalone. Nie umiałam ich kontrolować, to było silniejsze ode mnie.

- Wyjdź. Nie pokazuj mi się na oczy!- Wykrzyczał a ja posłusznie wyszłam z domu. Bałam się go, ale go kochałam.

Zapłakana błąkałam się po ulicach. Płakałam, wyłam i szlochałam żałośnie. Włosy kleiły mnie do twarzy a ja już ledwo oddychałam. Wiedziałam gdzie chce iść, więc tam się udałam. Żałowałam, że przed wyjściem nie weszłam do pokoju, ubrała bym jakąś bluzę, albo swetr, bo na sobie miałam tylko białe trampki, różowy top i białe kolarki. Moja twarz zapewne była cała czerwona, a po makijażu została rozmazana plama. Stanęłam przed drzwiami domu mojego wujka, czyli taty Ashley i Till'a. Ledwo łapiąc oddech zapukałam słabo do drzwi, ale jednak ktoś usłyszał. Nie musiałam wcale długo czekać, aby ktoś mi otworzył. Wujek Ethan stanął w drzwiach a gdy mnie zobaczył spojrzał na mnie troskliwie, owinął rękę wokół moich ramion i wciągnął do domu zamykając drzwi.

- Noemi, wszystko w porządku?- Zapytał gdy zatrzymaliśmy się obok schodów do góry.

- Tak, Ja... -Powiedziałam wciąż szlochając i wtuliłam głowę a jego ramię.

W końcu wujek zawołał dziewczynę, a ta gdy usłyszała moje imię w sekundę zjawiła się na dole.

Zbiegła niemal potykając się o swoje własne nogi. Miała na sobie czarną sukienkę do kostek która idealnie podkreślała jej nie za chudą, nie za grubą, idealną talie. Nie miała makijażu, a włosy miała proste. Wyglądała pięknie, jak zawsze. A ja wyglądałam jak jakaś przybłęda. Gdy dziewczyna stanęła przed nami, zawiesiła wzrok na mnie wtuloną w jej ojca, szybko przytuliła mnie dając znak ojcu, że może już iść.

- Kochanie, oddychaj. Wdech i wydech.- Mówiła zmartwiona.

Jak udało się jej mnie trochę uspokoić, to zaprowadziła mnie do pokoju Till'a gdzie ten siedział krześle ubrany w czarne bojówki i granatową bluzę Adidas. Chłopak spojrzał na mnie a potem na Ashley, gdy ta kazała mi usiąść na łóżku. Gdy usiadłam, ta zabrała koc z oparcia krzesła Till'a i zarzuciła mi go na ramiona po czym ponownie mnie przytuliła.

- Chcesz nam opowiedzieć co się stało? Tylko spokojnie.- Powiedział Till przechylając się do przodu a paczkę papierosów którą trzymał w ręku, położył na biurku.

- Powiedziałam im, że nie zależy im na mnie.- Wypowiedziałam robiąc przerwy w zdaniu, Ashley siedziała przy mnie, jak prawdziwa troskliwa Matka.

Chyba wystarczająco zrozumieli. Opowiedziałam im wszystko a oni starali się mnie pocieszyć jak tylko mogli, dobrze, że ich mam. Po pewnym czasie uspokoiłam się.

Minęła godzina, aż nagle zasnęłam. Łóżko Till'a było całkiem wygodne, jedyne co zapamiętałam to Till otulający mnie mocniej kocem i Ashley trzymająca dłoń na moim plecach przesuwając ją w górę i dół.

Obudziłam się rano, wciąż leżąc w łóżku Till'a. Gdy podszedłam do szafy, gdzie było jego lustro zauważyłam, że mój rozmazany makijaż został zmyty, czyli najprawdopodobniej Ashley bawiła się wacikiem i zmywaczem gdy spałam, bo wątpię, że Till, aż tak by się poświęcił bym nie ubrudziła mu poduszki tuszem do rzęs. Chcąc wyjść z pokoju zatrzymałam się przy biurku, gdzie chłopak wcześniej położył swoje Malboro, które wciąż tam leżały. Spojrzałam w stronę drzwi i szybko chwyciłam paczkę papierosów. Ubrałam jedną z czarnych bluz Till'a i schowałam papierosy do kieszeni.

Wyszłam z pokoju kierując się w stronę sypialnii Ashy, gdzie prawdopodobnie znajdował się też Till i nie myliłam się. Otworzyłam drzwi i ujrzałam ich w piżamach pół żyjących. To pewnie moja wina.

- Pozwoliłam sobie wziąć twoją bluzę, Till.- Powiedziałam niepewnie a chłopak tylko machnął ręką. Usiadłam na podłodze pod łóżkiem dziewczyny.

-Ashy, mogę pożyczyć ubrania? I kosmetyki, zdecydowanie.

- Bierz co chcesz, co moje to i twoje, oprócz moich dupeczek.-Powiedziała dumna siebie, Ashley.

Tak, więc stałam i podeszłam do szafy szatynki. Wyciągnęłam z niej czarną, bardzo długą sukienkę, myśląc, że to była bluzka.

Dziewczyna zaśmiała się i powiedziała:

- W tym byś wyglądała seksownie, ale moje ubrania na tobie wiszą, słonko.

Zaśmiałam się cicho i odłożyłam sukienkę. Officjalnie wyciągnęłam jej czarne dzwony i jakiś biały T-shirt.

Udałam się do łazienki i ubrałam wcześniej znalezione ubrania, wcześniej nie miałam ubranego stanika, więc musiałam pozostać bez, bo stanik Ashy byłby znacznie za duży. Spodnie Ashley były na mnie znacznie za duszę, ale związałam je sznurkiem znalezionym w łazience a koszulkę związałam gumką którą miałam na ręce. Kosmetyczka Ashy leżała na umywalce, więc pozwoliłam sobie z niej skorzystać. Musiałam odmówić sobie podkładu, ponieważ jej jest na mnie znacznie za ciemny. Natomiast zrobiłam delikatną kreską, linie wodną wypełniłam białą kredką, rzęsy potraktowałam zalotką i tuszem do rzęs a na koniec dodałam róż na nos i policzki, a także odrobinę rozświetlaczu.

Gdy ponownie pojawiłam się w pokoju, Till miał zrobione warkoczyki... Ale nie ważne.

Obydwoje spojrzeli na mnie a Till zaśmiał się.

- Boże, masz taką kościstą dupę, że musiałaś związać te spodnie które przecież są megA małe.

- Zostaw jej dupe w spokoju.- Odpowiedziała mu Ashley przewracając oczami.

Uśmiechnęłam się delikatnie i usiadłam na biurku.

- Zaraz będę spadać, rodzice chyba i tak są źli, że byłam gdzieś na noc.- Powiedziałam delikatnie zmartwiona, tym co może mnie czekać w domu.

- Spokojnie, debile wiedzą, że byłaś tutaj na noc, bo tatusiek dzwonił do nich, że zabiera nas i ciebie na jakieś jezioro na ryby. Kumasz? Ty i ryby? Sam się zaśmiałem.- Odpowiedział roześmiany Brunet.

- Nie wypuszczę cie do póki czegoś nie zjesz.- Wtrąciła Ashley.

Oho... Zaczyna się.

- Ashy... Zjem w domu.- Powiedziałam to cholernie znudzona.

- Kłamczucha!- Wykrzyczał Till.

- Zamknij się!- Również krzyknęłam.- Nie krzycz!

- To zjesz coś?

- W domu! Obiecuję, słowo Harcerza!- Przyłożyłam dłoń do piersi, chodź nigdy nie byłam harcerką.

- Dobra, wypuszczę cię.- Ponownie przewróciła oczami.

Po krótkim pożegniu, przytulaniu i tak dalej udało mi się wyjść z domu. Ten dom zawsze był taki... Inny. Pełny rozmów, szczęścia, śmiechów i miłości, tak jak powinnien wyglądać każdy rodzinny dom. Sekrety które wypowiedziało się w tym domu, zostały tam. Całkiem inaczej niż mój dom...

Gdy byłam już całkiem daleko od domu mojego wujka dostałam nagle mój telefon zaczął dzwonić. Till. Fajki. O boże, mam przejebane. Nie odebrałam, więc zadzwonił drugi raz, ale również to zignorowałam, aż dostałam wiadomość.

Od: Barbie Till.
Ukradłaś moje papierosy? Tak?

A potem kolejną, która zabolała tak cholernie.

Od: Barbie Till.
Zawiodłem się, Noe. Nie spodziewałem się takiego czegoś po tobie.

Jak mogłam...

Angel of failure.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz