Rozdział 11.

772 28 7
                                    

Asher.

Noe nie było w szkole już do końca roku. Całe dwa tygodnie nie dała znaku życia, a jedyne co wiem to, że po szkole chodzi plotka, że jest chora, albo coś gorszego. Jeszcze w poniedziałek nie było tego pieprzonego obrońcy Noe, Matthew'a. Nie żebym się martwił, ale to po prostu dziwne.

Cały tydzień dostawałem krzywe spojrzenia od Ashley Rose, ale kto wie o co jej chodziło? Starsza kuzyneczka się za bardzo poczuła i tyle, a może zakochała? Hah, no tak, chyba cała szkoła już zauważyła, że to pierdolona lesbijka, aż do piątku gdzie chyba nie wytrzymałem.

Ashley stała przy szafce siedząc na telefonie, ale gdy zobaczyła mnie, przewróciła oczami. I to właśnie wtedy do niej podszedłem i przygwoździłem ją do szafki kładąc dłoń centralnie przy jej głowie.

- Czego chcesz, Walker?!- Powiedziała wyraźnie niezadowolena moją obecnością, agresywna laska.

- Co tak agresywnie, dziewczynko? Dalej jesteś zła, że cię złapano jak uciekłaś z domu? Uciekłaś robić palcówki koleżankom?- Zaśmiałem się i druga dłoń uniosłem poruszając palcami, a Ashley chyba naprawdę miała spory problem z agresją...

- Słucham? Ty pieprzony kutasie?!- Krzyknęła i odepchnęła mnie.

Zaśmiałem się lekko, ale dostałem za to z pięści w nos. Wow, ta laska ma siłę.

- Ty pierdolona szmato!- Krzyczała rzucając się na mnie.

Ashley kopnęła mnie i szarpała, aż w pewnym momencie złapałem ją za nadgarstki unieruchamiając je.

- Uspokój się.- Powiedziałem zły.

Poczułem, że z nosa leci mi krew, ale czego miałem się spodziewać gdy przyjebała mi tak mocno?

Po chwili popchnąłem ją na szafki, a ta przywaliła w nie głową a zaraz po tym wbiegała dyrektorka.

- Rose?! Walker?! Co tu się wyprawia!

Mamy przesrane.

***

Siedziałem na krześle, jakieś dwa metry od Rose u dyrektorki. Przykładałem do nosa zimny okład, a Ashley, zaś do tyłu głowy.

- Możecie mi wytłumaczyć co ta bójka miała znaczyć?!

A nie możemy po prostu wrócić do domu? Nudy. Szczerze, ani trochę nie chciało mi się tu siedzieć. Ciągle ta sama gadka, znam już to na pamięć.

Mój ojciec stał przy mnie a jego wyraz twarzy był obojętny, matka Ashley zaś stała za nią i ona była naprawdę wkurwiona.

Głupia gadka, ujemne punkty bla bla bla, gówno zrobią, to ostatni dzień.

***

Poniedziałek i zakończenie roku. W końcu. Wstałem całkiem rano, wstawanie było ciężkie.

Przetarłem oczy i leniwie wstałem z łóżka. Odrazu udałem się do łazienki by wziąć prysznic który trwał chwilę.

Nie śpieszyłem się, bo była wczesna godzina i miałem czas. Ja zawsze mam czas.

Ubrałem czarne spodnie i białą koszulę której nie dopiąłem.

***

Podjechałem swoim czarnym mustangiem pod szkołe. Gdy wyszedłem z auta i oparłem się o maskę samochodu czekając na Harry'ego pierwsze co rzuciło mi się w oczy to bardzo drobna sylwetka idącą spokojnie do budynku szkoły. Laska była taka drobna, że jakby zawiał wiatr bez problemu zwiało by ją. Nie widziałem jej twarzy, ale widziałem, że miała ciemnobrązowe włosy.

Gdy Harry w końcu doszedł do mnie po wymienieniu się paroma zdaniami weszliśmy do budynku szkoły. Stanąłem z Harrym na tyłach gdy dyrektorka wygłaszała swoją jakże fascynująca wymowę.

Gdy już było po wszystkim postanowiłem zapalić papierosa za murami szkoły i wtedy zobaczyłem dziewczynę o jakże strasznie drobnej sylwetce, ale teraz widziałem jej twarz i to była... Noemi.

Noemi była ubrana w krótką czarną sukienkę z długim rękawem, miała ją na sobie również rok temu i wtedy była idealnie dopasowana do niej a teraz wisiała na niej. To było straszne jak słabo wyglądała w tej chwili. Sukienka miała dekolt przez co było widać jej wystające żebra i mostek. Nawet jej twarz była taka mniejsza. Noe zawsze była drobna, ale teraz to, aż chore. Wracając do tego co miała na sobie, to miała zwykle czarne trampki i rozpuszczone włosy. Jej skóra była okropnie blada dlatego pewnie nie miała na skórze nic oprócz pomalowanych oczu. Szła przed siebie z spuszczoną głową. Poczułem potrzebę może zaczepienia jej? Nie wiem. Ruszyłem w jej stronę a gdy zamierzanie przeze mnie wpadła na mnie powiedziała cicho:

- Ojej... Przepra...- Nie dokończyła, bo gdy uniosła głowa zobaczyła mnie.- Co ty do cholery wyprawiasz?!

- Jak ci się nagle ton zmienił, aniołku.- Zaśmiałem się zauważając zmianę w jej tonie gdy mnie zobaczyła.

Pchnąłem ją na murek a nadgarstki unieruchomiłem nad głową.

- Puszczaj dupku!- Krzyknęła szarpiąc się.

Byłem w stanie trzymać jej małe nadgarstki w jednej ręce, więc drugą dłonią sięgnąłem po jej podróbek zmuszając ja do spojrzenia na mnie.

- Zostaw mnie!

- Nie szarp się...- Powiedziałem po czym zobaczyłem jej sine usta i zmęczone oczy.- Masz sine usta.

- Co cię to?! Po prostu mnie zostaw!

- Wiesz, ostatnio wydawało mi się, że ci się podoba jak jestem obok.

- Byłam pijana!

- Ale się do mnie kleiłaś.- Uśmiechnąłem się łobuzersko patrząc jak próbowała mi się wyrwać. Nie tym razem aniołku, wiem, że to lubisz.

- Daj mi spokój!- Tym razem mogę stwierdzić, że pisk wydobył się z jej gardła.

Spojrzałem w jej oczy, ale one zeszkliły się.

- Proszę...- Powiedziała to tak błagalnie, że poczułem się winny.

A gdy łza spłynęła po jej policzku po prostu ją puściłem a ta uciekła.

Nigdy nie było mi jej żal.

Coś było nie tak.

Zacisnąłem pięść i uderzyłem z całej siły w mur.

Co ty ze mną robisz, Aniołku...

Ale tej gry nie wygrasz.

Angel of failure.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz