Rozdział 21.

744 24 4
                                    

Tego poranka obudziłam się z dobrym humorem. Wiedziałam, że dzisiaj muszę spotkać się z Asher'em a przy okazji wrócę do domu. Przemyślałam to i wiem, że muszę być przy mamie nawet gdy będzie źle. Może się zmieni? Może ciąża na nią zadziała dobrze. Muszę się nią opiekować, nawet gdy ona nie opiekowała się mną.

Wstałam z kanapy gdzie zasnęłam i udałam się do łazienki gdzie wzięłam prysznic, pomalowałam się i ubrałam biały top na ramiączkach z koronkowym wzorem kwiatów który wychodził na odsłonięty dekolt i zwykłe błękitne jeansy do których musiałam wziąć pasek kuzynki ponieważ były mi już za duże. Mokre włosy spoczywały na moich ramionach a szyję dekorował łańcuszek z motylkiem. Chciałam wyjść z łazienki, ale zrobiło mi się słabo przez co usiadłam na chwilę na zimnych płytkach. Po może pięciu minutach wstałam i wyszłam z pomieszczenia, by wrócić do pokoju kuzynki i spakować rzeczy które gdzieś zostawiłam.

Po spakowaniu się narzuciłam na ramiona długi cienki sweterek, ponieważ odczuwałam chłód. W między czasie również wysłałam do Ash'a wiadomość, że musimy się spotkać i gdzie. Usiadłam na podłodze i postawiłam przejrzeć Tumblr'a gdzie działo się to co zwykle. Ashley oczywiście zdążyła się obudzić, więc gdy tylko wyłączyłam telefon, ta wisiała na mnie, gdyż nudziła się.

Minęło parę godzin a ja właśnie otwierałam drzwi do domu. W domu zastałam ciszę. Czy nikogo nie było? Może wyjechali? Zastanawiałam się, ale gdy weszłam do salonu zobaczyłam mamę śpiąca na kanapie, ale taty nigdzie nie było. Nie widziałam, aby moja rodzicielka coś wcześniej gotowała, więc chcąc być dobrą córką postanowiłam, że ugotuje dla niej obiad. Cichutko poszłam do pokoju odłożyć swoje rzeczy po czym udałam się do kuchni. Ciężko było mi przygotować coś co ma być dobre a nie nisko kaloryczne, ale postanowiłam, że zrobię jej zupę z marchwi.

Pobiegłam do sklepu kupić potrzebne składniki po czym wróciłam do domu, mama wciąż spała a ja wzięłam się do roboty. Pokroiłam warzywa takie jak seler i pietruszka a sporą ilość marchewki starałam na tarce. Wszystkie warzywa włożyłam w garnek zalewając wodą. Kiedy wszystko się gotowało zaczęłam grzebać w przyprawach i zerwałam świeże zioła do zupy. Gdy wszystko się zagotowała doprawiłam zupę i poczekałam jeszcze chwilkę a w między czasie wyciągnęłam białą porcelanową miskę. Nalałam zupy do naczynia i udałam się do matki.
Naprawdę delikatnie położyłam porcelanę na stoliku przy kanapie gdzie spała kobieta, ale ta obudziła się i spojrzała na mnie.

- Co to?- Spytała zaspana mając na myśli naczynie które stawiałam na stoliku.

- Zrobiłam dla ciebie obiad...- Powiedziałam uśmiechając się lekko.

- Och, dziękuję.- Odpowiedziała podnosząc się do siadu by chwycić zupę.- Nie zjesz?

- Ja jadłam u Ashley.- Skłamałam uśmiechając się.

Matka wydawała się spokojna a kiedy wzięła łyżkę z potrawą do ust, uśmiechnęła się do mnie.

- Dobrze gotujesz.- Powiedziała rozkoszując się obiadek mojej roboty.

- Dziękuję.

To było ostatnie słowo jakie powiedziałam i poszłam do pokoju.

Położyłam się do łóżka czując zawroty głowy a okropny ból brzucha spowodowany głodem sprawiał, że czułam się strasznie. Gdyby głód nie istniał, byłoby łatwiej, ale musiałam dać radę.

Zbliżała się wyznaczona godzina do spotkania z chłopakiem, więc z trudem podniosłam się z łóżka i powoli wyszłam z pokoju kierując się na korytarz. Na schodach szłam mocno oparta o ścianę, bo bałam się, że upadne.

Cudem doszłam na korytarz gdzie ubrałam ulubione trampki i rzucając szybkie pożegnanie w stronę mamy, wyszłam z domu.

Szłam powoli kołysząc się leciutko. Nie dawałam rady iść prosto, ale starałam się w ogóle iść bo najchętniej położyłabym się na ziemi i tu została. Było ciężko, ale dałam radę dojść do lasu gdzie mieliśmy się spotkać. Walker stał oparty o drzewo z odpalonym papierosem między wargami.

- Cześć, Walker.- Powiedziałam stając na przeciwko niego a po chwili spuściłam wzrok.

- Cześć.- Odpowiedział i wyciągnął paczkę papierosów w moją stronę proponując jednego.

- Nie, dziękuję.

- Odmawiasz fajki?

- Tak, Asher. Po prostu nie czuję się najlepiej, by palić fajki.

- Co jest?- Odepchnął się od drzewa by stanąć bliżej a jedną dłoń położył na mojej talii.

- Nie, to nic.- Machnęłam dłonią.

Ash przyciągnął mnie w talii bliżej siebie a nasze ciała niemalże się stykały.

- O czym chciałaś porozmawiać?- Spytał ostatni raz zaciągając się papierosem a po chwili wyrzucając go na ziemię.

- O nas.- Odpowiedziałam unosząc głowę.

- O nas?- Odchrząknął patrząc mi prosto w oczy.

- Tak.

Nagle zrobiło mi ale słabo a po chwili nastała ciemność co spowodowało, że wpadłam w ramiona bruneta. Moje zasłabnięcie nie trwało długo, bo już po chwili otworzyłam oczy a Ash mocno ściskał mnie w talii patrząc na mnie.

- Dalej chcesz mi wmawiać, że wszystko dobrze? Przecież widzę.- Powiedział poważnie.

Podkręciłam głową a po chwili schowałam ją w pierś chłopaka.

- Odwiozę cię do domu, dobrze?

- Nie... Tam jest mama, zdenerwuje się.- Gadałam bez ładu i składu.

- To pojedziemy do mnie, tak?

Mruknęłam coś niezrozumiałego nawet dla mnie. Walker bez większego wysiłku podniósł mnie i ruszył do auta gdzie posadził mnie na siedzeniu z przodu po czym zapiął pasy.

- Doszła bym sama.- Powiedziałam podciągając kolana do piersi.

- Ale ze mną doszłaś bez trudu, a sama byś pewnie nie dała rady.- Mruknął a jego kąciki ust uniosły się do góry.

Och, zrozumiałam o co mu chodziło.

- Powiesz mi, więc o co chodziło, Aniołku?- Spytał odpalając samochód a po chwili ruszyliśmy.

- Asher?

- Hm?

- Kim dla siebie jesteśmy?- Rzuciłam spoglądając na niego, ale on nie odrywał wzroku od drogi.

Chłopak jeszcze bardziej się uśmiechnął.

- Nie wiem, Noemi. A kim byliśmy dla siebie wcześniej?

- Nikim.

Byliśmy nikim, ale teraz jesteś dla mnie czymś. Ale czy ja znacze coś dla ciebie?

- Możemy być przyjaciółmi.- Mruknął.

Przyjaciółmi. Możemy być przyjaciółmi.

- To dlaczego mnie pocałowałeś?

- Możemy być przyjaciółmi z...

- Przyjaciółmi z korzyściami?- Dokończyłam za niego.

To słowo brzmiało boleśnie, ale i najlepiej.

- Tak, Aniołku.

Więc tym dla siebie byliśmy. Przyjaciele z korzyściami, zero miłości. Zero uczuć. Więc tak to ma wyglądać?

Angel of failure.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz