Rozdział 39.

635 20 0
                                    

Wstałam i przetarłam oczy. Wczorajszy dzień nie należał do najlepszych przez co poszłam bardzo szybko spać. Zaliczyłam kłótnie z rodzicami, rozmowę z Ashley, płakanie w poduszkę i krwawe wymiociny oraz parę innych. Pomimo sporu przespanych godzin wcale nie czułam się wyspana, tak naprawdę chciałabym leżeć w łóżku, spać i nigdy się nie obudzić, ale szkoła się sama nie zrobi a tak ogólnie byłoby to niemożliwe, raczej. Chciałabym jeszcze pospać, ale no cóż, raczej bym już nie zasnęła. Nie należę do osób które zasypiają szybko, no chyba, że jestem serio wykończona do tragicznego stopnia. Powoli wstałam nie otwierając oczu i przeciągnęłam ramiona po czym wyprostowałam plecy i otworzyłam oczy.

W końcu wyszłam z łóżka ubierając na nogi moje czarne kapcie z uszkami kota a także zarzucając na ramiona swój biały puchowy szlafrok. Powędrowałam po schodach na dół, aby pójść do kuchni w celu zaparzenia zielonej herbaty. Na moje szczęście, rodziców nie obchodził ten dzień. Znaczy, kazali mi się dziś spotkać z Ashley i to tyle. Powinni wrócić jutro, albo w nocy. Nalałam wody do czajnika po czym wstawiłam go na podstawkę a w tym czasie przygotowałam sobie kubek oraz herbatę. Czekając, aż woda się zagotuje usiadłam na blacie garbiąc się nie elegancko i zamknęłam oczy. Westchnęłam czując zmęczenie, chyba naprawdę położę się znów spać a bynajmniej spróbuję. Kiedy w końcu usłyszałam charakterystyczny dźwięk oznaczający, że katorga czekania na wodę się skończyła odrazy stanęłam na nogi i szybko zalałam herbatę po czym pobiegłam do swojego pokoju.

Usiadłam na materacu przykrywając się kocem i chwyciłam telefon. Moja skrzynka była pełna, miliony wiadomości. Gdy przeglądałam to, doszłam to faktu, że niektórych znam albo tylko z widzenia, albo wcale.

Och, no tak. Dzisiaj są moje urodziny.

Popijając gorącą herbatę bez wzruszenia odpisywałam wszystkim zwykłe dziękuję i przypinałam serce. Największe emocje wzbudziły we mnie tylko życzenia od kilku osób. Matt'a który złożył je równo o północy i co godzinę aż do 3 pisał mi różne komplementy a później zasnął przed tym obiecując, że zadzwoni jak tylko wstanę a później się spotkamy. Harry'ego który też przesłał je jeszcze w nocy, ale zamiast wiadomości dostałam filmik gdzie Harry leżąc w łóżku, prawdopodobnie zjarany, ale liczy się gest... W potarganych włosach i brudnej koszulce mówił życzenia gdzie na końcu przesłał buziaczki i nazwał mnie księżniczką. To było przeurocze. Oczywiście, że nagrałam się obu chłopcom dziękując im i wysyłając buziaczki. Byłam pod ogromnym wrażeniem jak słodkie to było. Jednakże było też coś co wydawało się raniące. Ashley się nie odezwała. Cholerna Ashley Rose która co roku jako pierwsza składała mi życzenia budząc mnie w środku nocy albo nad ranem, aby złożyć mi życzenia nie odezwała się, ani jednym słowem. Odświeżyłam parę razy skrzynkę, ale na nic. Nie wiem czemu tak mi zależało na życzeniach akurat od niej. Może naprawdę jestem tylko żałośnie zazdrosna. Westchnęłam i odłożyłam telefon na bok. Upiłam łyk herbaty po czym zamknęłam oczy.

Prawie wylałam na siebie herbatę gdy usłyszałam głośne pukanie do drzwi. Nie spodziewałam się dzisiaj nikogo a tym bardziej o dość wczesnej godzinie. Odłożyłam kubek, ubrałam kapcie i mocniej zacisnęłam biały szlafrok w talii po czym powoli zeszłam na dół po schodach. Zatrzymałam się w salonie gdy zobaczyłam małą papierową torbę. Zajrzałam do niej i pierwsze co zobaczyłam to kartka.

Nie możemy być dziś przy tobie, ale to prezent od nas. Wszystkiego najlepszego, Noemi.

Mama i Tata.

Patrzałam na kartkę bez wzruszenia. Wyciągnęłam z torby brązowy bawełniany swetr który był zdecydowanie za duży i naszyjnik. Natomiast na dole prezentu krył się malutki brązowy sweterek praktycznie taki sam jak ten który dostałam ja, tylko, że dla niemowlaka. Był dla Valencii.

Angel of failure.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz