Rozdział 10.

731 26 1
                                    

Noemi.

Ashley wniosła mnie do domu, gdy trzęsłam się z zimna. Dom był pusty, panująca tam cisza była przyjemna.

Nie czuję się wdzięczna, nie zasługiwałam na to. Nie chciałam ich pomocy, nie chciałam niczego od nich. Gdy siedziałam na kanapie podciągnęłam kolana do piersi i oparłam na nich czoło ukrywając twarz. Chciałam wrócić do domu, zamknąć się w swoim pokoju i płakać.

- Jesteś głodna?- Spytała Ashy kładąc zieloną herbatę na stole przed nami. Pamiętała jaką piję.

Cisza.

- Jest ci zimno?- Tym razem spytał Till.

Cisza.

I już tak miało być, chciałam, aby tylko cisza istniała. Nie potrzebowałam już nikogo, chciałam tylko ciszy. Cisza wydawała się bezpieczna. Poczułam, że ktoś na moich ramionach położył miękki kocyk który nie dał mi takiego ciepła, jakie dał mi on w tamtym momencie. Okropność. Czułam obrzydzenie do siebie i po chwili zerwałam się z miejsca i pobiegłam do łazienki.

- Noemi!- Krzyknął chłopak.

Wbiegłam do łazienki jak poparzona i wręcz upadłam przed toaletą, zaczęłam wymiotować. Nie miałam już siły. Byłam cholernie osłabiona a co chwilę brało mnie na wymioty, było źle.

- Noe, przestań już.- Powiedziała zmartwiona Ashley, która kucnęła obok mnie i położyła mokry ręcznik na moim karku.

Umierałam od środka.

***

Pierwszego tygodnia szkoły nie pojawiłam się w niej. Nie miałam siły, leżałam w łóżku nie mając absolutnej siły wstać z niego. Jednego dnia leżałam cały czas w tej samej pozycji, w nocy znów wymiotowałam, drugiego dnia postanowiłam wypić mus, trzeciego znów wymiotowałam, czwartego leżałam skulona na podłodze w kuchni, piątego siedziałam przed domem i paliłam papierosa znalezionego gdzieś w bluzie. Szóstego zasłabłam witając rodziców po ich nieobecności. Siódmego dnia znów leżałam bezsilnie na łóżku a rodzice znów gdzieś wyjechali.

Poniedziałki zawsze są do dupy, gdy wstałam z łóżko odrazu upadłam na ziemię, na moje szczęście, bądź nieszczęście nie dałam znak Matthew'owi, że nie pójdę do szkoły, więc gdy tylko nie zjawiłam się na dole, ten wszedł do domu i zastał w moim pokoju mnie leżąca na ziemi. Wtedy podniósł mnie i odrazu położył na łóżku, nałożył na mnie kocyk i usiadł przy mnie gdy byłam już świadoma.

- Chcesz wody?- Spytał kładąc dłoń na moich czole.- Cholera, zostaje z tobą.

- Ale szkoła...

- Pieprzyć szkołę, nie pójdę tam gdy wiem, że jesteś sama w domu, masz gorączkę i zasłabłaś.- Przerwał mi ewidentnie zmartwiony.

Jak powiedział, tak zrobił. Matthew ściągnął swoje buty i położył się obejmując mnie lekko. Złożyło się, że tego dnia wf był pierwszy, więc był ubrany w szare dresowe krótkie spodenki i bluzę, bo na wf nie mieliśmy, jakichś obowiązkowych strojów.

Po pewnym czasie zasnęłam w jego ramionach. Gdy obudziłam się, Matt spał, ale płytko, bo gdy chciałam wstać, ten zagrodził mi ręką.

- Kiedy ostatnio coś jadłaś?- Spytał zaspanym głosem.

Wolałabym nie widzieć kiedy ostatnio jadłam, ale dawno.

Nie odpowiedziałam mu, więc ten po prostu objął mnie ramieniem i zaprowadził do kuchni. Mój przyjaciel czuł się u mnie jak u siebie w domu, więc bez większego wahania zrobił mi herbaty, a sobie nalał jakiegoś soku. Potem zaczął grzebać w szafkach, aż znalazł wafle ryżowe. Potem, natomiast otworzył lodówkę i wyciągnął z niej ogórka i serek do smarowania. Położyłam głowę na stole i zamknęłam oczy, a po około pięciu minutach coś obiło mi się o łokieć.

- Jedz.- Powiedział Matt, a gdy uniosłam głowę wziął gryza swojego wafla ryżowego z serkiem i ogórkiem.

Spojrzałam przed siebie gdzie znajdował się talerz, na którym również znajdował się wafl ryżowy z dodatkami. Matt przysunął bliżej mnie talerz a ja spojrzałam na niego, a potem na jedzenie. Nie mogłam...

Zaczęłam stukać paznokciami w blat a gdy poczułam zbyt przytłaczający wzrok przyjaciela chwyciłam wafla w dłoń. Gdy miałam ugryźć zawahałam się. Chwilę siedziałam bez ruchu, aż wzięłam jednego bardzo wolnego kęsa jedzenia. Jadłam powoli. Nie miałam wyboru. Gdy Matthew już dawno skończył jeść swojego, ja jeszcze męczyłam końcówkę.

Wzięłam łyk herbaty, a potem ostatni kęs wafla. Gdy skończyłam, Matt uśmiechnął się i poklepał mnie po głowie a potem zabrał talerz i rzucił go do zlewu, bo oczywiście nie dbał o to czy się stłucze, czy nie.

Ponownie położyłam ręce na blacie a potem oparłam na nich głowę.

- W porządku?- Spytał chłopak siadając obok mnie.

Nie było w porządku, czułam się okropnie. Pękała mi głowa a do gardła podeszło jedzenie, a po chwili mimowolnie zwymiotowałam. Ja już nie umiałam normalnie jeść. Popadłam w najgorsze uzależnienie.

***

W wtorek też nie mogłam nic, w pokoju posiadłam pewną szufladę gdzie chowałam niektóre jedzenie, więc podeszłam do niej i wcisnęłam w siebie proteinowego batonika.

***

Środa skończyła się wymuszaniem wymiotów. Musiałam być szczupła.

***

Czwartek leżałam w łóżku czytając wiersze i przeglądając Tumblr'a.

***

W piątek zdałam se sprawę, że w poniedziałek zakończenie roku. Nie przejmowałam się tym, wiedziałam, że mam wzorowe zachowanie, oceny najwyższe i wszystko w porządku. Przekręciłam się na bok i nie wiedząc dlaczego, weszłam na Instagrama Asher'a. Weszłam w jego relacje i pierwsze co zobaczyłam to film, gdzie pali papierosa, następna relacja to zdjęcie jego ławki z chemii. Absolutnie nie miałam pojęcia czy mam obecnie ochotę zgłosić jego konto, czy stworzyć fałszywe konto by go oglądać.

***

Sobota była dobra. Poćwiczyłam, umyłam się i nawet wyszłam z domu. Co prawda było przegorąco, ale poczytałam książkę na podwórku, a co najważniejsze, nie było Rodziców.

Siedziałam obecnie na balkonie, był już wieczór, ale było całkiem ciepło.

***

Poniedziałki zawsze są do dupy.

Angel of failure.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz