Rozdział 8.

772 29 1
                                    

Czasami lubiłam wziąć gorący prysznic. Chodź gorący to źle powiedziane, bo to był wrzątek. Bolało, ale lubiłam to. Lubiłam gdy to ja zadawałam sobie ból, gdyż na to zasługiwałam. Na ból i cierpienie.

Wyszłam z kabiny prysznicowej ciężko oddychając. Oparłam się o zlew i spuściłam wzrok. Było mi słabo. Pochyliłam się nad toaletą i mimowolnie zwymiotowałam. Wymiotowałam wodą, bo nie miałam już czym wymiotować. Bolało i piekło.

Po krótkiej chwili usiadłam ponownie w kabinie prysznicowej i wzięłam kolejny prysznic, ale tym razem był krótszy i nie gorący. Niedługo potem wstałam podpierając się o zlew i ubrałam białą bieliznę z wzorem serduszek. To było dziecinne, ale przyznam, że lubiłam uroczą bieliznę. Umyłam zęby miętową pastą i wyplukałam usta. Na to założyłam satynowy szlafrok w odcieniu brudnego różu i udałam się po kosmetyki. Musiałam zakryć swoje niedoskonałości. Gdy stanęłam przy lustrze zauważyłam, że mam sine usta i podkrążone oczy. Przykryłam to sporą ilością korektoru, na to jasny podkład. Potem zrobiłam delikatne kreski, pomalowałam rzęsy i wykonturowałam nos, oraz delikatnie kości policzkowe. Dodałam bardzo małą ilość różu na nos, oraz rozświetlacz na nos, kąciki oczu i kość policzkową.

Ubrałam biały top na ramiączkach z wzrokami kwiatków a na to różowy krótki sweterek który sięgał mi do połowy brzucha. Moje skóra idealnie przylegała do obojczyków i było je doskonale widać. Do tego ubrałam białą spódniczkę a pod nią oczywiście białe krótkie materiałowe spodenki. Jako dodatek dałam białe podkolanówki.

Rozczesałam włosy i nałożyłam błyszczyk na usta. Chwyciłam torbę na ramię i zbiegłam po schodach na dół. W korytarzu ubrałam białe Conversy po czym wyszłam z domu i zakluczyłam drzwi.

Wybiegłam z domu a Matt złapał mnie w biegu. Uściskał mnie i poprowadził do auta.

- Wyglądasz uroczo.- Skomplementował mnie Matthew uśmiechając się pod nosem.

- Dziękuję.- Mruknęłam, bo co miałam mu powiedzieć? "Dzięki, ale to nic nie znaczy, bo nie jestem i chce schudnąć."? To byłoby okropnie żałosne i słabe.

Gdy byliśmy na miejscu przed jakimś ogromnym domem z wrażenia otworzyłam buzię. To musiała być impreza jakiegoś kolegi Matt'a, bo ja sama spodziewałam się po jego słowach "impreza" jego salonu i taniego alkoholu. Przyjaciel objął mnie ramieniem i ruszył w stronę wejścia oczywiście wcześniej zamykając auto. Już przed wejściem słyszałam głośną muzykę, ale w środku myślałam, że mi uszy pękną. Matthew niczym się nie przejmował i odrazu pociągnął mnie w stronę kuchni gdzie nie pytając mnie o zdanie nalał mi alkoholu. Czuł się kompletnie jak u siebie, więc nie miałam już wątpliwości, że jesteśmy u jego przyjaciół.

Nawet nie zwróciłam uwagi gdy byłam kompletnie pijana. Tak się kończyły imprezy z moim przyjacielem. Upijał mnie a sam nie pił, bo prowadził, ale tym razem pił. Zdziwiłam się, bo przecież jak chciał potem wrócić do domu, ale no tak, mógł spać tu. W pewnym momencie zgubiłam gdzieś Matthew'a i zaczęłam błąkać się po korytarzach. Nie czułam się najlepiej. Było mi zimno i chciałam wymiotować. Spuściłam głowę w dół i objęłam się ramionami idąc po korytarzu gdzie panował mrok, gdzieś słyszałam śmiechy chłopaków a wcześniej minęła mnie blondynka o pięknych krztałtach która przypadkowo szturchnęła mnie ramieniem. Szłam dalej, aż zauważyłam biegnącego chłopaka który śmiał się, biegł tak szybko i nie zwracał na nic uwagi, pewnie nawet nie poczuł, że szturchnął mnie strasznie mocno. Gdy miałam upaść do tyłu, ktoś mnie złapał.

- Mam cię.

Niepewnie odwróciłam głowę i zobaczyłam Asher'a trzymającego mnie. Byłam zbyt pijana, aby coś powiedzieć, albo go skrytykować. Kiedy postawił mnie na równe nogi objął mnie ramieniem i prowadził gdzieś. O boże... co on do cholery wyprawiał. Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale oparłam głowę na jego pierś. Nie chciałam być sama. Delikatnie uniosłam głowę i zobaczyłam, że Ash uśmiecha się pod nosem. Zaprowadził mnie do chyba salonu i stanął przy grupce jakiś chłopaków którzy pewnie byli jego znajomymi. Nic nie rozumiałam. Walker usiadł na kanapie i posadził mnie na swoich kolanach. Chłopak uśmiechnął się łobuzersko i owinął rękę wokół mojej talii przyciskając mnie do siebie. Było mi cieplej, ale do cholery siedziałam na kolanach mojego wroga i przytulałam go. Byłam tak cholernie pijana i zła na siebie. Chłopaki coś ze sobą rozmawiali, ale byłam pogrążona w myślach. Brunet drugą ręką masował moje udo, co było przyjemne. Lekko zakręciło mi się w głowie i schowałam twarz w jego szyi. Czułam się dziwnie. Parę osób odeszło od nas a parę stało obok i gadało z chłopakiem. Nagle Asher podniósł mój podbródek zmuszając mnie do spojrzenia na niego. Ash uśmiechnął się złośliwie i przybliżył bliżej mojej twarzy. Gdy szedł ręką wyżej a palce trzymał już pod moją spódniczką, zamknęłam oczy. Czułam jego gorący oddech, byłam pewna, że zaraz mnie pocałuje. A gdy nasze twarze praktycznie się stykały usłyszałam cichy śmiech.

- Naprawdę myślałaś, że pocałuje kogoś takiego jak ty, Aniołku? Jesteś żałosna.- Zaśmiał się przy mojej twarzy.

Zabrał ręce z mojego ciała zabierając całe ciepło a chłód znowu otoczył moje ciało. Zerwałam się z jego kolan przerażona. Jak on mógł... Co za dupek!

Jak mogłam pozwolić zrobić mu coś takiego.

Dobiegły mnie śmiechy a ja stałam jak wryta. Wybiegłam. Biegłam przed siebie, aż wybiegłam z domu. Z moich oczu zaczęły lecieć niekontrolowane łzy a ja zatrzymałam się dopiero w jakimś lesie. Wyjęłam telefon i napisałam przyjacielowi, aby się nie martwił i że po prostu wróciłam do domu sama, bo nie czułam się najlepiej. Oparłam się o drzewo i wybuchłam płaczem. Byłam obrzydliwa.

To było uczucie jakby znów coś we mnie pękło. Jakbym miała pieprzoną nadzieję. Ścisnęło mnie w żołądku.
Pochyliłam się do przodu i zwymiotowałam. Czułam się strasznie okropnie. Nienawidziłam siebie za to, że pozwoliłam mu się zmanipulować.

Mimo wszystko znów zaczęłam gdzieś iść, nagle trafiłam na ciemną drogę. Szłam po środku tej drogi czując się coraz gorzej. Przed moimi oczami znów otworzyła się ta sytuacja. Śmiechy i wytykanie palcem. Zaczęłam biec.

Upadłam, ale wstałam i znów zaczęłam biec pomimo bólu. Miałam zdarte kolana i dłonie. Ponownie upadłam, ale teraz nie miałam siły wstać.

Rozpadałam się na drobne kawałki. Byłam coraz słabsza, ale kogo to obchodzi. Łzy rozmyły cały mój makijaż, a ja wciąż żałośnie płakałam. Wyłam i byłam zmęczona już tym wszystkim. Głowa mi Pękala a ja już ledwo widziałam na oczy. Miałam dość.

Coś spłynęło mi z nosa po wargach a potem zaczęło kąpać na dłonie i sweterek. To była krew. Strumyczka krwi leciał z mojego nosa. Chciałam wstać, ale gdy tylko spróbowałam ponownie upadłam

Ciemność. Czy ja umierałam? Nie było mnie już. Leżałam na tej zimnej i ciemnej drodze w lesie. To był koniec.

***

- Noemi?!- Krzyknął męski głos.

Czy to piekło? Czy mnie już nie było?

Nagle poczułam, że ktoś mnie przytula. Były to delikatne ramiona. Otworzyłam ostrożnie oczy i zobaczyłam... Ashley?... A nad nią stał Till.

Wymienili się zdaniami, ale nie rozumiałam. Ramiona Ashley zastąpiły ramiona Till'a. Podniósł mnie i niósł gdzieś. Jedyne co zrozumiałam z ich wymiany zdań, to, że Ashley wykłucała się, że da radę mnie nieść a Till mówił jej, że jest zbyt przerażona.

Till posadził mnie delikatnie w aucie, ale zaraz obok pojawiła się Ashley i położyła moją głowę na jej kolanach. Starła zaschniętą krew z mojego nosa i zarzuciła na mnie swój płaszcz.

- Odkręć ogrzewanie, jest zmarznięta.- Powiedziała Ashy głaszcząc mnie po głowie.

Byłam dla nich taka okropna, ignorowałam ich a teraz się mną opiekują?...

Zamknęłam oczy i modliłam się, aby to wszystko okazało się złym snem i abym obudziła się w swoim łóżku.

Angel of failure.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz