Rozdział 38.

603 21 0
                                    

Noemi.

Chciałabym nie istnieć. Wszystko mogłoby być prostsze gdybym po prostu nie istniała. Wszystkie problemy jakie spadły na mnie też by nie istniały. Ashley nie miałaby chodzącego problemu, Asher żałosnej histeryczki a rodzice jednej wielkiej porażki. Chciałabym pogrążyć się w ciszy z której nie mogłabym już wyjść. Chciałabym, aby cisza w której jestem nigdy nie odchodziła. Może wszystko byłoby prostsze właśnie wtedy gdybym się poddała, ale nie mogę.

Mama siedziała w salonie ubrana w beżową sweterkową sukienkę która idealnie podkreślała jej zaokrąglony brzuch. Obie dłonie znajdowały się na brzuszku, ale jedną co chwilę sięgała po napój.

Być może to właśnie dla niej nie mogę się poddać. Dla Valencii która już niedługo będzie ze mną. Przecież starsza siostra powinna dawać ten dobry przykład, tylko, że ja na ten przykład się nie nadaje. Nie mogę być przykładem dla przyszłego dziecka moich rodziców, dla mojej młodszej siostry. Nie ważne jak bardzo bym chciała, już nigdy nie będę mogła nazwać się przykładną. Nie jestem dobra. Nie jestem też zła.
Więc kim jestem?
Mama przed kłótnią powiedziała, że powinnam być chodzącym przykładem. Chodzący przykład brzmi strasznie i tak poważnie... A może nie powinnam? A może tak naprawdę nie nadaje się do niczego? W żadnym aspekcie nie można ze mnie brać przykładu. Nie jestem przykładem choć w wielu oczach mogłabym się nim wydawać.

Ukryłam twarz w ramionach leżących na wysepce w kuchni przy której siedziałam. Było mi zimno i czułam się okropnie. Chciałam wymiotować, ale nie mogłam bo już próbowałam. Myślałam o tym co gdybym znikła. Tak po prostu. Teraz pomyślałam, że w sumie jestem śpiąca. Najchętniej spalabym całymi dniami. Zamknęłam oczy może w nadziei, że zasnę chociaż na tym blacie bo naprawdę nie miałam siły wstać już z tego miejsca. Zapowiadał się długi ciężki weekend.

Obudziłam się z obolałymi plecami oraz szyją. No tak, przecież zasnęłam na blacie choć sama tego chciałam i może miałam nadzieję, że ktoś przeniesie mnie do łóżka gdy będę spała tak jak to robili gdy byłam mała. Ale przecież już nie jestem małą Noe. Powinnam sama myśleć o takich rzeczach bo przecież nie jestem już dzieckiem. Bynajmniej tak mówią rodzice, ale ja chciałabym nigdy nie wyrosnąć z wieku małego dziecka. Być kochaną i ulubienicą. Być znowu słodką, małą kruszynką. Po prostu być dzieckiem. Ale jak to jest być dzieckiem? Czy rodzic powinien krzyczeć na dziecko, że zbije talerzyk? Czy wtedy już nie jest dzieckiem. A może wyżyć się na nim słownie po gorszym dniu w pracy?

Pamiętam ten dzień gdy kolorowalam kolorowanki z motywem truskawkowego ciastka. W domu byłam sama, miałam tylko siedem lat, ale rodzice nauczyli mnie przebywać samej. Chciałam napić się soku, więc musiałam zdjąć szklankę. Chciałam konkretnie taką z której zawsze piła mama bo uważałam to za urocze. Bo przecież większość córek chce być jak ich matki. Musiałam się wspiąć na blat bo szklaneczka była położona za wysoko jak dla mnie a ja zawsze byłam bardzo niska. Powoli wspinałam się po różnych szafkach, aż w końcu stanęłam na blacie. Powoli stanęłam na paluszkach i sięgnęłam ślicznej szklanki mamy, byłam bardzo zadowolona, że udało mi się ją ściągnąć. Wtuliłam szkło w klatkę piersiową i zaczęłam powoli schodzić z blatu gdy moi rodzice weszli do domu a ja przestraszyłam się nagłego trzasku drzwiami poślizgując się na ostatniej szafeczce. Najpierw z małych rączek wypadła mi szklanka rozbijając się na tysiąc drobnych kawałków, a potem upadłam ja. Mogłabym rzec, że też rozbijając się na tysiąc, drobnych, kawałków. Zaczęłam wtedy głośno płakać bo kawałki rozbitego szkła wbiły mi się w rączki i nadgarstki a moi rodzice przybiegli do kuchni słysząc mój krzyk. Nie wiedziałam, że przyjechał z nimi wujek wraz z Ashley i prawdopodobnie dlatego rodzice się pohamowali. Mama tylko chwyciła mnie pod pachy i zaniosła do swojego pokoju. Nie mówiła nic, dopóki nie byłyśmy już w moim pokoju. Wtedy zaczęła krzyczeć. Pamiętam jak trzęsłam się i płakałam bo przecież to nie była moja wina. A może była?
Krew płynąca z moich rąk sprawiała, że byłam jeszcze bardziej wystraszona. Nie mogłam się uspokoić podczas gdy moja mama krzyczała na mnie za rozbite szkło wymachując przy tym rękoma. Oczywiście, że się bałam, ale sytuację uratował wujek który wszedł do mojego pokoju wraz z Ashley za rączkę, w drugiej dłoni trzymał małą apteczkę.

- Ophelio, dlaczego krzyczałaś na nią?- Spytał puszczając małą blondynkę która natychmiast podbiegła do mnie uściślając mnie.- Przecież to nie była jej wina.

- Noemi ma być odpowiedzialna i być gotowa na różne sytuacje a nie reagować płaczem gdy tylko ktoś podniesie głos.- Skrzyżowała ramiona.- Poza tym staram się ją wychować na przykład i powinna być gotowa na konsekwencje swojego czynu.

- Noemi to tylko dziecko które ma jeszcze czas.- Podszedł do mnie i uklęknął.- Powinnaś się chociaż przyjrzeć jej rączkom, są całe poranione.

Matka nie odpowiedziała.

- Ophelio, pozwól dziecku być dzieckiem.

Moja mama po prostu wyszła z mojego pokoiku zostawiając nas samych. Wujek przewrócił oczami na jej zachowanie.

- Pokażesz mi te rączki, kruszynko?- Spytał a ja zawahałam się.

- Noemi daj tacie rączki! On umie czarować i sprawi, że nie będzie bolało!- Powiedziała zafascynowana Ashley słodkim głosikiem.

Powoli wyciągnęłam ręce w stronę mężczyzny.

- A jak zaboli, to mocno cię przytule!- Ponownie rzekła mała blondynka.

Mężczyzna pochylił się do przodu i wyjął z apteczki coś do oczyszczenia ran a gdy płyn spotkał się z moją skórą jeknęłam z bólu na co Ashy przytuliła mnie mocno.

Kiedy wujek owinął moje małe rączki bandażem i wytarł mi łzy chusteczką wraz z córką przytulił nas unosząc nas nad ziemię. Byłam pod wrażeniem, że miał taką siłę, że umiał podnieść nas dwie.

- To może teraz zabiorę was na lody?- Spytał z szerokim uśmiechem.

Ashley pisknęła uradowana.

- Mama nie lubi jak jem dużo cukru.- Powiedziałam lekko nieśmiało.

- Mama nie musi tym razem wiedzieć.- Wyszeptał.

I tata Ashley oraz Till'a zawsze dotrzymywał słowa. Zabrał nas wtedy na lody pod pretekstem spaceru na plac zabaw. I to było naprawdę wspaniałe, że dotrzymywał obietnic.

Wspomnienia wzbudzały we mnie pewien rodzaj uczucia. Myślę, że była to tęsknota wymieszana ze wzruszeniem. Jednocześnie bardzo chciałabym być znów dzieckiem, ale też bardzo chciałabym już uciec z tego domu.

Uniosłam się i wyciągnęłam przed siebie ręce. Wraz z tamtym dniem na moim ciele pojawiło się parę zmian zwanymi bliznami. Właśnie to na nie patrzałam w tej chwili. Blizna na nadgarstku i dłoni których od nigdy nie lubiłam.

Stare blizny jednak pozostają okropnym wspomnieniem, tak jak każde inne.

Powolnie udałam się do pokoju kołysząc się jakby w rytm piosenki mimo, że była zupełna cisza.

Wiedziałam, że muszę jak najszybciej rozpocząć walkę z zaburzeniem. Muszę być zdrowa dla Valencii i tylko ona się liczy. To tylko dla niej tego chcę.

W mojej głowie pojawiło się pytanie. Jaką historię i wspomnienie niosą za sobą blizny Asher'a?

Angel of failure.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz