Rozdział 19.

763 24 7
                                    

Wróciłam do domu w którym panowała głucha cisza. Głucha przeklęta cisza która była czymś w czym mogłabym spędzić całe życia zamknięta. Kochałam tą ciszę, bo tylko przy niej czułam się bezpieczna.

Może niektórzy nie zdają sobie sprawy jak cisza jest wspaniała. Cisza sprzyja rozwojowi, refleksji, pobudza wyobraźnię i twórczość. W spokoju i ciszy można zrozumieć wiele rzeczy, chociażby sens życia, albo pomaga też panować nad emocjami. Cisza po prostu jest wspaniała.

Dni mijały tak, że był początek lipca, a ja i Asher już se nie dogryzaliśmy, a może nawet byliśmy dla siebie... Neutralni?

Tak, więc siedziałam z szklanką wody z cytryną oraz słomką na parapecie i obserwowałam las za oknem. Ubrana byłam w krótką białą za dużą mi sukienkę. Pogoda wydawała się ładna, niebo było błękitne i przyozdobione było białymi jak płatem śniegu chmurami.

Na dzisiejszy dzień nie miałam absolutnego planu, zamierzałam raczej zatracić się w dobrej książce siedząc na dworzu.

Kiedy wypiłam wodę udałam się z pustą szklanką na dół do kuchni gdzie odrazu ją umyłam i odstawiłam na jej miejsce po czym wróciłam do pokoju i stanęłam przy swojej szafce z książkami, wybrałam jedną z książek i ponownie udałam się na dół by wyjść na ogród.

Wyszłam z domu na gołych stopach. Trawa była zimna, ale to naprawdę miłe uczucie. Ogród był zadbany, były tu posadzone różne rodzaje kwiatów, owoców, warzyw. To takie cichutkie miejsce idealne do spędzenia czasu samemu ze sobą. Jak byłam mała uwielbiałam się tu bawić z Ashley, bądź Matthew'em. Było tu jedno drzewo na które lubiłam się wspinać nawet jeśli to nieeleganckie. Cóż, zabawne, bo naprawdę lubiłam spędzać czas siedząc na gałęzi drzewa, natomiast postanowiłam usiąść pod drzewem opierając się plecami o jego korę.

Otworzyłam książkę na stronie gdzie ostatnio skończyłam. Zaczęłam czytać kompletnie zatracając się w fabule i spędzając nad tym następne godziny, jednakże kiedy zachodziło już słońce Wstałam z lekkim bólem z mojego miejsca i rozprostowałam się po czym wróciłam do domu. Z nudów zaczęłam sprzątać, co było słuszne, bo gdy kończyłam ścierać kurze z półek usłyszałam otwieranie drzwi do domu.

Nie było słychać śmiechu, ani krzyku.

To oznaczało jedno.

Moi rodzice wrócili.

O nie.

Starając się zachowywać naturalnie cały czas stałam na krześle ścierając kurz z półki, jednak kiedy moi rodzice weszli do salonu odwróciłam się z wymuszonym uśmiechem i powiedziałam lekko załamana:

- Och, cześć.

Zeszłam z krzesła i odłożyłam i ruszyłam w stronę matki by ją lekko przytulić, pomimo mojej niechęci do niej, ale uściskałam również i ojca, który tylko przyłożył dłoń do moich pleców, tak samo jak matka.

Gdy odsunęłam się i pociągnęłam nosem mężczyzna rzekł:

- Musimy porozmawiać, Noemi.

Och... Ciekawe o czym. Rozmowy z nimi zawsze kończyły się źle. Mój płacz, ich złość. A co jeśli się dowiedzieli o papierosach? Może o imprezie? Albo o alkoholu? O boże.

Oblał mnie okropny stres spowodowany tym wszystkim.

Usiadłam na krześle znajdującym się przy wysepce w kuchni tak samo jak moja mama, tata natomiast oparł się o blat kuchenny.

Spojrzałam najpierw na kobietę a potem na mężczyznę.

- Noemi - Zaczęła moja matka.- Musimy ci coś powiedzieć, ale nie panikuj.

Angel of failure.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz