Rzeczą której od zawsze nienawidziłem w wakacjach było siedzenie w domu. W zasadzie to przez ten powód od zawsze nienawidziłem tego dość krótkiego okresu który był dla każdego odpoczynkiem, a dla mnie bardzo często udręką.
Pamiętam, że już w wieku trzynastu lat zacząłem wychodzić gdziekolwiek, tylko żeby nie przebywać z rodzicami. Szwendałem się po okolicznym parku sam, licząc na to, że dzień jak i całe wakacje się szybko skończą. Przesiadywałem na ławce, gdy spalanie kalorii, których w sumie prawie w ogóle nie przyjmowałem, stało się zbyt ciężkie przez ciągłe zawroty głowy i ogromną ilość objawów, których tak w zasadzie nie da się opisać. Tak jak całych zaburzeń odżywiania. To trzeba poczuć i uświadomić sobie, w jakiej sytuacji właśnie się jest. Wtedy to dopiero były moje początki z chorobą. W sumie nigdy bym tego tak nie nazwał, gdybym w pewnym wieku nie uświadomił sobie tego.
Zacząłem zauważać, że robię coś niepoprawnego. Jestem chory. Wiedziałem to, choć nadal nie do końca umiem to sobie uzasadnić. Nawet przez pewien czas podejmowałem jakieś kroki, aby coś poradzić na to. Z czasem jednak zaczęły mi przeszkadzać komentarze, że trochę przybrałem na wadze. Zapewne były wypowiedziane w pozytywnym sensie, ponieważ wyglądałem jak wrak człowieka (którym cały czas jestem w środku), ale i tak nie odebrałem tego dobrze. Zacząłem pragnąć znowu doprowadzić do tego stanu w którym jestem prawie na skraju wytrzymałości.
I tak właśnie siedziałem w tym samym parku. Teoretycznie miałem motor, którym mogłem uciec od problemów choć na chwilę nawet do innego miasta, ale akurat dziś tego nie zrobiłem. Dziś był inny dzień. Czułem potrzebę pobycia samemu mimo, że miałem tak dużo znajomych, że bez problemu mógłbym teraz się świetnie bawić na jakiejś imprezie. A jednak tego nie robiłem.
Przypominałem sobie moje tak zwane recovery. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, jak bardzo się stoczyłem od tego momentu. Ponownie miałem gorszy czas, który jednak wydawał się trwać wieczność. Już nie widziałem szansy na kolejną próbę powrotu do całkowitego zdrowia. Nie umiałem sobie znowu mówić, że będzie dobrze. Miałem swoją szansę na wyzdrowienie. Teraz jedynie mogę się staczać jeszcze niżej, aż w końcu przekroczę swoją barierę wytrzymałości.
Przypomniały mi się moje plany na wigilię. Może i było do tego jeszcze trochę czasu, ale wyciągnąłem telefon z kieszeni i na notatkach zacząłem pisać listy do każdej osoby którą znam.
Ostatni list zostawiłem na koniec. Do George'a. Z nim akurat najciężej będzie mi się pożegnać. Nic nie napisałem, ponieważ nagle obok mnie ktoś usiadł. Wyłączyłem szybko i schowałem telefon za plecami tak, jakbym co najmniej miał na nim coś nielegalnego.
Zobaczyłem szatynkę o niebieskich oczach uśmiechającą się do mnie tak, jakbyśmy byli jakimiś dobrymi starymi przyjaciółmi. Wtedy ją mniej więcej skojarzyłem, ale nie wiedziałem skąd. Zanim jednak ona otworzyła usta żeby mi to wyjaśnić, ja obiecałem sobie jedną rzecz. Strasznie ważną dla mnie. Nie odejdę z tego świata, dopóki nie pożegnam się z George'em choćby przez ten głupi list wysłany do niego przez wiadomości.
- Dawno się nie widzieliśmy Clay. Co tam u ciebie i u Nick'a?
Dopiero wtedy ją skojarzyłem i szczerze uśmiechnąłem się na jej widok.
- Lilly? Skąd ty się tu wzięłaś?- zapytałem zdezoriętowany, ale nie umiałem powstrzymać radości w moim głosie.
- Postanowiłam was odwiedzić.
- Przyleciałaś aż z Hiszpanii aby nas odwiedzić?!
Dziewczyna przewróciła oczami.
- Może nie do końca. Przyleciałam do ojca, ale stwierdziłam, że można też się z wami spotkać.
- Ale skąd wiedziałaś, że ja tu będę?
- Serio? Pytasz mnie o to, kiedy przesiadywałeś tu w każde wakacje?
- Fakt.
Pokręciłem głową z niedowierzaniem. Lilly to była dziewczyna Nick'a, z którą jednak po zerwaniu miał i tak dobry kontakt. Poznaliśmy się, gdy wyjechaliśmy na wycieczkę z całą klasą właśnie do Hiszpanii. Ona była uroczą córką recepcjonistki w hotelu. Od razu się dogadaliśmy i w trójkę przeżyliśmy chyba najlepszą wycieczkę w życiu, a później ona kilka razy w wakacje nas odwiedziła, ale przestała i szczerze o niej zapomniałem.
- No więc, jak tam u was? - zaczeła ponownie dziewczyna.
- Nick znalazł sobie chłopaka.
- No w końcu! Od zawsze wiedziałam, że jest gejem. Powiedz tylko, czy ten chłopak jest dobry.
- No jasne! Lata za Nick'iem jak szalony, oczywiście z wzajemnością.
- To dobrze. A u ciebie? Jesteś... coraz chudszy i taki jakby... zmęczony?
- Wszystko jest super, serio. Zmęczony jestem trochę bo dopiero co szkoła się skończyła i jeszcze nie odespałem tego wszystkiego. Tragedia.
- Nadal najlepszy uczeń w szkole?
- Oczywiście, że tak.
Właśnie to podczas poznania Lilly ja starałem się odbudować siebie i swoje zdrowie psychiczne, fizyczne trochę też, więc ona mocno się zdziwiła widząc mnie o wiele chudszego przyjeżdżając kiedyś w wakacje. Już wtedy się poddałem, ale zawsze z Lilly i Nick'iem było wspaniale. Na tej wycieczce czułem się tak jak prawdziwy nastolatek z filmów. Codziennie prawie imprezowałem, tańczyłem, wychodziłem, a nawet wtedy nauczyłem się jeździć na motorze jej brata zanim miałem swój.
Dziewczyna wstała, a ja popatrzyłem na nią zdziwiony. Już miałem się obwiniać w głowie za to, że się zamyśliłem a ona się znudziła, ale po chwili ona odezwała się ponownie.
- Wstawaj idziemy się przejść.
Podniosłem się z ławki i już zacząłem iść, ale stałem w miejscu widząc że wyjmuje coś z swojej małej, czarnej torebki, która pamiętała jeszcze czasy tej wycieczki.
- Chcesz?- zapytała mnie wyjmując paczkę papierosów.
Uśmiechnąłem się szeroko.
- Dobrze wiesz, że tego ci nie odmówię. - powiedziałem sięgając w jej stronę.
- Wiem to wspaniale, dlatego proponuje. Ty od zawsze byłeś takim palaczem.
Przewróciłem oczami i starałem się zachować idealny wyraz twarzy mimo, że trochę mnie to dotknęło, a bardziej wspomnienia. Kiedyś paliłem z nimi aby być tacy jak oni, lub po prostu potrzebowałem czegoś co zastąpiło by mi samookaleczanie. W końcu jednak przestałem. Musiałem być idealnym sportowcem w szkole, a rak płuc by mi w tym nie pomógł. Musiałem być idealny nie dla siebie, lecz dla rodziców.
Teraz podczas spacerowania i rozmawiania, palenie było dla mnie dość odstresowywujące, szczególnie podczas gdy Lilly czasem rzucała pytania na które musiałem odpowiadać wymijająco.
Nagle ktoś zasłonił mi oczy od tyłu. Od razu pomyślałem o Lilly, ale przecież ona szła obok mnie. Odwróciłem się i dopiero wtedy moje oczy zostały odsłonięte. Był to George. Już chciałem się z nim podroczyć mówiąc, że jego zachowanie było strasznie dziecinne, ale zaobserwowałem jak jego słodki uśmiech powoli znika. W sumie mina mu zrzedła w zwolnionym tempie, albo to mój mózg mnie właśnie oszukiwał bo tak szybkiej a zarazem wolnej zmiany na stroju u bruneta jeszcze nie miał okazji odnotować.
- Clay, ty palisz? - Zapytał, a w jego oczach dostrzegłem niedowierzanie, ponieważ patrzył centralnie w moje zielone tęczówki, ale po chwili ten wzrok przeniósł się na papierosa trzymanego przeze mnie w ręce. Oddalił się o krok i przekrzywił lekko głowę czekając na moje wyjaśnienia. A ja znowu to poczułem. Znowu kogoś zawiodłem. I to jeszcze osobę, na której mi najbardziej zależało.
CZYTASZ
Kiedy ciebie już nie ma [dnf]
Teen FictionClay jest chłopakiem z bogatej rodziny. Ma wszystko co powinno sprawiać mu szczęście, ale nie sprawia. Nie czuje sie kochany przez rodziców, ma mało prawdziwych znajomych oraz wszystko go już przytłacza i ma dosyć życia. Pewnego dnia jednak poznaje...