Rozdział 22 - Samotność

130 7 4
                                    

Zastanawiałem się jak to możliwe, że jednego dnia czujemy się dobrze a innego jesteśmy całkowicie zepsuci psychicznie. A może nie zależy to od dnia, lecz bardziej od jego momentu. Od osoby która jest przy tobie. Gdy przy mnie jest George, potrafię się świetnie bawić, a gdy leżę sam w pokoju dobijając się jeszcze bardziej smutną muzyką na słuchawkach, mam ochotę zniknąć.

Szczerze dziwne jest dla mnie to, jak osoby które się nigdy nie samookaleczyły, widzą osoby które to robią. Ja nie umiem wyobrazić sobie życia bez tego. Cięcie się lub sprawianie sobie bólu oczywiście specjalnie jest dla mnie rzeczą normalną i często przyjemną już od dwunastego roku życia. Nigdy tego nie powiedziałem George'owi. Bałem się, że stwierdzi, że jestem pojebany. I wtedy miał by rację. Byłem i jestem i zapewne będę już do mojej śmierci. W końcu jaki normalny dwunastolatek wycina sobie mały śmieszek ma ręce ? No tak. Ja. Straszny wstyd, ale przynajmniej nie była to aż tak głęboka rana, więc po jakimś czasie zniknęła. To były dopiero moje początki, a później wszystko wymknęło się już z pod kontroli.

To nie tak że my nie czujemy bólu. Gdy nas uderzycie - zaboli. Więc dlaczego sami robimy sobie krzywdę? Często po to żeby odreagować i na przy przykład nie uderzyć was. Wolimy zrobić to na sobie bo często uważamy, że jesteśmy wszystkiemu winni.

Moją kolejną udręką na dziś było wspomnienie z przedszkola kiedy głównym tematem była rodzina. No właśnie, jak powinna wyglądać rodzina? Zadawanie tego pytania dziecku nie przynosi zbyt dużego efektu. Większość osób z mojej grupy powiedziały, że rodzina składa się z mamy, taty, dziecka i ewentualnie rodzeństwa i zwierząt. Ja byłem akurat cichym dzieckiem przez co nie miałem najmniejszego zamiaru na to odpowiadać, ale mimo wszystko dalej się nad tym zastanawiałem.

Oderwałem się od myśli. Właśnie miałem wejść do domu, swojego domu. Dopiero wtedy się zorientowałem, że mam ranę na twarzy po upadku u George'a. Przeklnąłem się w myślach. Oby ojca nie było.

Oczywiście moje szczęście wręcz nie istnieje, więc od razu po otworzeniu drzwi ujrzałem ojca, który szedł ze swoim laptopem w rękach w kierunku schodów.

- Myślałem że nie wrócisz przez najbliższy tydzień - powiedział a ja miałem ochotę się zaśmiać mimo, że wiedziałem że nie było to powiedziane ani w ironi ani jako nic co powinno mnie cieszyć.

- Ten budynek chyba też można nazwać moim domem co oznacza, że zdarzy mi się tutaj zjawić. Spokojnie, postaram się jak najrzadziej to robić.

- Cieszy mnie to.

Zamknąłem drzwi już licząc na to, że nic nie zauważył, jednak gdy ruszyłem w stronę schodów co oznaczało, że musiałem podejść bliżej niego, on ponownie otworzył usta.

- Co ty masz na twarzy? Dopiero co cię z domu wypuściłem a ty już zdąrzyłeś się z kimś pobić? Jak to będzie wyglądać w oczach sąsiadów lub przychodzących do nas gości? Pomyślą, że własnego syna nie umiem wychować.

Nawet nie wiem kiedy zjawił się bliżej mnie i chwycił mnie za ramiona

- Nie biłem się z nikim. Upadłem. A ty chyba nie powinieneś aż tak przejmować się zdaniem innych - ciężko mi było to mówić, ponieważ z tyłu głowy pamiętałem, że przecież ja sam mam z tym problem.

- Nie wciskaj mi kitu!

- Nie mam powodu żeby kłamać.

Podczas wypowiedzenia tych słów, jaknajbardziej spokojnym głosem jaki tylko umiałem z siebie wydusić, również lekko odepchnąłem ręce ojca aby już przestał na mnie napierać. Czułem, że jeszcze chwila a bym się przewrócił.

On najwidoczniej nie miał już nic do powiedzenia więc ruszyłem na górę. W głębi duszy cieszyłem się, że nie dałem się mu sprowokować, jednak gdy zamknąłem się w pokoju, sam, zaczęły mi różne myśli krążyć po głowie.

Kiedy ciebie już nie ma [dnf]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz