Rozdział 12 - Chociaż ty

2.9K 196 57
                                    

- Kogo? - zapytałam lekko przerażona angażowaniem w sprawę kogoś jeszcze.

Cholernie się bałam. Luis miał plecy wszędzie. Widać było to już po postawie prawnika, z którym wstępnie rozmawiałam o rozwodzie. Nikt nie był po mojej stronie, tylko Diana i aż Diana. Patrzyła na mnie z błyskiem w oku.

- Ten twój tanczerzyk jest prawnikiem - oznajmiła wyjmując z lodówki truskawkowe lody - Chcesz?

- Chyba chcę - uśmiechnęłam się słabo - Skąd wiesz kim jest?

- Jakoś tak wyszło, że go prześwietliłam - wzruszyła ramionami i podała mi pudełko lodów.

- Każdego tak sprawdzasz? - kącik moich ust poszybował do góry.

- Tylko tych, którzy kręcą się obok zranionych kobiet i szukają jakichś bonusów - zmrużyła powieki - Albo takich, którzy mi podpadną...

Niby mówiła to żartobliwie, ale miałam wrażenie, że była równie nieufna co ja. Nie znałam jej historii, ale mogłam wyczuć w niej pewną cechę, którą miała w sobie każda skrzywdzona kobieta. Patrzyła na mężczyzn z dużym dystansem. Mimo to wyszła za Tomasa, którego widziała zupełnie inaczej. Kochała go. To właśnie jemu ufała w stu procentach. Pomyślałam, że chciałabym kiedyś być w takim miejscu. Mieć w kimś takie wsparcie. Ale przecież Luis też na początku taki był... Taki troskliwy i kochający... Skąd miałam wiedzieć, że ludzie, którym zaufam nie zmienią się w potwory tak jak on?

- Ufasz mu? - wyrwała mnie z zamyślenia.

- Federico? - zapytałam lekko otumaniona własnymi myślami.

- Właśnie jemu - sprowadziła mnie na ziemię.

Usiadłyśmy na podłodze chociaż wokół były różne wygodne meble. Diana podała mi jedną łyżeczkę. Wzięłam ją i ochoczo zanurzyłam w lodach. Chciałam przestać się bać, ale nie potrafiłam. Siedziałam właśnie w obcym domu praktycznie obcej kobiety. Potwory nie istnieją tylko w bajkach, one są wśród nas... Co jeżeli ona też nim była?

- Nie wiem. Nie ufam nikomu - wzięłam do buzi twór o niebiańskim smaku.

- A mi? - zapytała wyrywając mi łyżeczkę i sama biorąc porcje - Wiem, to bardzo niehigieniczne.

- Tobie? - zachłysnąłam się powietrzem, sama nie wiedząc co odpowiedzieć.

- Nie musisz odpowiadać, sama bym sobie nie ufała - zaśmiała się wstając z podłogi.

Była tak inna... Może właśnie tego mi brakowało? Takiej szczerości i otwartości. Może potrzebowałam przyjaciółki, której mogłabym się wygadać? Do tej pory moje znajomości ograniczały się do pracy, bo istniał wszystko kontrolujący Luis. Usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Podniosłam się żeby go odebrać, ale policjantka zrobiła to pierwsza.

- Nękanie - rzuciła krótko i na temat.

Momentalnie się rozłączyła. Wciąż nie mogłam uwierzyć w to, że na nią trafiłam. Może pierwszy raz w życiu miałam szczęście? Posłałam jej uśmiech. Znowu dźwięk telefonu, tym razem jej.

- Halo... Kochanie nie, nie mam ochoty na ogórki kiszone... Wszystko jest w porządku... Uspokój się, nie jestem chora... Zjadłam lody... Nie to nie była zachcianka, po prostu miałam ochotę na coś słodkiego... Tak, siedzę w domu... Rozłącz się wariacie... Nie robię nic ryzykownego... Ja ciebie też... Dobranoc Vila...

Odłożyła telefon i popatrzyła na mnie jakgdyby lekko skrępowana. Przez głowę przeleciała mi masa myśli. Chciałam takiego związku. Jednocześnie wiedziałam, że przez długi czas nie zdecyduje się na żadną taką relację. Ona go kochała... Ufała mu... Swojemu mężowi... Znowu usiadła obok mnie.

Taniec na krawędziOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz