Dokument

35 1 0
                                    

Po przerwie na dzwonienie i odesłanie do czegoś Matteo. Bo jest strasznie irytując jak nie ma zajęcia. W trakcie przerwy myślałam gdzie może być ta książeczka. W biurze nie było to gdzie to może być?
Poczekałam aż matka wyjdzie z domu i najprawdopodobniej wróci dopiero na kolację. Miałam czas aby poszperać w ich pokoju. Ojciec jest na jakimś spotkaniu więc też nie ma go do wieczora. Dylan mnie zrozumie a Matteo nie jest kimś co stanowi dla mnie zagrożenie.
Weszłam do pokoju Boże jak dawno tu nie byłam. W sumie to nigdy. Nigdy nie pozwalali mi tu wejść. Co nieraz widzialam jak Dylan wchodzi lub wychodzi prawie jak do siebie. Wykonałam niepewny krok w przód i sie zatrzymałam lustrujac wszystko do okoła. Jak bym byla w jakim transie obróciłam sie do okoła. Zamknełam drzwi i na spokojnie rozejrzałam się po pokoju. W garderobie na pewno nie ma jej tam. Chodzi codziennie na zakupy więc nie ma miejsca pewnie już gdzie ich układać.

Komoda nic.
Szafki nocne nic.
Jakąś ukryta szafka?
Wielki obraz z ich portretem i Dylanem.

Wogóle nie widać które z dzieci jest faworyzowane. Czemu zawsze meżczyźni maja łatwiej? Można gdzieś złożyć zarzalenie?
Obraz to było bingo. Otworzył się jak szafka a za nim sejf. Na kod pomyślmy kogo oni ubustwiają. Dylan. Jego data urodzenia a jak. Kilka papierów z przekrętami, egzemplarz najnowszej broni, teczka z moim imieniem i notes. Chwyciłam najpierw notes gdzie były zapisane wszystkie hasła przeskanowałam je wzrokiem i okazało się że wszystkie znam. Wzięłam teczkę i usiadłam z nią na podłodze obok idealnie zaścielonego łóżka. Przeczytałam wszystkie dokumenty. Zamknęłam teczkę i wpatrywałam się przez chwilę w drzwi. Nie mogłam przez chwilę uwierzyć w to co przeczytałam, ale sądząc po ich zachowaniu względem nie to jest to prawda. Zgarnełam ja rozejrzałam czy widać że ktoś tu był. Nie czyli świetnie teraz do sali z monitoringiem aby usunąć mnie z tamtad i do pokoju. Kilka telefonów i SMS. Gotowa mogę iść na kolację, gdzie odbędzie się przedstawienie.
W jadalni byłam pierwsza poczekałam aż wszyscy się zjawią. Doberman grzecznie leżał obok mnie na kanapie. Wszyscy jak wchodzili zawieszali wzrok na mnie. Jestem aż taka interesującą czy boją się co mam do powiedzenia. Zawieszali na chwilę wzrok na teczkę leżącą obok mnie.
Doberman od tamtego incydentu doberman bardzo mnie pilnuje, ale również jest bardzo czujny co do innych. Nie ma to jak mieć psa który się tobą interesuje a nie ludzi.
W milczeniu wszyscy po kolei zajmowali miejsca przy stole. Co nieraz rzucali sobie spojrzenia niezrozumienia lub pytaniem "Wiesz o co chodzi?".
Lubiłam mieć włądzę. Być krok do przodu przed wszystkimi. To takie satysfakcjonujące uczucie.

-To może po kolacji objaśnię o co mi chodzi. Niektórym apetyt może przejść więc smacznego.
Mówiłam o tym jak o pogodzie a nie o czymś co może wywołać rodzinny skandal. Przez te kilka telefonów dowiedziałam się rąbka tajemnicy. Poznać resztę muszę się stawić osobiście.

***

Po kolacji przeczuwałam, że wydarzy się coś ciekawego. Może się zdarzy jakiś plot twist.
- Nakreślając sytuację dla niewtajemniczonych. Bo dwie osoby są wtajemniczone i to bardzo w szczegóły.- Z siłą rzuciłam ta teczkę na stół obok matki. Patrzyłam się na jej reakcję. Nie spuszczalam z niej wzroku ani na chwilę. Przeczytawszy pierwszą cześć dokumentu zbladła i popatrzyła na swojego męża, potem na resztę siedzących i na końcu na mnie. Patrzy się na mnie takim znienawidzonym wzrokiem.

- Pozwolił ci ktoś wchodzić do tego pokoju?!-Wydarł się ojciec. Jako pierwszy zabrał głos po takiej długiej ciszy.

-Francesco nie przy gościach. Chodźmy porozmawiać w gabinecie. To sprawa rodzinna.- Powiedziała moja matka patrząc na swojego męża z proźbą w oczach.

-Sądzę, że jak temat został zaczesty to wypadało by skończyć. Poza tym rodzina Corrado niedługo będzie nasza rodziną.- Wtracił mój kochany braciszek. Mi było lotto czy oni będą przy tej rozmowie. Tak czy tak się dowiedzą jaka zmiana planów nastąpiła.

-Francesco.-Powiedziała upominając go Elena.

-Jeszcze nie jesteśmy rodziną więc nie musimy się tym dzielić. - Skwitował Francesco.

-Bo tak bo jesteśmy idealna rodzinką z obrazka. A skandal jaki może wywołać ta informacja jest...

-Dość tego! Do gabinetu ale to już!- Ojć wkurwiłam ojca. Doberman wyczół zagrożenie i ustał przede mną i warczył na niego. Kochany Diego.

-Albo to zostanie wyjaśnione tutaj albo nigdzie.- Wtrącił poddenerwowany Dylan. No tak on ma słaba cierpliwość. Popatrzyłam na dwóch członków rodziny Corrado, którzy nie wiedzieli co ze sobą zrobić. Jak dla mnie mogą zostać to nie będę musiała drugi raz tego tłumaczyć. Dylan zabrał przed nosa ojca teczkę za co został obdarowany wzrokiem, którym patrzy na mnie zawsze. Złość, krytyka i brakuje jeszcze obrzydzenia. Zaczął w skupieniu czytać a to co przeczytał dawał dla Matteo a on dla swojego ojca. I machina ruszyła.

-Dobrze w takim razie jak nie muszę tłumaczyć to przejdźmy do rzeczy. Najważniejsze pytanie kiedy zamierzaliście mi powiedzieć?

-Miałaś wogóle się nie dowiedzieć.-Powiedziałam zrezygnowana Elena.

-Mieliśmy żyć jak idealna rodzinką z obrazka na wszystkich balach i różnych innych uroczystościach a tu niewiadomo co się działo. Dziekuję kochana rodzino, ale widzimy się ostatni raz dziś i potem na weselu, które odbędzie się jutro o 11 w ustalonym miejscu.- Powiedziałam a na wszystkich twarzach na początku pojawiło się zaskoczenie a potem na każdej twarzy inna emocja. Radość, smutek, dumę, złość.

-Chyba sobie żartujesz jak jutro?! -Krzykneła Elena. Przecież nikt się nie wyrobi do tego czasu!

-Najwidoczniej tylko ty masz problem! Bo inne rodziny bez problemu potwierdziły przybycie.-Jestem już tak poddenerwowana, że już krzyczę.

-Wiedziałem.-Powiedział Dylan. A mnie wmórowało. Patrzyłam na niego jak na kosmitę. Mówiący do mnie w swoim języku. W tym momencie ogłupiałam. Przez tyle lat żyłam w niewiedzy, okłamywana. On wiedział. On WIEDZIAŁ. Nie powiedział ani słowa. Traktował mnie jak siostrę ale wiedział. Za to jestem mu wdzięczna.

Emocje ze mnie uleciały. Została obojętność. Ruszyłam do wyjścia Diego poszedł za mną.

Max zniósł już moje wcześniej spakowane walizki i pakował je do mojego mustanga.
Odjechałam z piskiem opon z pod tego cholernego domu.

Blue RoseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz