Pov. Bloom...
Staliśmy tak w milczeniu obejmując się.
Nie mogłam znieść widoku ich łez, słyszeć ich cichego szlochu,któremu nie mogłam zapobiec.
Nie chciałam patrzeć na ich ból, który sama czułam.
Gdybym tylko mogła przyjęłabym ich cierpienie na siebie,ale niestety ból,który czuliśmy w tej chwili był zbyt duży,abyśmy mogli go udźwignąć w pojedynkę.Choć utraciłam jedną z najważniejszych osób w moim życiu wciąż miałam osoby,dla których mogłam żyć.
Wiedziałam,że nie ważne jest to jak bardzo cierpię,bo teraz musiałam być silna...dla nich.
Choć wiedziałam,że mam jeszcze osoby,na które mogę liczyć czułam, że zostałam z tym sama.
Czułam się tak jak za każdym razem,gdy musiałam walczyć w obronie Magicznego Wymiaru.
Mogłoby się wydawać,że nigdy nie byłam sama,zawsze miałam obok siebie Winx,ale w chwili,w której dochodziło do ostatecznego starcia czułam się tak jak teraz...choć miałam wokół siebie osoby,które mogłam prosić o pomoc,byłam świadoma tego,że w trudnych chwilach mogę liczyć tylko na siebie. To zawsze ja musiałam być bohaterką,tą która walczyła do końca,nawet jeśli wiedziała,że dłużej nie da rady,a świadomość tego,że to zawsze ode mnie zależy nasza przyszłość,to ja musiałam zadać ostateczny cios,mnie wykańczała...🥀
- Źle się czuję,mamusiu - powiedział mój synek.
Spojrzałam na jego twarzy,która wydawała się nienaturalnie blada. Jego oczy były podkrążone i czerwone od płaczu,usta stały się sine,jego skóra była tak strasznie zimna,a ciało zaczęło drżeć. Przytuliłam go mocnej i biorąc go na ręce podniosłam się z dywanu. Spojrzałam na Lily i Emily,które też nie wyglądały najlepiej.Wszyscy wyglądali tak,jak gdyby w jednej chwili ktoś pozbawił ich nie tylko szczęścia,miłości i nadziei,ale również tlenu,który był im potrzebny do życia.- Nie płacz już,mamusiu - szepnął sam ocierając łzy,które bezustannie spływały po jego policzkach.
- Tatuś na pewno nie chciałby, żebyś płakała. Wolał widzieć Cię uśmiechniętą - dodał i spojrzał na mnie w ten sam sposób w jaki spojrzałby na mnie jego ojciec, gdyby tylko tu był...Po usłyszeniu tych słów nie byłam w stanie nic odpowiedzieć,jedynie uśmiechnęłam się słabo.
Teraz nie miałam już żadnych wątpliwości,że ta cząstka,którą straciłam po jego odejściu we mnie wymarła,lecz...pozostała w nim.- Masz rację,synku.
Tatuś na pewno by tego nie chciał. Czy chciałbyś się położyć i odpocząć zanim...poczujesz się lepiej? - zapytałam,a On skinął głową.Kiedy zaczęłam wchodzić po schodach na górę do jego pokoju,
kątem oka dostrzegłam jak Lily i Emily niedługo potym jak wyszłam z salonu wstały z dywanu i powolnym krokiem ruszyły za nami.Kiedy weszłam do jego pokoju,położyłam go do łóżeczka i pogładziłam po policzku,On zmrużył oczy ze zmęczenia.
- Nie muszisz się już martwić,mamusiu.
Ja będę nas chronił i nie pozwolę,aby ktoś nas skrzywdził - zapewnił.
Przez chwilę nie mogłam uwierzyć, że naprawdę to powiedział,tak jak gdyby część jego ojca,po jego odejściu,narodziła się w nim.
Od dnia jego narodzin wiedziałam,że nie będzie taki jak inni. Podobnie jak Emily był bardzo dojrzały jak na swój wiek.
On,tak samo jak czasem jego odpowiedzi lub sposób postrzegania świata naprawdę potrafił mnie zaskoczyć.Patrzył na mnie jeszcze przez chwilę,po czym wyciągnął rączkę w moją stronę,czekając,aż podam mu swoją dłoń.
Uśmiechnęłam się przez łzy kiedy poczułam jak co kilka minut mocniej ściska moją rękę upewniając się,że wciąż jestem blisko niego. Kiedy po kilkunastu minutach poczułam jak jego uścisk dłoni się rozluźnił i stał się prawie niewyczuwalny wiedziałam już,że udało mu się zasnąć. Uniosłam dłoń,aby odsunąć kosmyki włosów opadające mu na twarz.
CZYTASZ
(𝑁𝐼𝐸)𝑆𝘱𝘦ł𝘯𝘪𝘰𝘯𝘦 𝘮𝘢𝘳𝘻𝘦𝘯𝘪𝘦 𝑩𝒍𝒐𝒐𝒎 𝒙 𝑽𝒂𝒍𝒕𝒐𝒓
Fanfiction𝘒𝘖𝘕𝘛𝘠𝘕𝘜𝘈𝘊𝘑𝘈 𝘬𝘴𝘪ąż𝘬𝘪 "𝘒𝘪𝘦𝘥𝘺 𝘴𝘬𝘰ń𝘤𝘻𝘺 𝘴𝘪ę 𝘮ó𝘫 𝘤𝘻𝘢𝘴. 𝘉𝘭𝘰𝘰𝘮 𝘹 𝘝𝘢𝘭𝘵𝘰𝘳" 𝑆𝑇𝑅𝐴Ż𝑁𝐼𝐶𝑌 𝑃𝑅𝑍𝐸𝑍𝑁𝐴𝐶𝑍𝐸𝑁𝐼𝐴. Klucz do szczęścia cz.I : (Nie)Spełnione marzenie 𝑩𝒍𝒐𝒐𝒎 𝒙 𝑽𝒂𝒍𝒕𝒐𝒓 "Każdy z n...