Pov. Bloom...
Stałyśmy obejmując się jeszcze przez chwilę,jakby obie nie byłyśmy pewne tego,ile razy czas pozwoli nam to jeszcze zrobić.
Nigdy nie wiemy,czy spotkanie z bliską osobą,czy może nawet pierwsza od wielu lat szczera rozmowa,nie będzie tą ostatnią.
Czas...chyba najbardziej magiczna i niebezpieczna rzecz,jaką w prezencie można dostać od Losu.
Czy możliwe jest to,aby kiedyś,choć na kilka sekund naprawdę go zatrzymać?Odsunęłyśmy się od siebie i kierując wzrok ku drzwiom,które otworzyły się z cichym,charakterystycznym skrzypnięciem,zobaczyłyśmy znajome twarze czwórki dzieci, które ubrane w dość staromodne,ale mimo to piękne i eleganckie ubrania,wyglądały jak żywo wyjęte z ilustracji książki.
Dziewczynki ubrane były w niemal identyczne sukienki z białymi falbankami i trudno było mi uwarzyć,że żadna z nich nie została ozdobiona kokardą,a mój synek...choć jeszcze tak mały, wyglądał jak młodsza wersja swojego ojca.
W białej koszuli,
ciemnofioletowych spodniach i czarnych butach z lustrzanym połyskiem,a do tego wszystkiego...czarne rękawiczki.
Wszytko wyglądało niemal identycznie,tylko jedna rzecz,ta która chyba najbardziej kojarzyła mi się z moim mężem,nie była taka sama,nie mogła taka być...jego płaszcz.
Nie miał koloru bordowego,lecz granatowy.
Patrząc na mojego synka,tak bardzo podobnego do swojego ojca,niemal od razu wróciłam pamięcią do chwili,w której zobaczyłam go poraz pierwszy.
Jego oczy...płonące lodowym blaskiem były pierwszym co zobaczyłam,lecz jego postawa i to jak był ubrany,również zwróciło moją uwagę.
Choć ubiór mojego męża zawsze różnił się od innych i zupełnie nie pasował do panującego współcześnie stylu,muszę przyznać,że podobał mi się.
Ten płaszcz,czarne rękawiczki... każdy element jego stroju pasował do niego,sprawiając,że wyglądał jak jedna z postaci mrocznej, wiktoriańskiej baśni,którą czas wymazał z kart historii...może dlatego,tak niewielu o niej pamiętało?
Jak przez mgłę widziałam siebie i Valtora tańczącego ze mną pod osłoną nocy,w blasku płomieni, które choć swoją siłą były w stanie spalić wszystko,nie mogły równać się z ogniem,który płonął w naszych sercach.
W tamtej chwili,tamtej nocy,w tamtym śnie...byliśmy sami,tylko my dwoje. Słodka księżniczka i jej dzielny,mroczny książę...🥀
- Mamo... - usłyszałam znajomy głos,który tym jednym słowem wolał,abym z krainy wspomnień wróciła do rzeczywistości.
Spojrzałam na Lily,Emily i Selenę i nawet nie musiałam pytać ani słuchać tego,co zamierzały powiedzieć,by wiedzieć,że nie były zadowolone z tego,jak zostały ubrane.
- Służące pomagały nam się ubrać i zmusiły nas do założenia tego - poskarżyła się Lily.
- My nie chcemy i nie będziemy tego nosić - oświadczyła spokojnym tonem,ale nie trzeba było być Strażnikiem Smoczego Płomienia,by widzieć i czuć,że wewnątrz niej wszystko,aż płonie ze złości.- Mamo,dlaczego nie wzięłaś nam żadnych ubrań? - zapytała Emily z widoczną urazą.
- Wybaczcie,ale nie wiedziałam,że zostaniemy tu dłużej niż kilka godzin,nie planowałam tego.
- Tobie też nie podoba się sukienka? - zapytałam patrząc na Selenę,która do tej pory milczała.- Szczerze...jest bardzo ładna,ale przez te wszystkie falbanki i koronki trudno jest w niej biegać,a chciałyśmy razem z Valtorem po śniadaniu pójść do ogrodu,aby pobawić się...- tutaj przerwała patrząc na Lily,która najprawdopodobniej wiedziała,co miała na myśli.
- Magicznym pyłem zimowej wróżki,czyli,jak to nazywają ludzie na Ziemi,śniegiem - dokończyła Lily.
- Niedługo czar przestanie działać i chcemy jeszcze zdążyć zanim to nastąpi,bo kolejna taka okazja może wydarzyć się dopiero za rok - dodała Emily i cała czwórka spojrzała na mnie mając nadzieję, że znajdę jakieś rozwiązanie lub wyjście z tej "trudnej sytuacji",lecz tym razem moje myśli były skupione na czymś zupełnie innym...
![](https://img.wattpad.com/cover/345912189-288-k228926.jpg)
CZYTASZ
(𝑁𝐼𝐸)𝑆𝘱𝘦ł𝘯𝘪𝘰𝘯𝘦 𝘮𝘢𝘳𝘻𝘦𝘯𝘪𝘦 𝑩𝒍𝒐𝒐𝒎 𝒙 𝑽𝒂𝒍𝒕𝒐𝒓
Fanfiction𝘒𝘖𝘕𝘛𝘠𝘕𝘜𝘈𝘊𝘑𝘈 𝘬𝘴𝘪ąż𝘬𝘪 "𝘒𝘪𝘦𝘥𝘺 𝘴𝘬𝘰ń𝘤𝘻𝘺 𝘴𝘪ę 𝘮ó𝘫 𝘤𝘻𝘢𝘴. 𝘉𝘭𝘰𝘰𝘮 𝘹 𝘝𝘢𝘭𝘵𝘰𝘳" 𝑆𝑇𝑅𝐴Ż𝑁𝐼𝐶𝑌 𝑃𝑅𝑍𝐸𝑍𝑁𝐴𝐶𝑍𝐸𝑁𝐼𝐴. Klucz do szczęścia cz.I : (Nie)Spełnione marzenie 𝑩𝒍𝒐𝒐𝒎 𝒙 𝑽𝒂𝒍𝒕𝒐𝒓 "Każdy z n...