Pov. Bloom...
Już od kilkunastu minut stałam przy oknie patrząc na spadające z nieba białe płatki śniegu,które delikatne podmuchy wiatru unosiły w powietrzu sprawiając,że chwilami wyglądały jakby tańczyły ze sobą. Czując na sobie wzrok mojej mamy westchnęłam i wreszcie odwróciłam się w jej stronę.
- Czy naprawdę muszę obchodzić święta? Muszę udawać,że się cieszę...że jestem szczęśliwa?
Bez niego zarówno ten dzień jak i żaden inny nie będzie już taki sam. Kiedyś czułam magię świąt,a teraz...bez niego,to wszystko stało się takie...zwyczajne.- Córeczko...- zaczęła podchodząc bliżej.
- Wiem,że ostanie kilka miesięcy nie było dla Ciebie łatwe i rozumiem jak ciężko jest zasiąść do wspólnego stołu,kiedy brakuje przy nim jednego członka rodziny,ale nasza rodzina szanuje tradycje,dlatego nawet nie ma mowy o tym,abyś spędziła święta sama.- Już jesteśmy gotowi - usłyszałam głos Lily,która razem ze swoją siostrą i bratem właśnie weszły do pokoju.
Obie były ubrane w błękitne sukienki ozdobione białymi płatkami śniegu,które dźwięki drobinkom brokatu w cienkich smugach światła,które uparcie przedzierały się przez grube,ciemne zasłony do mojego pokoju,mieniły się jakby były wykonane z kryształów lodu.
Mój synek ubrany w białą, marszczoną koszulę,ciemne spodnie, wysokie do kolan buty i bordowy płaszcz sprawił,że poczułam łzy zbierające się pod powiekami. Był tak bardzo podobny do swojego ojca.
Nawet jego strój był podobny do jego,lecz brakowało w nim jednego elementu...czarnych rękawiczek, ukrytych pod moją poduszką.- Jak wyglądamy? - zapytała Emily,a moja mama uśmiechnęła się na ich widok.
- Wszyscy wyglądacie wspaniale - odparłam powstrzymując łzy i wzięłam mojego synka na ręce.
- Mamusiu masz nową sukienkę? - zapytała Lily wskazując na moją suknię,która wyglądała niemalże identycznie jak te,w które były ubrane.
- Tak,dostałam ją od babci Marion,tak samo jak Wy.
- Pięknie wyglądacie,z pewnością nikt nie będzie mógł oderwać od Was wzroku - mówiąc to moja mama klasnęła w dłonie.
Właśnie tego boję się najbardziej...ich wzroku,ich spojrzenia,cichych szeptów... współczucia,którego od nich nie chcę.
- Chodźcie,już czas na nas.
Mike i Vanessa już są na Domino - mówiąc to wskazała ręką mieniący się różnymi kolorami portal.Dziewczynki trzymając się za ręce pierwsze weszły do środka,a ja trzymając mojego synka na rękach weszłam za nimi.
Kiedy moja mama weszła do środka poratl zamknął się za nami i już po kilku sekundach byliśmy na miejscu.
Cały zamek,jak co roku,był ozdobiony tysiącami kolorowych świateł,a liście labiryntu znajdującego się niedaleko,z których został stworzony,dzięki małym płatkom śniegu,które powoli topniały zostawiając po sobie małe kropelki wody,sprawiały wrażenie świeżo wypolerowanych.
Kiedyś może zachwyciłby mnie ten widok,ale nie teraz.Powolnym krokiem zmierzaliśmy w stronę drzwi,które po chwili zostały otwarte przez strażników, krórzy powitali nas ukłonem.
Weszliśmy do środka,a światło które wypełniało całą salę balową na chwilę mnie oślepiło,przez co zmrużyłam oczy.
Kiedy je otworzyłam zobaczyłam znjome twarze gości,którzy przechodząc koło nas kłaniali się nisko,jednak wzrok każdego z nich trochę mnie zawstydzał.
Choć byłam w swoim domu czułam się jak niechciany gość,którego zaproszono jedynie z grzeczności.
Nawet moja siostra,Daphne,która do tej pory rozmawiała i śmiała się razem z gośćmi dostrzegając mnie, swoją siostrę skrytą wśród tłumu,stała się dziwnie milcząca,lecz po krótkiej chwili uśmiechnęła się,powiedziała coś jednemu z gości i zmierzała w naszą stronę.
CZYTASZ
(𝑁𝐼𝐸)𝑆𝘱𝘦ł𝘯𝘪𝘰𝘯𝘦 𝘮𝘢𝘳𝘻𝘦𝘯𝘪𝘦 𝑩𝒍𝒐𝒐𝒎 𝒙 𝑽𝒂𝒍𝒕𝒐𝒓
Fanfiction𝘒𝘖𝘕𝘛𝘠𝘕𝘜𝘈𝘊𝘑𝘈 𝘬𝘴𝘪ąż𝘬𝘪 "𝘒𝘪𝘦𝘥𝘺 𝘴𝘬𝘰ń𝘤𝘻𝘺 𝘴𝘪ę 𝘮ó𝘫 𝘤𝘻𝘢𝘴. 𝘉𝘭𝘰𝘰𝘮 𝘹 𝘝𝘢𝘭𝘵𝘰𝘳" 𝑆𝑇𝑅𝐴Ż𝑁𝐼𝐶𝑌 𝑃𝑅𝑍𝐸𝑍𝑁𝐴𝐶𝑍𝐸𝑁𝐼𝐴. Klucz do szczęścia cz.I : (Nie)Spełnione marzenie 𝑩𝒍𝒐𝒐𝒎 𝒙 𝑽𝒂𝒍𝒕𝒐𝒓 "Każdy z n...