Pov. Emily...
Coś ciepłego od dłuższego czasu spoczywało na moim policzku.
To samo uczucie czułam również na swojej dłoni. Otworzyłam oczy zdając sobie sprawę,że znajome ciepło nie było jedynie złudzeniem.
Jedna z jego dłoni,ta sama,którą wczoraj gładził mój policzek wciąż pozostała w tym samym miejscu,a druga ręka,na której z jakiegoś powodu nie miał rękawiczki,była złączona z moją.Zapewnił mnie,że mnie nie zostawi,ale nie przypuszczałam,że naprawdę zostanie ze mną przez całą noc i że będzie trzymał mnie za rękę,a drugą ręką ocierał łzy spływające z moich policzków. Ostrożnie zdjęłam jego dłoń z mojego policzka i rozłączyłam uścisk,który połączył nasze dłonie.
Usiadłam na łóżku przez chwilę przyglądając się jego śpiącej postaci i jakby wciąż umyślnie zapominając o tym kim byłam i kim był On,wstałam i
usiadłam na jego kolanach poraz pierwszy w świetle przyglądając się jego twarzy z tak bliska. Niepewnie uniosłam dłoń i odsunęłam kosmyki szarosrebrnych włosów opadających na jego twarz.
Nie mogłam powstrzymać się od dotknięcia tej bladej,niemalże przezroczystej skóry i kości policzkowych podkreślających jej rysy. Musiałam przyznać,że gdy leżałam wsłuchując się w oddech i spokojne bicie jego serca,czułam się bezpiecznie i spokojnie.
Nie miałam już sennych koszmarów,które zwykle dręczyły mnie przez całą noc,aż do wschodu słońca.
Wydawało się być niemożliwe,aby w ciągu jednej nocy udało mu się pozbyć samą swoją obecnością na chwilę tego,co było ze mną i żyło we mnie od tylu lat,a jednak... zrobił to. Obróciłam się na bok tak, że moja głowa znów spoczęła na jego klatce piersiowej i przytuliłam się do jego ciała,które mimo iż powinno być tak zimne,chłodne i nieczułe jak sądziłam,że jest On, było ciepłe...znaczenie cieplejsze od mojego. Zamknęłam oczy i zasnęłam...🥀
Obudziłam się w pełnym słońca i cieni pokoju.
Niechętnie oderwałam od niego wzrok patrząc w stronę okna,za którym panująca ciemność już dawno ustąpiła miejsca wschodzącemu światłu słońca.Jaka szkoda,że kiedy wzejdzie słońce,a ciemność zniknie znów staniemy się tym,kim jesteśmy. Samotnym Cierniem i potworem.
To było jak zły urok,którego nic nie mogło zatrzymać ani złamać,ale przecież oboje nie chcieliśmy,aby trwało to wiecznie. Miało to trwać tylko przez tę jedną noc i nigdy więcej nie miało się powtórzyć. Kiedy oboje dostaniemy to,czego chcemy z pewnością taka sytuacja nie powtórzy się już,bo...już nie będziemy sobie potrzebni,ja nie będę mu potrzebna.Widząc jak jego powieki lekko drgnęły,powoli odsunęłam się od niego nie chcąc,aby mnie zobaczył.
Podeszłam w stronę okna i otworzyłam je lekko,aby wpuścić do środka świeże powietrze. Zdawało się,że będzie to pierwszy,od dawna naprawdę ciepły dzień. Przymknęłam powieki pozwalając,by ciepły wietrzyk,który wpadł przez lekko uchylone okno rozwiał moje włosy.
Chyba pierwszy raz od dawna naprawdę chciałam się uśmiechnąć,lecz nim zdążyłam to zrobić coś,co do tej pory było uśpione obudziło się we mnie na nowo...Bawiłyśmy się razem w ogrodzie.
Bella posadziła mnie na huśtawce i kołysała lekko w przód i w tył,a ja...pamiętam,że czułam się wtedy szczęśliwa,byłam szczęśliwa. Śmiałam się razem z nią,a potem...
Ona nagle niewiedząc czemu zbladła,tak jakby w jednej chwili ktoś wyssał z niej całą energię i radość. Zatrzymała się w miejscu, zamknęła oczy i stała niedaleko mnie w bezruchu,jakby ktoś zamroził całe jej ciało i niespodziewanie...upadła, przygnieciona siłą tego niewidzialnego ciężaru.
Zemdlała na moich oczach zostawiając mnie w stanie przerażenia i szoku.
Nie wiedziałam...nie rozumiałam co się stało,ale byłam pewna,że to nie jest nic dobrego i nie myliłam się. Z trudem zeskoczyłam z huśtawki i pobiegłam w jej stronę. Biegłam tak szybko jak mogłam,lecz niestety musiałam upaść,a ostrych kamień,o który się potknęłam sprawił,że upadłam wprost na rosnące w ogrodzie krzewy róż.
Ignorując ból i zbierające się w oczach łzy,podniosłam się.
Moje ręce były poranione,lecz żaden z cierni nie przebił mi skóry, przynajmniej nie na twarzy i rękach. Niestety moje kolano nie miało już tyle szczęścia. Nie byłam pewna,czy krew spływającą po mojej nodzę spowodował ostry kamień,czy cierń,ale bolało...bolało bardzo,jednak nie na tyle,aby zapomnieć o Belli.
Kiedy znalazłam się obok niej,On już przy niej stał i trzymałam ją na rękach. Jakże mogłoby być inaczej, skoro nawet gdy nie było go przy niej nawet na chwilę nie spuszczał z niej oka?
CZYTASZ
(𝑁𝐼𝐸)𝑆𝘱𝘦ł𝘯𝘪𝘰𝘯𝘦 𝘮𝘢𝘳𝘻𝘦𝘯𝘪𝘦 𝑩𝒍𝒐𝒐𝒎 𝒙 𝑽𝒂𝒍𝒕𝒐𝒓
Fanfiction𝘒𝘖𝘕𝘛𝘠𝘕𝘜𝘈𝘊𝘑𝘈 𝘬𝘴𝘪ąż𝘬𝘪 "𝘒𝘪𝘦𝘥𝘺 𝘴𝘬𝘰ń𝘤𝘻𝘺 𝘴𝘪ę 𝘮ó𝘫 𝘤𝘻𝘢𝘴. 𝘉𝘭𝘰𝘰𝘮 𝘹 𝘝𝘢𝘭𝘵𝘰𝘳" 𝑆𝑇𝑅𝐴Ż𝑁𝐼𝐶𝑌 𝑃𝑅𝑍𝐸𝑍𝑁𝐴𝐶𝑍𝐸𝑁𝐼𝐴. Klucz do szczęścia cz.I : (Nie)Spełnione marzenie 𝑩𝒍𝒐𝒐𝒎 𝒙 𝑽𝒂𝒍𝒕𝒐𝒓 "Każdy z n...