To ja byłam potworem

22 9 0
                                    

Pov. Bloom...

Czując jak nasilający się wiatr rozwiewa ostatnie łzy z moich policzków wciąż klęcząc przy miejscu,które miało być od dziś grobem mojego męża,symbolem ostatniego pożegnania i wciąż żyjącej nadziei,spojrzałam w stronę okien biblioteki.
Przez krótką chwilę,być może nic nie znaczący ułamek sekundy dostrzegłam znajomy cień stojący w oknie gdzieś za cienistą kurtyną i chyba nie trudno było domyślić się co podpowiedziała mi moja intuicja,a co ja bez wahania zrobiłam.

Podniosłam się z ziemi i poszłam w stronę znajomych drzwi,za którymi wiele lat temu zaczęło się moje nowe życie,nowa historia z nowym do dziś nieznanym zakończeniem. Zatrzymałam się nim weszłam do środka.
Być może kiedyś bez wahania chwyciłabym za klamkę i przekroczyła ich próg,lecz nie tym razem.
Zapukałam stojąc przed drzwiami,lecz podobnie jak poprzednio nikt nie odpowiedział. Mimo to weszłam do środka od razu kierując się w stronę biblioteki zupełnie zapominając o tym,że Luiza mówiła,że będzie na mnie czekać.

Pchnęłam duże masywne drzwi i weszłam do środka,czując jak znajomy zapach kurzu i starych książek z zaklęciami roznosi się w powietrzu wypełniając całe pomieszczenie.

Nawet każdy zapach w tym domu musiał pozostać znajomy.

W bibliotece wciąż panował półmrok i niezależnie od tego o jakiej porze dnia lub nocy weszło się w jej głąb wciąż dało się wyczuć ten sam zapach drewna,starych ksiąg i mimo usilnych starań Luizy...jeszcze większego kurzu.
Podeszłam do jednego z regałów z księgami i przejechałam palcami po ich skórzanych okładkach.
Ukradkiem zerkając na fotel stojący przy jednym z okien,na którym zawsze siedział mój mąż.
Nagle jedna ze skórzanych okładek ksiąg rzuciła mi się w oczy.
Zauważając znajome dwa smoki wiedziałam już,co to za księga.
Była to pierwsza,którą dał mi do przeczytania mój mąż,kiedy poraz pierwszy przekroczyłam próg biblioteki. Kierując się instynktem otworzyłam ją na losowej stronie zauważając tak dobrze znane mi,nigdy nie dokończone i na wieczność spalone w płomieniach ognia Valtora,jedno zdanie:
"Cena,którą przyjdzie zapłacić..."

Dlaczego tę cenę...cenę naszego szczęścia,musiał zapłacić właśnie On? 
Dlaczego nikt nawet nie zapytał mnie o zdanie?
Dlaczego On spalił pozostałe strony,abym nie poznała prawdy?
Z jakiego powodu On też chciał ją przede mną ukryć,mimo iż twierdził,że mi ufa?
Nigdy nie pytałam co tak dokładnie było napisane na ostatniej stronie,ponieważ wiedziałam,że sprawia mu to ból.
Byłam pewna,że jest to coś związanego z jego przeszłością,o której nie chciał pamiętać,ale teraz po tych wszystkich latach nabieram przekonania,że skoro tytuł tej książki brzmi:
"Strażnicy Smoczego Płomienia" 
to,co kolwiek było zapisane na ostatniej stronie,musiało dotyczyć również mnie.

I kiedy tak wpatrywałam się w prawie pustą kartkę,z lekko nadpalonymi brzegami,wreszcie dotarło to do mnie.
Valtor,tak jak kiedyś mi obiecał, nauczył mnie zaklęć,które sam znał.
Nie wszystkich,ale większości z nich i dzięki jednemu z nich można było odczytać zaklęcia zapisane tajemnym kodem lub te,które ze względu na swą potężną,ale równie niebezpieczną moc musiały zostać zniszczone dla zachowania bezpieczeństwa świata i równowagi między dwoma siłami...dobrem i złem,tak aby każde z nich pozostało w impasie.
Żadna z tych dwóch stron nie mogła dysponować siłą,której druga strona nie mogłaby powstrzymać.

Zamknęłam oczy przypominając sobie słowa zaklęcia:
- Legendarny ogniu... - zaczęłam powoli czując jak moje ręce po wypowiedzeniu dwóch pierwszych słów zaklęcia płoną,a ogień roznosi się po całym moim ciele od serca do rąk,a nawet opuszków palców.

(𝑁𝐼𝐸)𝑆𝘱𝘦ł𝘯𝘪𝘰𝘯𝘦 𝘮𝘢𝘳𝘻𝘦𝘯𝘪𝘦        𝑩𝒍𝒐𝒐𝒎 𝒙 𝑽𝒂𝒍𝒕𝒐𝒓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz