🌑26🌑

161 19 21
                                    

Początkowo nikt nie wiedział co się dzieje. Podejrzewałem, że to nie policja nam przeszkodziła, a ktoś z zewnątrz. Ciężko było cokolwiek ustalić przez ogólną dezorganizację. To nie zmieniało jednak faktu, że szybko musieliśmy zająć się tą sprawą. W trakcie zamieszania, gdy dowództwo próbowało okiełznać sytuację, szukałem czegokolwiek, co mogłoby pomóc mi w zneutralizowaniu i wykryciu sprawcy. W międzyczasie kontaktowałem się ze swoim oddziałem i wydawałem stosowne instrukcje.

Szybko odkryłem, że powodem, dla którego nie miałem z nimi kontaktu, była ich śmierć. Nasi wrogowie nie dawali nam odetchnąć ani na chwilę. Nie ważne, co byśmy nie zrobili, zawsze wiedzieli, jaki będzie nasz następny krok. Co zastanawiające, nie mogłem skontaktować się z koordynatorami na miejscu akcji. Mogło to oznaczać, że oni również zostali zneutralizowni. W tej sytuacji nic nie było pewne. Nawet korzystanie z kanału komunikacyjnego stwarzało spore ryzyko.

Błądząc jak we mgle szukałem sposobu, na zakończenie cierpień moich podwładnych i innych członków mafii. Pewnie nic bym nie znalazł, gdyby nie błysk z pobliskiego budynku. Światło musiało odbić się od czegoś na dachu. Jakby się tak zastanowić, widać stąd było bardzo dobrze teren, na którym działaliśmy. Mogło być to błędne rozumowanie, ale była to też jedyna moja nadzieja. Nie mogłem jej przepuścić.

- Będę niedostępny. Działajcie według intuicji.

Odłączyłem się z masowego przekazu i udałem w stronę sąsiedniego budynku.
Wchodziłem po stalowych schodach stając na co drugim stopniu. Musiałem zakończyć to raz na zawsze. Nie ważne kim byli, zafundowali nam wystarczająco szkód i ich obowiązkiem jest za to zapłacić.

Naładowałem swój pistolet i gdy tylko wyszedłem na samą górę, oddałem strzał. Nie usłyszałem krzyku, czy dźwięku upadającego ciała na ziemię. Odważyłem się podnieść wzrok. Nadzieja zamieniła się w coś zbliżonego do rozpaczy.

Patrzyłem na Aethera i nie wierzyłem, tak samo jak on. Patrzył na mnie ewidentnie nie wiedząc niczego. Ja też nie wiedziałem już nic.

Nie potrafiłem nic powiedzieć. Spodziewałem się tu wszystkiego, tylko nie niego. Sekundy ciągnęły się jak godziny. W mojej głowie pojawiały się tylko pytania, na które odpowiedzi wydawały się nie istnieć.

Opuściłem swoją broń. Nie mogłem utrzymać jej w ręku, ani nie chciałem zużyć choćby jednego naboju więcej. Nie spuszczałem Aethera ze wzroku, gdy ten drżącymi rękami dalej trzymał pistolet skierowany w moją stronę. Ktoś z nas musiał przerwać tą niezwykle niekomfortową ciszę.

- Aether… - wymówiłem tylko jego imię, gdy kątem oka zauważyłem jakiś ruch. Od razu zareagowałem robiąc unik, jednak nie byłem wystarczająco szybki. Mężczyzna, który wyłonił się z wnętrza budynku zranił mnie w ramię, a ja zawałem z bólu.

Nie ociągaj się! Uciekamy! - usłyszałem głos drugiego oprawcy. Wzrok mój i Aethera skrzyżował się po raz ostatni. Po tym poszedł z mężczyzną, zostawiając mnie samego z krwawiącym ramieniem.

Na dachu stałem jeszcze dłuższą chwilę, zanim postanowiłem z niego zejść. Miałem jeden wielki mętlik w głowie. Dlaczego Aether stał na dachu i dlaczego z bronią w ręku. Tak bardzo chciałem, żeby to był jedynie dziwny sen.

Wkrótce zszedłem na sam dół i pomagałem w ogarnięciu całego bałaganu, a gdy wszyscy wywiązali się ze swoich obowiązków wróciliśmy do siedziby mafii.

Dla świętego spokoju pozwoliłem opatrzyć moje ramię. Nie potrafiłem skupić swoich myśli. Jedyne, co było dla mnie teraz ważne, to wytłumaczyć wszystko z Aetherem. Podpytać go, kim tak naprawde jest i opowiedzieć jak jest w moim przypadku. Wychodzi na to, że ukrywamy przed sobą wiele. Nie wiem jak obecnie będzie wyglądała nasza relacja, o ile Aether będzie chciał utrzymywać ze mną kontakt.

Nie miałem więcej siły. Po całonocnym wysiłku fizycznym, a przede wszystkim psychicznym potrzebowałem odpocząć i odciąć się na chwilę od świata zewnętrznego. Zanim to, musiałem jeszcze złożyć raport i sprawdzić stan podwładnych. Jako dowódca oddziału nie mogłem uciec od swoich obowiązków.

Oczywiście, żeby uprzykrzyć mi życie, w pewnym momencie przyszedł do mnie Childe.

- Jestem zajęty. Pomęcz swoją obecnością kogoś innego.

- Wiem, że ciężko pracujesz - zaczyna usprawiedliwieniem, a potem przechodzi do sedna - ale mam do ciebie sprawę.

- To przyjdź później. Albo zapytaj kogoś innego. - im dłużej musiałem tu tkwić, tym bardziej chciałem wracać do domu.

- Później to może być martwy temat. Jeżeli wiesz, o co mi chodzi.

Nie wytrzymam z tym człowiekiem.

- Czego chcesz?

- Śledziłeś naszych tajemniczych oprawców, prawda? Być może udało ci się uchwycić jakiś szczegół, coś istotnego?

W duchu zacząłem panikować. Nie wiedziałem, co mam odpowiedzieć, ale na pewno nie chciałem zdradzać Aethera. Przynajmniej dopóki nie dowiem się o co chodzi.

- Wszystko będzie w raporcie, niepotrzebnie przychodziłeś. - odparłem wymijająco.

- Właściwie chciałem dać ci propozycję. Może z tobą dowiemy się czegoś więcej.

- Jak chcesz to zrobić?

- Chcę, żebyś pomógł mi w przesłuchania jednego z członków tej grupy, czy co to takiego, którego udało nam się złapać.

Mimo buzujących emocji zdobyłem się na obojętny ton.

- Kto to?

- Z tego, co ustaliliśmy, nazywa się Thoma.

++++++++++++++++++++++++++++++++
To się pokomplikowało.

Ciekawe co o tym wszystkim pomyśli Aether.

Ale to za tydzień ;p

𝐌𝐞𝐦𝐞𝐧𝐭𝐨 𝐌𝐨𝐫𝐢 |🌓| 𝐗𝐢𝐚𝐨𝐭𝐡𝐞𝐫Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz