Noi w końcu nadszedł ranek,spakowaliśmy walizki,Ward i Rafe czekali na mnie na dole,a ja zastanawiałam się czy to co robię jest właściwe,przez ostatnie kilka dni żyję w ciągłej niepewności,boję się,że w pewnym momencie stracę panowanie,przecież nie mogę być płotką jednocześnie będąc w związku z Rafem i byciem w rodzinie Thornton,nie roztroję się,więc pewnego dnia tak czy siak będę musiała dokonać wyboru,nie ważne kogo wybiore to pozostali będą cierpieć,a ja razem z nimi,płotki,Rafe i moja rodzina,a szczególnie Topper to najważniejsze osoby w moim życiu,nie mogę ich stracić,ale wiem też,że nie dam rady mieć ich wszystkich,to trudne,nie mam pojęcia co będzie po powrocie do Outer Banks,jestem przerażona
-Abigail pospiesz się!!-było słychać krzyk Warda,znowu to pełne imię,wywróciłam oczami
-już idę!!!-krzyknęłam,spakowałam resztę rzeczy i zeszłam na dół
-wezmę to skarbie-powiedział Rafe i spakował moje rzeczy do samochodu
-wszystko macie?-spytał Ward,oboje kiwnęliśmy głowami
-okej,pora wracać do domu-powiedział,wsiedliśmy do samochodu
-pasy księżniczko-powiedział Rafe,zapięłam pasy i odjechaliśmy,po dłuższej chwili dotarliśmy na lotnisko,wsiedliśmy do samolotu wraz z naszymi rzeczami i odlecieliśmy,nie spałam ani chwili,po kilku godzinach dolecieliśmy
-podwieźć cię do domu?-spytał Rafe
-jakbyś mógł-powiedziałam,podwieźli mnie do domu,postanowiłam,że jutro pójdę do Chateau,ale dopiero jutro
-wróciłam-powiedziałam
-no wreszcie-powiedziała mama i mnie przytuliła
-hej mamo-powiedziałam
-Topper zrobił obiad,czeka na nas na tarasie-powiedziała,poszliśmy na taras i usiedliśmy do stołu
-smacznego-powiedział Topper
-dziękuję-powiedziałam
-dziękuję skarbie-powiedziała mama
-jak było?-spytał Topper po chwili kompletnej ciszy
-dobrze-powiedziałam
-jesteś cała?-spytał
-tak,jestem cała-powiedziałam
-nie jest już dzieckiem Top-powiedziała mama,miło,że to zauważyła
-dla mnie zawsze będzie dzieckiem...to moja młodsza siostrzyczka-powiedział
-jestem młodsza tylko o 2 minuty-powiedziałam
-to są aż 2 minuty-powiedział,a mama zaczęła się śmiać
-no co?-spytał
-nic....miło was widzieć znowu razem-powiedziała,a my oboje się szeroko uśmiechnęliśmy,ten dzień do końca spędziłam z mamą i bratem,a następnego dnia z samego ranka poszłam do Chateau nie mówiąc nic nikomu,im mniej osób wie tym lepiej,weszłam do środka,ale nikogo tam nie zastałam,przeklnęłam w myślach bo to oznaczało,że nadal nie wrócili z Charlestone,położyłam się na kanapie na werandzie i nawet nie wiem kiedy mi się usnęło,w końcu po kilku godzinach ktoś mnie obudził,otworzyłam oczy i ujrzałam płotki,wszystkie,łącznie z Sarah i Johnem B
-o mój boże to naprawdę wy?-spytałam,przytuliliśmy się wszyscy i niedługo zrobiliśmy imprezę z jacuzzi
-właśnie o tym ciągle wam mówię-powiedział JJ
-już myślałam,że was straciliśmy-powiedziałam
-ale jesteśmy,cali...no prawie-powiedziała Sarah