32. Una nuova fase.

847 38 8
                                    

Poranki, gdzie za oknem świeciło słońce a ja leżałam obok mojego męża były moimi ulubionymi. Szczerze mogłam stwierdzić, że marzyłam o tym przez całe życie. Marzyłam aby znaleźć osobę, która mnie pokocha. Marzyłam o założeniu rodziny. Zatem czy małżeństwo dwojga ludzi to rodzina? To pojęcie względne, z którym zapewne wielu by się kłóciło. Dla mnie rodzina to również dzieci, które bardzo pragnęłam mieć, jednak mimo wielu starań coś zawsze szło nie tak. 

Od powrotu Logana do Stanów minął równo miesiąc. Zaczynaliśmy wrzesień, a ja wciąż mimo wielu starań o dziecko ani razu nie ujrzałam na teście ciążowym dwóch kresek. Zaczynałam z tego powodu wariować. Razem z brunetem byliśmy u wielu lekarzy. Każdy jednak mówił to samo. Anemia oraz poprzednia strata dziecka są skutkami niepowodzeń naszych starań. 

To ze mną było coś nie tak. Nasze starania były daremne tylko i wyłącznie przeze mnie. Moją winą był również ból Logana, który dojrzewałam po każdej wizycie lekarskiej czy każdym negatywnym teście ciążowym. Mimo wszystko wciąż robił dobrą minę do złej gry. Mówił, że to może nieodpowiedni moment na potomka i za jakiś czas się uda. 

Jednak ja wiedziałam, że unieszczęśliwiałam go. Wiedziałam jak bardzo pragnął mieć syna. Widziałam bardzo dobrze jak patrzył na Williama z małym Victorem czy Thomasa z Archerem. Przez to wszystko popadałam w dziwnego rodzaju paranoję oraz stany depresyjne. Nie chciałam by Logan był nieszczęśliwy, ale jednocześnie to brunet był źródłem mojej egzystencji tu. Gdyby nie mąż już dawno załamałabym się i przestała dbać o cokolwiek. 

Te sytuacje jednak bardzo odbiły się na naszej relacji. Nastroje po każdej nieudanej próbie były dość napięte. Logan pocieszał mnie po tym, jak godzinę przepłakałam w samotności w łazience. Był zły, że robię to sama, a nie przy nim. Ja natomiast wściekałam się jego fałszywym optymizmem. Mówił, że wszystko się ułoży, ale ja wiedziałam swoje. 

Nic się nie ułoży ponieważ ja jestem zepsuta. 

- Nie śpisz już? - usłyszałam senny głos męża tuż przy moim uchu. Spojrzałam na mężczyznę, który w tym momencie poprawiał się na łóżku zarzucając swoje ramię przez moją talię. 

- Nie mogłam zasnąć. Ogarnę się i lecę do kancelarii, mam kilka ważnych spraw do załatwienia. Wrócę później, bo na szesnastą jestem umówiona z jednym klientem poza miastem. - powiedziałam, patrząc w sufit. Szczerze mówiąc przytłaczało mnie już to wszystko. 

- O szesnastej? Przecież masz wizytę dziś o piętnastej trzydzieści u lekarza. Nie zdążysz tam pójść i wyjechać za miasto w trzydzieści minut. - powiedział, a ja czułam jak skupia swój wzrok na moim profilu. 

- Odwołałam wizytę. I tak nic to nie da. Znów powie, że jedyne co nam zostało to in vitro albo adopcja, z tym wyjątkiem, że nie wiadomo czy in vitro przejdzie, bo może nie donoszę nawet ciąży ze względu na anemie. A wiec zostaje tylko adopcja. Nie zamierzam marnować czasu i swoich nerwów, by znów usłyszeć do samo, od któregoś już lekarza z kolei. - powiedziałam, próbując zachować spokojny ton głowy, po czym podniosłam się z łóżka i usiadłam na jego brzegu. 

- Mia proszę Cię. Wiem, że jest ciężko ale warto mieć nadzieje. - powiedział Logan, gładząc moje plecy w geście uspokojenia. Drażniła mnie ta jego spokój, bo ja w tym samym czasie przeżywałam w duszy cholerne tornado. 

- Ja już dawno je straciłam. Nie wiem tylko dlaczego ty nadal się łudzisz. - powiedziałam, po czym wstałam sięgając po szlafrok z fotela. Okryłam nagie ciało materiałem, nim obróciłam się do Logana. - Michael wczoraj dzwonił i pytał, czy może podrzucić Ruby na kilka godzin wieczorem, bo idą z Charlotte do restauracji. Zajął byś się nią? Ja mam spotkanie z klientem a później musze nadrobić zaległości z kancelarii w LA. 

Wieczna miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz