17. Chcę aby był obok.

1.6K 54 8
                                    

Tak, rozpływałam się.

I tak, kochałam go.

Cholernie go kochałam.

***

Kiedy wróciliśmy do apartamentu, porozmawiałam z moją asystentką. Logan zagwarantował, że na drugi dzień rano podeśle swój samolot, tak aby ta mogła wrócić do Las Vegas. Pośpiesznie spakowałam swoje rzeczy i już godzinę później wjechaliśmy na pas startowy, gdzie czekał na nas podstawiony mój samolot. Kiedy wysiadłam z auta moją uwagę przykuł czarny SUV, przy którym stał William. Spojrzałam pytająco na Logana.

- Zmienił zdanie. Jest jak wrzód na dupie. Na szczęście nocą będziemy w domu za jaką godzinę. - powiedział z wyczuwającą niechęcią w głosie. Wiedziałam, że nadal pałał ogromną nienawiścią do bruneta za to jak został potraktowany cztery lata temu. Nie dziwiłam się. Rozumiałam to w stu procentach, dlatego złączyłam nasze dłonie razem a brunet uśmiechnął się na ten gest, prowadząc nas na pokład samolotu. Tuż za nami podążali William wraz z Lily.

- Panie Caruso, witamy na pokładzie samolotu. Gdzie dziś lecimy? - zadał pytanie wysoki mężczyzna, kiedy tylko weszliśmy do środka samolotu. Mogłam przysiąc, że był pracownikiem Logana. Po jego posturze widać było jak zesztywniał w obecności bruneta.

- Do Las Vegas. Niech stewardessy przygotują jeszcze jedną sypialnię. - powiedział oschle, po czym powolnym krokiem skierował się do głównej części całego pokładu.

- Oczywiście, pilot sprawdza jeszcze stan samolotu, tak aby było jak najbardziej bezpiecznie. Powinniśmy startować za trzydzieści minut. - powiadomił pracownik, na co Logan gwałtownie się odwrócił jak gdyby chciał go zatrzymać. Mężczyzna mimowolnie zesztywniał jakby spodziewał się wszystkiego.

- Sprawdźcie to nawet i dwadzieścia razy. Nie ma tu miejsca na żadne pomyłki. Na pokładzie jest ciężarna kobieta. - powiedział doniośle i tym razem już pewniej skierował się w kierunku czarnej kanapy. Pracownik skinął głową i zaczął schodzić po białych schodkach za pewne wykonując dalej swoją pracę. Po kilku minutach cała nasza czwórka siedziała już na przeciwległych sobie kanapach.

- O co chodzi z kradzieżą? - przerwał ciszę William, patrząc w kierunku Logana. Ten spiął się nieco na jego słowa, po czym położył sobie na kolanie nasze splecione ze sobą dłonie. Will spojrzał na nasze dłonie, po czym uniósł lekko kącik ust.

- Chyba nie powinno Cię to obchodzić. W końcu spierdoliłeś, po to aby uniknąć tych obowiązków. Teraz to mój towar i moje problemy. - powiedział ostro brunet i jak gdyby nigdy nic opadł na kanapę. Z zewnątrz wyglądał jak oaza spokoju, jednak wiedziałam jak wściekły był w środku.

- Myślisz, że tak łatwo było mi odejść? Myślisz, że był to mój kurwa jebany kaprys! - William omal nie wstał z miejsca, gdzie obecnie siedział. W jego oczach widziałam tą ogromną wściekłość. Lily siedząca obok niego, złapała za jego dłoń aby chodź trochę go uspokoić.

- No nie wiem ale patrząc na to, że wróciłeś z dzieckiem to nie wygląda mi to na wyjazd z przymusu. Oczywiście nie uwłaczając tu nic Lily. W tej sytuacji to jej kurewsko współczuje. - zaśmiał się pod nosem Logan a ja ze smutkiem spojrzałam w oczy Lily. Ta równie tak samo był przytłoczona tą sytuacją. Po chwili uciążliwej ciszy, Lily postanowiła w końcu się odezwać.

- Przestańcie! Może zamiast przekrzykiwać się, porozmawiajcie jak cywilizowani ludzie. Nie mogę już tego słuchać. - powiedziała załamanym głosem, po czym wstała z kanapy. Miała załzawione oczy. Była bliska płaczu. Ja również wstałam aby od razu pójść za nią, jednak w tym samym momencie obaj bracia złapali nas za nadgarstki. Zanim oboje zdążyli cokolwiek powiedzieć, ja odezwałam się pierwsza.

Wieczna miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz