Co ja mam im powiedzieć?

918 29 11
                                    

Will pov: 

Gdy się obudziłem, nie mogłem zmusić się nawet do wstania z łóżka. Wszystko mnie bolało, miałem wrażenie, że głowa mi wybuchnie, a żołądek ekspolduję. Byłem pewien, że nie pójdę dzisiaj ani do pracy, ani nigdzie indziej. Jutro muszę pojechać po wyniki moich badań kontorolnych, a na razie czuję się beznadziejnie, fizycznie i psychicznie. Jednak tym razem, o dziwo, ból fizyczny był tak wielki, iż nie miałem czasu, by skupiać się na czymkolwiek innym. Opatuliłem się więc szczelnie kołdrą i próbowałem ponownie zasnąć. Bardzo szybko zrozumiałem, że prędzej tutaj umrę niż zasnę, więc włożyłem tylko kapcie na nogi i udałem się na dół w poszukiwaniu lekarstw.

Pov Vince:

Robiłem sobie właśnie czarne espresso z mojego najnowszego ekspresu do kawy, gdy zobaczyłem Willa kierującego się w stronę kuchni. Ja dzisiaj pracowałem z domu, jednak widok brata, który powinien być w pracy od conajmniej 30 minut, nieco mnie zdziwił. Przeskanowałem go wzrokiem, wyglądał jeszcze gorzej niż wczoraj, był cały rozpalony i widać było, że ledwo trzyma się na nogach. Natychmiast podszedłem do niego i objąłem go w taki sposób, żeby mógł się na wmnie wesprzeć. Zaprowadziłem go na kanapę i otuliłem kocykiem, Will zupełnie nie kontaktował, widziałem, że cierpi, udałem się więc na poszukiwanie leków. Znalazłem ibuprofen, który zaraz mu zaniosłem. Chyba dzisiaj sobię trochę odpuszczę z pracą. Nie widziałem go od dawna w tak złym stanie, że nie potrafił zająć się sam sobą.

- Will, musisz to zjeść i popić wodą - powiedziałem łagodnie, podając mu tabletki. W milczeniu przyjął ode mnie leki, popijając je sporą ilością wody. 

- Dziękuję - powiedział tylko, a ja westchnąłem. Unikał rozmów ze mną, nawet teraz, gdy jest chory, woli nie zamieniać ze mną więcej słów niż byłoby to konieczne. Poszedłem również po termometr, żeby sprawdzić ile stopni gorączki ma Will. 

- Trzydzieści dziewięć stopni - mruknąłem tylko, patrząc troskliwie na brata. Chciałem mu wyjaśnić tak wiele rzeczy, ale przy jego obecnym stanie, wątpie, żeby to zadziałało.

- Jakbyś się czuł gorzej, to proszę, powiedź, jeśli Ci się nie poprawi do jutra to pojedziemy do lekarza. Odpoczywaj i nie martw się niczym, załatwię Ci zwolnienie - dodałem chłodno, bo jak widać, nawet nie próbował ze mną współpracować.

- Tak zrobię - szepnął tylko i zwinął się w kulkę na kanapie.


                                                                                          ***

Pov Will:

- Co się stało? Jak się czujesz? Mogę Ci jakoś pomóc? - Hailie zadręczała mnie miliardem pytań, a w tym momencie nie miałem zupełnie siły na to żeby z nią rozmawiać.

- Cześć, malutka, lepiej, dziękuje za troskę - próbowałem się uśmiechnąć, ale wciąż wszystko mnie bolało.

- Zaraz będe musiała się zbierać, bo Tony zawozi mnie do Mony, ale chciałam zobaczyć, czy wszystko u Ciebie dobrze - wyznała. Wyciągnąłem ramiona w jej stronę, Hailie mocno mnie przytuliła. 

- Nie spóźnisz się?

- Nie, z resztą założę się, że i tak będę musiała na nią czekać. To ja jestem tą bardziej ogarniętą z nas dwóch - roześmiała się, wywołując tym u mnie jeszcze większy ból głowy.

- Ciesze się, że czujesz się lepiej, chciałabym z tobą zostać, ale muszę się wyszykować - rzuciła Hailie  - Widzisz przecież, że wyglądam tragicznie - jęknęła przeciągle - Buziaki, jak wrócę, to do Ciebie zajrzę - powiedziała na odchodne i zostawiła mnie w pokoju. Po czym po raz kolejny zasnąłem.


                                                                                           ***

Will pov:

W końcu, po dwóch tygodniach męczarni, udało mi się pokonać chorobę, miałem teraz miliardy spraw do załatwienia, jedną z nich, chyba najważniejszą, było odebranie moich wyników od niejakiej Pani Doktor Goczał. Co jakiś czas robiłem sobie kompleksowe badania kontrolne, a miałem odebrać to już z półtorej tygodnia temu.

- Dzień dobry - przywitałem się.

- Dzień dobry - odpowiedziała Pani doktor. Pan William Monet, tak?

- Tak. Przyszedłem odebrać swoje wyniki.

- Panie Williamie, niestety, nie mam dobrych wieści - zaczęła, a ja przegryzłem wargę. Co mogło mi się przydarzyć? Zacząłem się martwić. Coś chyba było nie tak.

- Czy jest ktoś z Panem?

- Nie, przyjechałem tu sam - niepokoiłem się coraz bardziej.

- Proszę usiąść.

- Mogę odebrać wyniki?

- Chcę Pan, żeby przyjechała tu jakaś ważna dla Pana osoba? Najlepiej ktoś komu Pan ufa.

- Nie ma takiej potrzeby, chciałbym tylko odebrać wyniki - odpowiedziałem szybko.

- Panie Monet...jest Pan pewien?

- Proszę, już to powiedzieć i tak w końcu będe musiał się dowiedzieć - powiedziałem, bo chciałem mieć to już za sobą. Spodziewałem się wszystkiego...

- Nie znoszę przekazywać takich wieści - powiedziała lekarka -  Ma...Pan...raka, raka płuc.

Nie potrafię opisać uczucia, jakie czułem w tamtej chwili, moje własne demony zżerały mnie psychicznie, od środka, podejrzewałem u siebie jakieś zaburzenia, jednak nie chciałem iść do psychiatry, Vince by się dowiedział, a bardzo nie chcę się przed nim tłumaczyć. I teraz ma dojść do tego rak? Wykończy mnie mój własny organizm...

To był moment, w którym przestałem mieć nadzieję, że cokolwiek sprawi, iż poczuję się szczęśliwy

- To jest wczesne stadium, ma Pan szczęście, że chorbę wykryto tak szybko. Jest szansa, iż Pana wyleczymy, jednak będzie pan musiał chodzić co tydzień na zabiegi, musi się Pan stosować do zaleceń, inaczej... - zamilkła, patrząc na mnie znacząco.

- Możemy sprawdzić, czy można Pana zakwalifikowac do chcemioterapii bądz radioterapii, niestety oprócz zwalczania komurek rakowych, mogą występować też niepozytywne skutki uboczne np. wypadanie włosów, mdłości, wymioty, zaburzenia na tle układu nerwowego. Wiem, że to dla Pana trudne, ale jeśli przejdzie pan leczenie, ma pan dużą sznasę na wyzdorwienie, jednak w przypadku nie podjęcia leczenia, będzie pan żył nie dłużej niż kilka miesięcy.

- Oczywiście, że pójdę na terapię - odpowiedziałem, głos mi się łamał. Chciałem umrzeć, ale nie tak, nie w taki sposób, pragnąłem szybkiej bezbolsnej śmierci, a nie męczarni, faszerowania lekami i męczenia mnie licznymi  skutkami ubocznymi.

- Niestety muszę już kończyć wizytę, za 3 minuty mam kolejnego pacjenta - powiedziała smutno, proszę się nie martwić

- Dobrze przyjdę do Pani za tydzień - powiedziałem. Wyszedłem ze szpitala, nie czując kompletnie nic. Czułem się tak, jakby ktoś zupełnie wyprał mnie z wszelkich emocji. Znowu skończyłem w łazience, z krwawiącą klatką piersiową, za każdym pieprzonym razem kończyło się tak samo...

                                                                                          ...

Ten rozdział nie ma zbyt wielu zmian, w każdym razie na wpływają one na fabułę, ale powinno się przyjemniej czytać. (3 rozdział po korekcie)






Will Monet, gdy świat się sypięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz