Rozdział z dedykacją dla @willmonetlove2, dziękuję Ci za oczekiwanie na rozdziały, to bardzo mnie motywuje do dalszego pisania <3
(zapomniałam dać tytuł, dopiero teraz sobie to uświadomiłam ;D)
Pov Will:
Aideen został u mnie w domu. Musiałem go co prawda na to namawiać, ale nie puściłbym go do domu w deszczu, który padał za oknem. Siedzieliśmy u mnie w pokoju i rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Po jakimś czasie zaciągnąłem go, pomimo jego protestów, na dół, bo choć oczywiście mówił, że nie jest głodny, to czułem się zobowiązany, żeby go nakarmić.
- Mój drogi BURACZKU, proszę nie dyskutować, tylko zejść ze mną na dół, bo mi jescze zemdejesz z głodu - dodałem żartobliwie, gdy stanowczo odmówił mi zjedzenia czekokolwiek.
- Na prawdę nie jestem głodny, jadłem w domu - powiedział, zmartwiło mnie to, gdy Hailie miała problemy z odżywianiem, też nigdy nie była głodna. Przeskanowałem wzrokiem sylwetkę mojego przyjaciela, na prawdę był chudy, niestety nie mogłem ocenić, jak bardzo, bo miał na sobię luźne ubrania, które mi to uniemożliwiały.
- Nie marudź, tylko choć, proszę! - zatrzepotałem rzęsami i spojrzałem na niego z miną pięciolatka, chcącego naciągnąć rodziców na słodycze w sklepie. Nie zważając na jego protesty, pociągnąłem go na dół za sobą, omal nie przewracając go na schodach. Przy stole siedziała Hailie jedząc owsiankę nad książką. Spojrzała zaskoczona na mojego towarzysza, po czym uśmiechnęła się do niego promiennie. Wyciągnęła do niego rękę.
- Hailie, najmłodsza tutaj - przedstawiła się.
- Aideen - powiedział, nieco nieśmiało, natomiast z wzrokiem godnym Vincenta, który zupewnie nie był adekwatny do jego łagodnego głosu.
- Witaj Aideenie - Vince niespodziewanie wyszedł z gabinetu i zmierzył Aideena poważnym spojrzeniem. Ale Aideen spojrzał mu w oczy z jeszcze większą lodowatością i opanowaniem, co było do niego zupełnie niepodobne. Miałem ochotę się śmiać widząc tą wymianę spojrzań.
- Dzień dobry Panie Monet - chłód w jego głosie był naprawdę mocno przerażający, nie było w nim ani odrobiny emocji. Po tej krótkiej rozmowie, Vince udał się do swojego gabinetu ani na sekundę nie przestając mierząc Aideena spojrzeniem. Hailie spojrzała na niego nieco zestresowana.
- Jezus Maria, nigdy nie słyszałem żeby ktokowiek potrafił mówić tak chłodno, jesteś lepszy od Vinca - rzuciłem.
- Uczę się od najlepszych - powiedział tonem godnym mordercy - czym sprawił, że Hailie spojrzała na mnie przerażona. Po chwili zauważył przerażony wzrok mojej siostry, więc przestał się morderczo śmiać.
- Adi, co chcesz na kolację? - zapytałem.
- Na prawdę nic nie trzeba - uciął.
- Ja się nie pytam czy trzeba, czy nie trzeba, ja Ciebie zmuszam - odparłem śmiejąc się czysto. Aideen się rozluźnił i też się roześmiał. Moja młodsza siostra trochę się uspokoiła.
- No cóż, w takim razie nie pozostało mi nic innego niż zjeść z tobą - powiedział, ale głos zadrżał mu prawie niezauważalnie, więc spojrzałem na niego zatroskany. - Macie może jakąś sałatkę? - zapytał patrząc na mnie i na Hailie. Tak, sałatka, wolałbym żeby zjadł coś bardziej pożywnego, popatrzyłem więc na siostrę, mając nadzieję, że ta nie poda mu sałatki. Jednak Hailie wyjęła z lodówki zieleninę, podając ją Aideen'owi.
- Dziękuję - powiedział bardzo, bardzo łagodnie, patrząc na nią normalnym tym razem, miłym i ciepłym spojrzeniem, na co mała się uśmiechnęła. Nie jadł powoli, wręcz na odwrót, szybko i zupełnie nienaturalnie, jakby chciał zjeść to jak najszybciej, martwiłem się...
CZYTASZ
Will Monet, gdy świat się sypię
Jugendliteratur"Rodzina jest jak puzzle - kiedy brakuje jednego elementu, całe życie jest niekompletne." Idealna rodzina, której członkowie mają absolutnie wszystko - bogactwo, sławę, szacunek i firmę, będącą jedną z największych organizacji na świecie, ale gdyby...