Pov Aideen:
Wiedziałem, że w głębi duszy istnieje mrok, w którym kryją się czyny daremne i krzywdzące — samobójstwa, które odciskają piętno na ludziach, o których się nie mówi, o których się nie myśli. Choć miałem świadomość, że świat niekiedy zaślepiony jest cierpieniem, nigdy nie zajmowałem się tym bliżej; radzenie sobie z matką narkomanką przyspożyło mi już w życiu wystarczająco dużo problemów. Starałem się z całych sił, by nie wplątywać się już w żadne kłopoty czy trudne ralację, jednak okazuję się, iż nie zawsze może być tak kolorowo, jak byśmy chcieli. Pewnego wieczoru, podczas zwyczajowego biegu ulicami, wszystko się zmieniło...
Byłem już kiedyś świadkiem powolnego umierania osoby, która nie była sobie wstanie poradzić z własną duszą. Wiedziałem, że nie pozwolę nikomu więcej wniknąć do mojego życia, gdyby cokolwiek się stało, nie poradziłbym sobie z ponownym przeżywaniem tego wszystkiego. Jednak nigdy nie widziałem nikogo, kto stawałby nad przepaścią tak bliską końcowi, lecz intuicja podpowiadała mi, że w tych oczach czai się zrozpaczony demon, pragnący zakończyć nosem niekończące się katusze. Nie mogłem stać bezczynnie, jak można patrzeć na kogoś, kto chce odebrać sobie życie? Wiatr owiewał moje oblicze, gdy szybko podbiegłem do niego, łapiąc go za ramię z determinacją, która powstrzymywała mnie przed bezsilnością. Młodzieniec z napięciem trzymał w dłoniach sznur, a jego oczy, pełne łez, wyrażały niewyobrażalny smutek.
Przecież to...
- Will! - wymsknęło mi się nieco za głośno - Na Boga, co ty do jasnej cholery wyprawiasz?! Ty nie rozumiesz ile niewinnych osób byś skrzywdził?! Idź na terapię, porozmawiaj z bliską osobą, wal w wokrek treningowy, ale nie próbuj porzucić swojej jedynej szansy na egzystencję na tym świecie! - krzyknąłem, wyczyniając rękoma niestworzone ruchy, unosząc wyskoko dłonie nad jego głową, gdyż byłem zdecydowanie wyższy. W jego oczach widziałem już nie tylko ból i cierpienie, ale i strach. Zasłonił twarz dłońmi i skulił się w taki sposób, by ochornić narządy wewnętrzne. Dopiero w tym momencie zauważyłem, że zareagowałem zdecydowanie za mocno. Zrobiło mi się strasznie głupio i przykro, chciałem mu przecież tylko pomóc, jednak targały mną silne emocję.
- Przepraszam, Willy - szepnąłem miękko, odsuwająć się nieco od chłopaka, by pokazać mu, że nie mam zamiaru go skrzywdzić. Obeserwowałem go chwilę z daleka, niebieskie oczy, pełne czaru, wyrażały bezgraniczną rozpacz, a jasne włosy falowały na wietrze lśniąc w blasku księżyca. Podszedłem do niego powoli, schylając się tak, żebym nie górował nad nim swoją sylwetką, gdyż nie chciałem go bardziej przestraszyć. Usiadłem przed nim, wyrywając mu z ręki sznur, delikatnie, lecz stanowczo, po czym wrzuciłem go do rzeki, która rozpościerała się przed naszą dwójką. Pomyśłałem wtedy, że to faktycznie piękne miejsce na śmierć, powieszenie na starym dębie, przy szumie rzeki i świetle księżyca, brzmi poetycko, czyż nie? Na mój język nasuwało się mnóstwo słow, jednak żadne z nich zdawały się nie być właściwe. Zamiast zdybyć się na jakiekoliwek wyrazy współczucia, czy pocieszenia, po prostu rozłożyłem ramiona i przytuliłem Willa, zarazem najmocniej i najdelikatniej, jak tylko potrafiłem. Przylgnął do mnie swoim drobnym ciałem, a ja w całym swoim ciele poczułem niewyobrażalne ciepło, które od niego biło. Nie potrafię powiedzieć, ile tam siedzieliśmy, ale nie potrzebuję tego wiedzieć, bowiem jestem pewnien, iż było to i tak za mało. Jeden uścisk nie zasklepi wszystkich kawałków pocharatanej doszczętnie duszy.
Znałem tylko marny urywek jego historii, czułem, że to na pewno nie był jedyny powód, dla którego chłopak zdycydował się na tak drastyczny krok. Ludzie w jego otoczeniu musieli być wyjątkowo ślepi i głusi na jego cierpienie. A może tylko nie chcieli go dostrzec?
- Dlaczego? Dlaczego chcesz to zrobić...? - zapytałem, tym razem ostrożnie, przeczuwając głęboki dramat w jego odpowiedzi. - Nie możesz tak odejść. Twoi bliscy, twoja rodzina... na pewno masz kogoś, kto tobie naprawdę zależy! W sercu czułem ból nie mniejszy niż ten, który go dręczył. Jego frustracja mnie po prostu rozbrajała.
- Ja...mam po prostu dość wszystkiego - szepnął. - Nikomu nie jestem potrzebny..
- To nieprawda! Każdy ma swoją rolę w życiu, nawet w chwilach najciemniejszych musisz walczyć! Życie nie jest złudzeniem bez znaczenia! - mój głos trząsł się od emocji, bo to, co widziałem, rozrywało mnie od środka. Chłopak zaczął szeptać, tracąc kontrolę, a ja zrozumiałem, że mogę do niego mówić jak do ściany, nic do niego nie dotrzę.
- Mam... pięcioro rodzeństwa - przerywał przez łzy. - Moi rodzice nie żyją... Jestem drugim najstarszym z rodzeństwa... Mój brat jest pierwszy... - wyjąkał załamanym głosem. Serce mi się skurczyło.
- Twoje rodzeństwo wie o tym, jak się czujesz? - zapytałem, czując w sercu, że bardzo pragnie ich ochronić, jakby jego własne cierpienie miało je oszczędzić
- Nie, nie chcę, żeby się niepotrzebnie martwili - odpowiedział, a jego miłość do rodzeństwa promieniowała przez ból. Zacisnąłem lekko pięści na jego miękkim, czarnym swetrze, już po chwili zmuszając dłonie do rozluźnienia dłoni. Już ja sobie porozmawiam z tym jego całym starszym bratem, jak tylko go spotkam, to się z nim rozprawię, raz na zawsze. Mój zwrok przypadkowo przeniósł się na jego nadgarstek, a mnie tknęło jakieś dziwne przeczucie. Znienacka pociągnąłem go za rękaw ubrania, odłaniając skórę, pokrytą niezliczoną ilością ran po cięciach.
Już raz widziałem takie rany
u pewnego anioła
Pod powiekami zaczął mi się tworzyć słony płyn, uniemożliwiająć mi widzenie. Zacząłem odtwarzać w głowie złe wspomnienia, chwile, o których wolałbym nie pamiętać.
- Nie możesz sobie tego robić, nie możesz krzywdzić sam siebie - szepnąłem błągalnie. Will spojrzał na mnie zatroskany, patrząć na łzy, kapiące po moich policzkach. Chłopak,tak zagubiony, próbował mi pomóc, choć sam był kompletnie na skraju.
- Nie płacz przeze mnie, proszę - zaczął, na co ja wybuchnąłem jeszcze głośniejszym płaczem. Fakt, że troszczył się o mnie pomimo tego, że jeszcze przed chwilą chciał znaleźć się po drugiej stronie, przypominał mi bardzo pewną inną, podobną sytuację. Nikt z nas nic już nie powiedział, po prostu siedzieliśmy w ciszy, po środku nocnego mroku, przytulająć siebie nawzajem i płacząc.
Jeszcze wtedy tego nie wiedziałem, ale ten wieczór był tym dniem, w którym zostaliśmy najlepszymi przyjaciółmi.
"Są takie wydarzenia, które - przeżyte wspólnie - muszą się zakończyć przyjaźnią(...)"
CZYTASZ
Will Monet, gdy świat się sypię
Ficção Adolescente"Rodzina jest jak puzzle - kiedy brakuje jednego elementu, całe życie jest niekompletne." Idealna rodzina, której członkowie mają absolutnie wszystko - bogactwo, sławę, szacunek i firmę, będącą jedną z największych organizacji na świecie, ale gdyby...