Wyglądasz jak anioł, gdy się uśmiechasz

644 18 23
                                    

Vincent pov:

Siedziałem z moim rodzeństwem przy łóżku szpitalnym mojego brata, dowiedzieli się zbyt szybko. Zaledwie kilka minut po mojej rozmowie z lekarzem Dylan zapytał mnie, co robiła karetka pod naszym domem. Streściłem mu całą sytuację, pomijając kilka istotnych szczegółów. Przyjechał praktycznie od razu, a razem z nim bliźniacy i Hailie.  Wiedziałem, że Will nie będzie tu zbyt długo, ale nikt z rodzeństwa nie zogdził się na to, by pojechać do domu. Nie powiedziałem nikomu z nich, o tym co robi sobie Will, nie wiedziałem jak mam im o tym powiedzieć. Cały czas się tym zamartwiałem, lecz miałem gdzieś z tyłu głowy, że muszę się wziąć w garść i mu pomóc, a nie sam się martwić. Zdecydowałem, że skoro wiem, że ma problemy ze sobą, to nie będę go do niczego zmuszać, po co mam go zmuszać do pokazywania ran?   Nie chcę żeby czuł się jeszcze gorzej, musiałem jednak zapisać go na terapię, bo nie jestem w stanie mu pomóc, jak terapeuta...Obiecałem sobie, iż nigdy nie pozwolę by więcej coś takiego mu się działo, kochałem go nad życie, nie poradziłbym sobie, gdyby się zabił. Porozmawiam z nim na spokojnie, chciałem by wiedział, że może mi zaufać, nigdy nie czułem, że tak bardzo mi na nim zależy jak wtedy. Przyzwyczaiłem się do jego obecności, nie doceniłem tego, ile dla mnie robi. Cały czas...jako dzieci byliśmy bardzo, bardzo blisko, później po moim porwaniu...jakoś się od siebie oddaliliśmy, ale wciąż łączyła nas nierozerwalna więź. Ale gdy mama umarła, zaczęliśmy oddalać się od siebie, traktowaliśmy siebie nawzajem bardziej jako wspólników, niż osoby, które powinny wspierać się bez względu na wszystko. Może wreszcie razem gdzieś wyjdziemy, jako nastolatkowie często chodziliśmy razem, czasami zdarzało nam się nawet lekko przegiąć z alkoholem, ale chyba nigdy tak, jak Dylanowi czy Tony' emu bądź Shane' owi, jednak w szczególności Dylanowi, taakk...w szczególności Dylanowi. Jednak Dylan w tym momencie nie wyglądał na rozrabiakę, bliźniacy i Hailie też nie, bo wszyscy spali. Rozmyślałem tak sobie, gdy nagle śpiąca  Hailie oparła się o moje ramię, po tym co się stało z Willem, zacząłem się zastanawiać nad tym, czy czasami nie byłem dla niej i braci zbyt surowy. Pozwoliłem więc trzymać jej głowę na moim ramieniu, nawet rozczuliłem się, gdy tak spała i przytuliłem ją delikatnie. Po jakiś 2 godzinach Hailie się zaczęła się wybudzać, dalej trzymała głowę na moim ramieniu, a ja dalej jej nie zrzuciłem. Przetarła oczy i spojrzała na mnie speszona. Od razu podniosła ze mnie głowę.

- Hailie?

- Tak Vince? - zapytała lekko zestresowana.

- Możesz dalej trzymać dalej głowę na moim ramieniu, nie przeszkadza mi to zupełnie, wręcz przeciwnie - powiedziałem obejmując ją lekko ramieniem. Nie odpowiedziała, ale spojrzała mi głęboko w oczy, oparła się z powrotem na moim ramieniu, odwzajemniając uścisk. Siedzieliśmy tak sobie w milczeniu, przytulając się nawzajem, to był bardzo miły rodzaj dotyku...

Hailie pov:

Spojrzałam Vince'owi głęboko w oczy. Jego niebieskie oczy były wyjątkowo piękne, gdy nie miały w sobie chłodu, pierwszy raz widziałam go bez lodowatych oczu. Widniała w nich miłość i łagodność, chciałam żeby był taki zawsze, ale to chyba nie możliwe. Zauważyłam, że Vince też martwił się o Willa, bo cały czas niespokojnie patrzył w stronę jego łoża.

- Vince, kocham Cię, wiesz - powiedziałam cicho do niego.

- Ja też mała, ja też - odpowiedział a na jego zmęczonej twarzy pojawił się leciutki uśmiech, który sprawił, że Vince, w swoich włosach, w kolorze ciemnego blondu i lekkich falach, które, przez to, że nie były rozczesane, układały się jak chciały, wyglądał jak anioł z nieba, dosłownie, tylko skrzydeł brakuje. 

- Wyglądasz jak anioł, gdy się uśmiechasz - ośmieliłam się mu to powiedzieć.

- Szkoda tylko, że popełniam tyle błędów, anioły ich nie popełniają - dostrzegłam w jego bladoniebieskich tęczówkach zmartwienie, nigdy wcześniej nie zauważyłam u Vinca smutku. Teraz wyglądał jak zagubiony nastolatek, a nie jak dorosły mężczyzna, prowadzący własną firmę i opiekujący się piątką rodzeństwa. 

- Ale ty jesteś przecież ostoją moralności - rzekłam dość zdziwiona - nigdy nie wybuchasz, ty w ogóle kiedykolwiek się na kogoś zezłościłeś, Vince?

- Jasne, że tak - odpowiedział - Nie wypada gwałtownie krzyczeć na kogoś, ale czasem wszystkim zdarza się nie pohamować emocji, jednak mi jako dorosłemu już średnio wypada, z resztą Will też prawie nigdy nie krzyczy.

- Ja chyba nigdy nie dorosnę - oznajmiłam cicho.

- Masz jeszcze sporo czasu - powiedział patrząc na mnie poważnie. Poza tym, kto będzie wkurzał Dylana, jak nie Ty - chwila, czy Vince ZAŻARTOWAŁ, co tu było nie tak?!

- Ej, ale ja nie jestem AŻ TAK wkurzająca, no może trochę, czaasssaaamii... - odpowiedziałam udając obrażoną.

- Powiedzmy, że się z tobą zgodzę - powiedział. Po jakimś czasie zobaczyłam, że Vince zasypia, nie chciałam go budzić, bo bardzo rzadko śpi, pewnie zasnął z wyczerpania, opierając się o kanapę, która była w pomieszczeniu. Wiedziałam, że On też musi spać, ale jakoś tak, nigdy o tym nie myślałam. Taki śpiący wcale nie wyglądał jak Vincent, którego znałam na co dzień, może Vince też ma jakieś uczucia? - pomyślałam i potem też zasnęłam.

                                                                                      ...

Autorka: Jak wam się podobało, moje aniołki? <3 Trochę uczuciowy ten Vince w tym rozdziale, ale w końcu też jest człowiekiem, prawda :D

Trzymajcie się, jeszcze tylko 9 dni i mikołajki :) Co chcielibyście dostać na preznet?

Pozdrawiam, wasza Anabell moneciarka.


Will Monet, gdy świat się sypięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz