Vince pov:
Pobiegłem za bratem, czułem się jak ktoś zdrowo rąbnięty, jak kupa gnoju, srajdek, czemu ja to spieprzyłem, jestem...Will był w łazience, nieee, on znowu to robi...
Zapukałem do drzwi, nie chciał ich otwierać.
- Odpierniczaj, Vince - odparł rozdzierającym tonem.
- Will, błagam Cię, otwórz. Przepraszam, nie zapiszę Ciebie na tą terapię, ale proszę... - to była moja wina, zraniłem go
- Daj mi spokój! - wykrzyknął
- Nie zostawię Cię, rozumiesz do cholery, rozumiesz - nawrzeszczałem na niego. Nie możesz się zabić Will, usłyszałem jego cichy szloch.
- Vince, to odpowiedni moment, żeby to zakończyć. Pamiętaj kocham Cię...
- NIE, BŁAGAM WILL, NIE, WILL, ZROBIĘ WSZYSTKO, KOCHANIE!!!!
- Vince, będę się Tobą opiekował tam z góry, powiedz rodzeństwu, że Ich też kocham. Nie obwiniaj się, po prostu pozwól mi umrzeć.
- NIE WILL, MYŚLISZ TYLKO O SOBIE, POMYŚL O TYM, JAK JA SIĘ BĘDĘ CZUŁ! - wykrzyknąłem. Zacząłem wywarzać drzwi.
- TY MNIE WCALE NIE ROZUMIESZ, MYŚLISZ, ŻE TO TAKIE PROSTE? JA CHCĘ UMRZEĆ, ROZUMIESZ, POZWÓL MI NA TO, ŻEBYM JUŻ NIE CIERPIAŁ. VINCE, TYLE RAZY SIEDZIAŁEM W POKOJU, SAM, TRZĄSŁEM SIĘ ZE STRESU, TAK BARDZO KOGOŚ POTRZEBOWAŁEM, TAK STRASZNIE CIERPIAŁEM, A TO JA MUSIAŁEM SIĘ ZAJMOWAĆ RODZEŃSTWEM. MIAŁEM WRAŻENIE, ŻE NIE JESTEM WYSTARCZAJĄCO DOBRY, ŻE NIKT MNIE TU WCALE NIE CHCĘ. RAZ W ŻYCIU, NIE ROBIĘ WSZYSTKIEGO DLA WAS, BO NIKT, ABSOLUTNIE NIKT WAS, NIE KWAPIŁ SIĘ ŻEBY MI POMÓC, A JA ZAWSZE ROBIĘ WSZYSTKO DLA WAS, WSZYSTKO, TYLKO PO TO ŻEBY BYŁO WAM DOBRZE I TERAZ UMRĘ W SZCZĘŚCIU, BO JESTEM PIEPRZONYM EGOISTĄ I MAM DOŚĆ... - ryknął, a później zamilkł. Krzyczałem do niego ile sił w płucach, że go kocham nad życie, że nie przeżyję bez niego, ale...nie pomogło. Po 3 minutach udało mi się wywarzyć drzwi, to były najdłuższe 3 minuty mojego życia. W łazience leżał Will, miał całe zakrwawione ręce, a koło niego były rozrzucone tabletki. Czułem się jakby ktoś mnie zabił. On już dawno psychicznie nie żył, teraz sam miałem ochotę rozciąć sobie skórę jego żyletką. Zadzwoniłem na 112, wiedziałem, że są marne szansę, ale mnie to nie obchodziło. Opatrywałem jego rany, wziąłem go na ręce, szeptałem, że jest dla mnie najważniejszy i błagałem żeby żył. Po jakiś 4 minutach, chociaż dla mnie była to przynajmniej nieskończoność czasu, przyjechała karetka, zrobiłem wszystko, co w mojej mocy, żeby się nie wykrwawił, wiedziałem, że lekarze też zrobią wszystko, co tylko mogą, żeby mój brat przeżył. Lekarz nie pozwolił mi jechać z Willem, powiedział, że nie mogę jechać w takim stanie. Z moich oczy łzy lały się niczym wodospad. Teraz, wszystko jest w rękach Boga. Nie byłem nigdy specjalnie wierzący, ale zacząłem się modlić. Oddałbym wszystko, żeby Will żył. Nie wiedziałem nawet jak mam się pomodlić, ale nigdy niczego tak nie pragnąłem, wiedziałem, że teraz tylko Wszechmogący może zdecydować, czy Will przeżyje. On MUSIAŁ ŻYĆ, miał wszystko, ale zabrakło miłości, może gdybym był lepszy...załamałem się totalnie, zapominając, że wcale jeszcze nie umarł...Ale ja umarłem w środku, nawet jeśli cudem świętym Will przeżyje, to ja też niewątpliwe będę potrzebował terapii. Czy to wszystko było moją winą? Gdybym uświadomił Go wcześniej, że jest dla mnie najcudowniejszym bratem na świecie, nie leżał by teraz w szpitalu. Musiałem zadzwonić do rodzeństwa, ale nie miałem siły psychicznie. Zadzwoniłem z przymusu do Dylana, nie wiedząc co mam powiedzieć.
Rozmowa Vinca z Dylanem:
- Hej Vince, coś się stało? Nigdy tak nie dzwonisz...Vince, Ty płaczesz?
CZYTASZ
Will Monet, gdy świat się sypię
Teen Fiction"Rodzina jest jak puzzle - kiedy brakuje jednego elementu, całe życie jest niekompletne." Idealna rodzina, której członkowie mają absolutnie wszystko - bogactwo, sławę, szacunek i firmę, będącą jedną z największych organizacji na świecie, ale gdyby...