Pov Will:
Zobaczyłem przed sobą jasność
Dziwną jasność
Magiczne światło
W stronę, którego wyciągałem dłoń
Ogarnął mnie błogi spokój
Poczułem się tak dobrze, jak nigdy
Chciałem tu być już zawsze
Zobaczyłem jakąś postać
Najpiękniejszą jaką widziałem kiedykolwiek
Nie jestem w stanie jej opisać
Płakała
Piękna postać spojrzała na mnie ze łzami w oczach
- Will, to jeszcze nie jest twój czas, musisz żyć, jesteś bardzo potrzebny na Ziemi.
- Ale...gdzie ja jestem?
- Kiedyś się dowiesz, jeszcze za wcześnie...
- Dlaczego...zapytałem cicho...nic nie pamiętam...
- Musisz tam wrócić...to nie jest odpowiedni moment...
- Proszę...dlaczego się tu znalazłem???
- Ty...chciałeś się zabić...
Nie mogłem racjonalnie wytłumaczyć, dlaczego nie pamiętam nic z bycia na tej całej "Ziemi". Musiałem mieć okropne życie, skoro próbowałem się zabić. Spojrzałem na moje kostki, były pokryte bandażami, odsłoniłem lekko bandaż, były całe pocięte...
- Ja to sobie zrobiłem?
- Tak...
- Musiałem mieć straszne życie, skoro chciałem się zabić, tu jest pięknie, mógłbym tu zostać?
- Nie, nie możesz, na Ziemi jest mnóstwo osób, które Cię kochają, jeśli tu zostaniesz nigdy więcej Ich nie zobaczysz...będą bardzo cierpieć.
- Jeśli mnie kochają, to dlaczego chciałem umrzeć?
- One...nie były w stanie Cię uratować...ale...siedzą teraz i czekają tam na Ciebie. Uwierz mi, musisz mi uwierzyć, musisz tam wrócić.
- Przecież to nie ode mnie zależy...
- Nie prawda, TO zależy tylko od Ciebie, tylko musisz tego chcieć.
- Tutaj jest mi dobrze, chciałbym tu zostać.
- Nie, nie pozwolę Ci tu zostać - masz tylko 24 lata. Jeszcze całe życie przed tobą...
- Wiem, ale tu jest tak cudownie...
- Will...
- Może Pan mi chociaż zdradzić swoje imię?
- Niestety nie mogę, dowiesz się tego, obiecuje, a ja nie łamię obietnic, ale musisz tam wrócić...
- Dobrze, zrobię to. Skoro tak ma być, to tak niech tak będzie.
- Jestem z Ciebie dumny, nigdy nie przestawaj walczyć, pamiętaj - rzekła postać. Nawet nie zdążyłem się pożegnać, coś szarpnęło mnie do tyłu, grunt osunął mi się spod nóg i poczułem mocne szarpnięcie. W jednej chwili przypomniałem sobie wszystko. Vince, Dylan, Hailie, Shane, Tony, Adrian, Sami, żyletka, tabletki. I ten...sen...nie wiem co to było, wizja? Pewnie tylko sen, głupi sen. Otworzyłem powoli oczy. Nie, n i e c h c i a ł e m tu wracać. Byłem...w szpitalu? Nie potrafisz nawet siebie zabić - nie, ja dalej tu jestem, jestem twoim głosem.
Jestem śmieciem
Bezwartościowym
Głupim
Niepotrzebnym
Zbędnym
Nie godnym miłości
Brzydkim
Śmieć z depresją, po co ja w ogóle żyje, czemu nie mogłem umrzeć.
Rozpłakałem się, znowu, nie ma dnia bez płaczu. Nie dla mnie. Każdego dnia się uśmiecham, sztucznie, śmieję się, robię żarty, ale nikt nie widzi, że potrzebuje pomocy. NIKT. Nikomu na mnie nie zależy.
- Obudził się! - usłyszałem jakiś głos. Poczułem jak ktoś ściera łzy z moich policzków i przytula mnie mocno, słyszałem uspokajający głos mojego starszego brata. Po chwili obejmowała mnie cała piątka rodzeństwa.
- Will, dlaczego płaczesz? Ktoś zrobił Ci krzywdę? - Hailie patrzyła na mnie troskliwie.
- Bliźniacy, Dylan, Hailie - wyjdźcie - zarządził Vincent - chcę zostać chwilę z Willem sam.
- Ja też chcę zostać - Dylan spojrzał w oczy Vincenta błagalnie.
- Dylan, proszę, później - Vincent miał z Dylanem widoczną nić porozumienia w oczach. - Zostań z rodzeństwem, zaraz Was zawołam.
- Dobrze, Hailie, chodź - Dylan popchnął lekko siostrę w stronę wyjścia. Zostałem sam z Vincentem. Miałem całe poliki we łzach. Objął mnie swoimi silnymi ramionami.
- Will, nie płacz, teraz jestem z tobą, nie zostawię cię, obiecuje, obiecuje... - szepnął cicho.
- Vince, proszę, zostaw mnie, pozwól mi umrzeć, błagam - nie miałem siły już na nic.
- Nie, nie chcesz umierać, zobaczysz, jest w tobie tyle piękna, że nie jesteś sobie tego wyobrazić - powiedział. Nie czułem tego, nie prawda.
Jak komuś może zależeć na mnie?
Dla mnie już nie ma lekarstwa
Debil
Gnój
plugawa
brzydka
ofiara
umarłem
moja dusza umarła
Wybuchłem. Nie dałem już rady. Ryczałem jak nigdy.
- Ja mam dość. Ja nie chcę żyć, Vince. Ja...po prostu nie widzę już nadziei,, nie dla mnie. Czuje się tak beznadziejnie, nie mam siły.- cały się trząsłem, tak jak niegdyś Sami. Miałem atak paniki.
- Wszystko będzie dobrze - Vince gładził mnie po włosach - spokojnie, spokojnie - przytulał mnie mocno - Po mroku, zawsze nadchodzi jasność, wiesz? Zawsze. - powiedział łagodnie. Wtulałem się w jego klatkę piersiową, poczułem, jak bardzo kocham mojego brata.
Vince pov:
Mój brat, mój malutki braciszek, który bardzo mnie teraz potrzebuje. Kocham go. Nie zapewniłem mu wystarczająco dużo miłości, czuję się z tym podle. Wiem, że będę musiał włożyć wiele wysiłku w to, żeby mu pomóc, ale zrobię wszystko. Wszystko. Za każdą cenę. Schrzaniłem. Ale On żyje, jeszcze nie jest za późno. Pocałowałem go w policzek.
- Will, kocham Cię, nie wiesz nawet jak się czułem, kiedy myślałem, że już nigdy więcej Cię nie zobaczę - powiedziałem z trudem. Nic nie powiedział, ale przytulił mnie mocniej. Chcę, żeby ta chwila trwała wiecznie. Chcę, żeby był szczęśliwy. I będzie, bo nie pozwolę żeby już więcej cierpiał.
...
Autorka: WRESZCIE KONIEC MARATONU KARTKÓWEK! CIESZCZIE SIĘ I RADUJCIE WSZYSCY! Kartkówki się pokończyły i mam nadzieję, że 9 dni przed wigilią nikt nam nie będzie wstawiał kolejnych. Wreszcie jest rozdział, wiem, że czekaliście, ale w końcu jest <3
Zawsze trzeba walczyć! Pamiętajcie moje słodziaki, nawet jeśli jest trudno.
MIŁEGO WEEKENDU I ŻYCIA :D
CZYTASZ
Will Monet, gdy świat się sypię
Teen Fiction"Rodzina jest jak puzzle - kiedy brakuje jednego elementu, całe życie jest niekompletne." Idealna rodzina, której członkowie mają absolutnie wszystko - bogactwo, sławę, szacunek i firmę, będącą jedną z największych organizacji na świecie, ale gdyby...