Zamocz szklankę
i przejedź palcem po jej brzegu,
To ja jestem w tym roziskrzonym skrzypieniu; dźwięk szkła.
Ciśnij wazonem o podłogę
i posłuchaj jak się roztrzaskuje.
To ja jestem w tym świdrującym uszy huku; dźwięk szkła.
Rozbij lustro i patrz jak obraz się w nim rozłamuje i rozpryskuje.
To ja jestem w tym rozłamywaniu i rozpryskiwaniu; dźwięk szkła.
Niewiele ze mnie zostało.
Dlaczego nie cisza, w końcu to też dźwięk szkła?
Gdybym tylko mógł znaleźć
coś, co ma dla mnie jakieś znaczenie
i czego śmierć ze sobą nie zabierze...
(Umieściłam ten cytat też na początku książki, uwielbiam go <3)
2 miesiące później:
Pov Tony:
Siedzę przed lustrem, które niegdyś było moim przyjacielem, teraz, nie mogę nawet w nie spojrzeć bez łez w oczach. Wory pod oczami, blada twarz. Wszyscy widzą nastolatka, nie przemującego się niczym, pijącego dla przyjemności, uchlanego jak tylko się da, śmiejącego się na licznych imprezach, zaliczającego laski, nikt nie widzi sztucznego uśmiechu, śmiechu przez łzy, ran na ciele, nikt nie widzi prawdziwego mnie, wszyscy widzą dupka...bo przecież tak jest łatwiej...oceniać po pozorach. Idealny wygląd. Idealna sylwetka. Idealna rodzina. Bogaty. Ma wszystko, no bo czego można chcieć więcej? Nikt nie widzi tego, co jest pod maską, chłopaka rozpadającego się na kawałeczki, niczym odłamki szkła...
- Ale bezuczuciowy dupek!
- On nigdy się nie uśmiecha, zachowuje się jakby nie wiedział co to śmiech
- Jedyne co ma fajnego, to pieniądze
- Ten głupek? Jak On nawet do trzech policzyć nie porafi
- Chyba nie zamierzasz zarywać do Moneta? Prześpi się z tobą i zaraz zapomni, podobno więcej jest lasek, które były z nim w łóżku, niż gwiazd na niebie, wcale bym się nie zdźiwił, gdyby to była prawda...
- On to by prędzej Cię zabił niż pokochał, daj spokój, to w końcu Wielki Tony Monet
- Nawet nie próbuj do niego zarywać, chyba, że chcesz być jedną z tego miliarda dziewczyn, którym złamał bezczelnie serce
- To tylko narcyz! Świata poza sobą nie widzi, jego bliźniak jest sympatyczny, a on...szkoda gadać
Ludzie nie wiedzą, jak to boli, że to wszystko mnie już przytłacza. Szepcą koło mnie, nie zwracając uwagi na istnienie kogokolwiek. Dzięki takim osobą, zacząłem się częściej uśmiechać, nie jest to szczery uśmiech, tylko taki, który pozwala mi udawć, że wszystko jest okej, wychodzi mi wręcz idealnie...Próba Willa, kłótnie z Shane' em, wybuchy Hailie, kazania Vinca, ignorancja Dylana. Brak samooakceptacji, chęć samozniszczenia. Raz próbowałem porozmawiać o tym ze znajomym, bo przyjacielem raczej nie mogę go nazwać...wyśmiał mnie. Powiedział, że mam beztroskie życie, pełne luksusów. Inni mają gorzej, a ja się nad sobą użalam. Zapewne ma rację. Powinienem być lepszy, dać Willowi poczucie, że jest dla mnie ważny. Jestem tchórzem, nie zrobiłem nic, żeby mu pomóc. Może dlatego, że boje się zacząć tę rozmowę, może boje się przy nim rozpłakać i powiedzieć, że sam mam myśli samobójczę. Może boje się o cokolwiek zapytać, bo wiem, że znowu zrozumiem, iż czuje się dokładnie tak samo...Rozejrzałem się niespokojnie, upewniając się, iż drzwi łazienki są zamknięte, włączyłem prysznic, niech inni myślą, że się myję. Wyjąłem scyzoryk i zapalniczkę, noszę je od zawsze przy sobie, więc rodzina nie zwraca na to uwagi i dobrze, że tak jest. Przyłożyłem zapalniczkę to lekko podgojonych, nieco starszych już, ran. Chyba nigdy nie będą miały szansy, by się zagoić. Jak cudownie rozkoszować się tym bólem, jak wspaniale czuć pieczenie na ramieniu, a nie w sercu, jak cudownie płakać z powodu ran na ciele, a nie tych w duszy. Po otworzeniu rozcięć, przystąpiłem do robienia tych nowych. Nawet nie pamiętam, jak to się zaczęło, pierwszy raz pociąłem się zaledwie kilka tygodni temu, chociaż mój długotrwały "smutek"zaczął się już dużo wcześniej, z tego co pamiętam, zrobiłem sobię krzywdę przez jakąś głupotę, chyba kłótnię. Uzależniłem się szybciej, niż od papierosów, z resztą je też ostanio paliłem coraz częściej. Kłótnie, smutek, łzy, wszystko to przemieniam w ból fizyczny, żeby chociaż na krótką chwilę zapomnieć, na te kilkanaście cudownych minut, bez rozdzierającej mi pustki. Po jakimś czasie, nie wiem, ile to trwało, może minuty, może godziny, klęczenia w łazience, wytarłem resztki łez płatkami do oczu. Swoją drogą, kosmetyki, to naprawdę świetny wynalazek. Trochę korektora, czasem fluidu i nie widać śladów mojego pochlipywania. Uśmiechnąłem się do lustra. Wspaniale. Perfekcyjnie. Nie widać sztuczności. Widać tylko to, co inni chcą widzieć.
CZYTASZ
Will Monet, gdy świat się sypię
Teen Fiction"Rodzina jest jak puzzle - kiedy brakuje jednego elementu, całe życie jest niekompletne." Idealna rodzina, której członkowie mają absolutnie wszystko - bogactwo, sławę, szacunek i firmę, będącą jedną z największych organizacji na świecie, ale gdyby...