Skip time 3 tygodnie później:
Will pov:
Moje uda to jakiś cholerny kod kreskowy, przysięgam...od porwania Tony' ego przeklęta derpesja znowu zaczęła przejmować kontrolę moim umysłem, a już czułem się nieco lepiej. Vince dwoił się i troił, żeby pilnować mojego stanu psychicznego, podawać mi leki, bo nie byłem wstanie sam tego robić, uspokajać Shane' a, który martwił się strasznie o bliźniaka, tłumaczyć Hailie, obwiniającą się za zniknięcie brata, że to wypadek i to nie jest w żadnym stopniu jej wina. Jedyną osobą myślącą racjonalnie poza Vincem, był Dylan. On w dużej mierze uspokajał rozdzeństwo, w tym mnie, normalnie zapewne nie pozwoliłbym, aby mój młodszy brat patrzył jak się zupełnie rozsypuję, ale nie dbałem już o to. Pozwoliłem by Dylan przerażony patrzył na łzy, skapujące mi po twarzy. Nie wiedział, dlaczego aż tak się martwię, nie zareagowałem tak nawet na porwanie Hailie...przecież Tony tam nie przeżyję, nie w obecnym stanie, nie chciałem sobie nawet wyobrażać, jak musi się teraz czuć...
Dylan pov:
Cała rodzina martwiła się bardzo o Willa, co jeśli on znowu...nie miałem przecież pojęcia, że jest z nim aż tak źle...Hailie obwiniała się za porwanie Tony'ego, ja wiem, że jestem egoistą, ale po usłyszeniu z ust Willa historii o tym, jak mała nakrzyczała na mojego młodszego brata, to sam uważam, iż jest to w dużym stopniu jej wina. Will w ogóle nie odzywa się do Hailie, Shane z resztą też nie, a ja wcale nie jestem lepszy, no cóż, tym razem nikt nie ma siły wysłuchiwać jej zażaleń na wszystko, bo może być winna tylko sobie. Wracając do tematu Willa, zupełnie nie chciał mi zdradzić, dlaczego w ogóle Tony płakał, po trzech dniach wypytywania go o to przy każdej możliwej okazji poddałem się, zrozumiałem, że i tak nic mi nie powie. Wkurzyło mnie to z jednej strony, chociaż to znaczy, że jest godny zaufania, przynajmniej lepiej powiedzieć coś Willowi niż Vincentowi, bo on chyba bardziej zezłości niż pomoże...dobra dosyć narzekania na dziada, bo w gruncie rzeczy mega mi na nim zależy i nie wyobrażam sobie życia bez niego, tak, ja to jestem zdecydowany...
Pov Vince:
Nic mnie tak nigdy nie wykończyło jak ostatnie 3 tygodnie, byłem na nogach dosłownie 24/7, fakt, że musiałem grać tego spokojnego i opanowanego, wcale nie pomagał. Najbardziej martwiłem się o Willa, starałem się mu dawać wsparcie, bo to on rozpadał się przez to porwanie...mam nadzieję, iż Tony'emu nic nie jest, cały czas go szukam wraz z ludźmi z organizacji, ale nie mam dostępu do praktycznie rzadnych informacji, tak więc nie jest zbyt dobrze...stresuję się...
***
Pov Tony:
Modlę się, modlę się od dnia, w którym tu jestem. Mnie już nikt nie naprawi, nawet jak moje rodzeństwo mnie znajdzie, nie potrafię wstać z łóżka, nie potrafię już myśleć o czymś innym niż o samobójstwie, jeśli oni mnie nie zabiją to sam się zabiję przy pierwszej możliwej okazji. Zepsuję rodzeństwu całe życie, zapewne już to zrobiłem, niepotrzebnie...gdyby mnie tu nie było...jestem tylko pieprzoną zabawką...śmieciem...ja już nie chcę nic czuć...śmierć byłaby wybawieniem...tamten ja już nie wróci...jakie to dziwne uczucie, jedyną moją nadzieją jest fakt, że mogę jeszcze umrzeć...Nie wiem ile tu już siedzę, nie sprzeciwiam się, nie krzyczę...płaczę...tyle. Nie zliczę ile razy byłem całowany wbrew swojej woli, molestowany, gwałcony, bity...bez cienia współczucia...naprawdę muszę być nic nie warty, skoro ktoś może mnie tak traktować. Tne się cyrklem, ile tylko mogę, to już nawet nie daję mi ulgi, po prostu robię to z przyzwyczajenia...
CZYTASZ
Will Monet, gdy świat się sypię
Teen Fiction"Rodzina jest jak puzzle - kiedy brakuje jednego elementu, całe życie jest niekompletne." Idealna rodzina, której członkowie mają absolutnie wszystko - bogactwo, sławę, szacunek i firmę, będącą jedną z największych organizacji na świecie, ale gdyby...