Kto normalny bierze marihuane jako śniadanie?

546 20 23
                                    

Rozdział z dedykacją dla ksiazkora, dziękuje za wszystkie komentarze, za pomysły od Ciebie i motywację do dalszego pisania ;) (serduszko) 

CUDOWNY POMYSŁ, WYMYŚLONY PRZEZ CIEBIE POJAWI SIĘ W NASTĘPNYM RODZIALE ;D

Bardzo dziękuje za tyle wyświetleń kochani! <333 To będzie kolejny toxic rozdział, domyśliliście się już pewnie po ty cudownym tytule! Absolutnie nie chcę, żeby ktoś przez to przechodził, proszę nie wzorować się na zachowaniach z książki <3 Jak coś zawsze możecie do mnie napisać, wiem, że jestem obca, ale wygadanie się komuś bardziej pomaga, niż trzymanie wszystkiego w sobie :) Trzymajcie się!

Polecam słuchać tą piosenkę do rozdziału :)


"The worst feeling isnt being alone, its being forgotten by somebody you could never forget" 

Pov Aideen:

Drążymi rękami wziąłem garść białego proszku, patrzyłem na moje zdjęcie z bratem, które stało oprawione w ramkę na moim biurku. Nie byłby szczęśliwy, że jego młodszy brat jest ćpunem, ale nie jestem mu nic winny, obiecał, miał mnie nigdy nie zostawić, nie dotrzymał słowa. Błogostan po połknięciu narkotyku był nie do opisania. Co prawda, nie okaleczałem się już od dawna, bo sam starałem się pomóc w zaprzestaniu tego koszmarnego nawyku Will'owi, tak naprawdę, to tylko dlatego się przed tym powstrzymywałem. Jak miałem mu mówić, że to złe dla niego, jeśli sam bym się ciął? Poczułem jak mój żołądek skręca mi się z głodu, jednak nawet nie próbowałem niczego jeść, bo skończyło by się to płaczem, atakiem paniki, godzinnymi wymiotami i nie wiadomo czym jeszcze. To naprawdę nie jest tak, że ja nie chcę jeść, poprostu jakaś dziwna niewidzialna siła mnie od tego powstrzymuje. Nigdy nie byłem głodomorem, ale ostatnio nawet nie mogłem  patrzeć na jedzenie. Dlaczego nie mogę być normalny? Nie, nie mogę się nad sobą użalać, skoro mam wyprowadzić Willa z depresji, nie mogę.  Otarłem łzy i położyłem się spać, w końcu była już 1:00 w nocy...

Ranek:

- Adi, jestem już, Jack też przyszedł, choć się przywitać! - zawołała mnie mama. Nie przepadałem za jej chłopakiem, niby nie robił nic złego, lecz nie czułem do niego sympatii. Wydawał mi się sztuczny.  Nie odpowiedziałem, tylko zamknąłem się w łazience. Nie może się przywalić do tego, że siedzę w toalecie. Siedziałem tam jakieś pół godziny, po czym wymknąłem się na zewnątrz. Nie chciałem  rozmawiać ani z nią, ani tym bardziej z Jackiem. Potrzebowałem jakoś rozładować emocję, więc poszedłem na siłownię, która mieściła się przed moim domem. Przez złość i narkotyki  dostałem jakiegoś kopa eneretycznego i zacząłem walić z całej siły w worek, znajdujący się na terenie siłowni. Zobaczyłem jakiegoś mężczyzne, zblżał się w moją stronę. Byłem nieco zdziwiony, bo to był...Will. Po co tu przyszedł, skoro ma własną siłownię w domu?

- Cześć Aideen - przywitał się miło - Co się stało? - zapytał zatroskany patrząc na moje chrząstki. W tym momencie też na nie spojrzałem, całe moje ręce ociekały krwią. Nie był to zbyt przyjemny widok.

- Nie wiem nawet jak to się stało - odpowiedziałem cicho.

- Choć ze mną, trzeba Ci to koniecznie opatrzeć - spojrzał na mnie smutno. Wyjął z plecaka bandaże i zgrabnym ruchem opatrzył mi rany. Nie podobało mi się to, że ma w tym taką wprawę

- Dziękuje.

- Nie ma przecież za co. Mógłbyś powiedzieć mi dlaczego doprowadziłeś się do takiego stanu? - zapytał mnie WIll, brzmiąc jak pełnoprawny psycholog. Nie chciałem się zwierzać, nie teraz. Mnie to tylko męczy, jeżeli już się przed kimś otworzę, to zawsze się później zastanawiam, czy to była służna decyzja. Może to bez sensu, ale tak mam...

Will Monet, gdy świat się sypięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz