Martwię się o niego...

615 20 13
                                    

Will pov:

Moja głowa pulsowała niemiłosiernie, przed oczami widniały czarne plamki, a głosy wokół zdawały się niemalże przekuwać całkowicie moje bębenki uszne. Atak paniki kompletnie mnie wykończył, przez co nie miałem teraz kompletnie siły na nic.

- Możecie być ciszej, proszę? - szepnąłem, ale mojego głosu niemalże nie było słychać. Spróbowałem jeszcze raz, tym razem udało mi się być nieco głośniejszym.

- Will! Tak się martwiłam! Siedziałam sobie spokojnie w pokoju, aż  nagle dowiaduję się, że zemdlałeś i trafiłeś do szpitala. Od razu przyjechaliśmy tu z całą resztą rodzeństwa, ale lekarze nie chcieli nam podać informacji, jak możemy trafić do twojej sali i Dyaln zrobił wtedy aferę na pół szpitala - poskarżyła się, zupełnie jak mała dziewczynka. A ja nieświadomie zatkałem uszy, gdyż nie byłem wstanie wytrzymać jej pisków, chociaż zapewne mówiła zupełnie normalnym głosem. Próbowałem się do niej uśmiechnąć, ale Vincent, widząc zaistniałą sytuację, wyprosił Hailie i całą resztę rodzeństwa z sali, zanim zdążyli powiedzieć cokolwiek. Po chwili otoczyła mnie cała grupka lekarzy i ponownie odpłynąlem...

Vince pov:

Uzgodniłem z lekarzami, że Will potrzebuję torchę czasu, żeby dojść do siebie. Wróciłem do domu razem z rodzeństwem. Nieco mnie to ucieszyło, bo miałem więcej czasu na to, aby przygotować się do poważnej rozmowy...Postanowiłem od razu wziąć wolne na przyszły tydzień i poprosić jutro Willa, żeby zrobił to samo, chciałbym, żebyśmy byli wtedy sami. Poprosiłem mojego zaufanego zastępcę, żeby zajął się wtedy sprawami organizacji, wiedziałem, że on mnie nie zawiedzie, w sumie, za dużo mu płacę, żeby mu się to opłacało. Zmęczony ostatnimi wydarzeniami postanowiłem się położyć, co zaraz uczyniłem. I chociaż ledwo co dochodziła godzina 21:00, opadłem na łóżko i zapadłem w głęboki sen...

                                                                                               ***


 Tony pov:

Will przestał się odzywać do mnie i reszty rodzeństwa, po tym jak śmialiśmu się z tego, że nie ma jeszcze dziewczny. Miał to być tylko żart, ale okazał się dość głupi. Po tym wydarzeniu dopadły mnie wyrzuty sumienia i postanowiłem go przeprosić. Jednak, udając się do pokoju starszego brata, zobaczyłem jakąś książkę. Był to, pięknie oprawiony, czarno - złoty, masywny szkicownik, którego zawartość mnie istnie przeraziła. Wszystkie rysunki były przepiękne, bardzo dokładnie dopracowane, ale drastyczne i brutalne. Część stanowiła  portretu ludzi z żyletkami w ręku, bardzo dokładne szkice różnych sznurów szubieniczych i leków, czy nawet mroczne krajobrazy rozpościerającego się w Pensylwanii cmentarza. Widziałem też rysunki mamy, wtedy gdy ją torturowano...Moim sposobem na wyładowanie negatywnych emocji jest właśnie rysowanie, pomaga mi to się odciąć od całego świata i dać dusze dziełu, które tworzę. Błagałem, by były to tylko nic nieznaczące rysunki, ale przecież sam wiedziałem, że rzeczy tworzone przez artystę są odzwierciedleniem jego stanu i samopoczucia. Miałem głupią nadzieję, że to tylko gniew i nic złego nie dzieję się w jego głowie. To nie wyglądało jakby Will'a ogarniał zwykły, przelotny smutek, który jest przecież zupełnie normaly...Bardziej jak coś glębszego...Jak chorba...Ale umysłu, a nie ciała...Choroby psychiczne są bardzo trudne do wyleczenia, taka osoba potrzebuję dużo akceptacji, miłości i wsparcia terapeuty, rodziny. Sam czasem miewałem gorsze momenty, raczej wątpie, by była to jakaś choroba, ale w takich momentach rozmowa z bliskimi bardzo pomagała. Być może i nie jestem zbyt otwarty, ale gdy potrzebuję czyjejś bliskości, najczęściej udaję się do Shane'a.  Co prawda nie zawsze mówię mu o wszystkim, ale wiem, że mogę mu zaufać. On mi również.  Wiedziałem, że Will z własnej, nieprzymuszonej woli, nie udałby się do nikogo z młoszego rodzeństwa. Chociaż przez większą część życia nasi rodzice nie zajmowali się nami,  to Will dbał zawsze o nas jak o swoje dzieci. Gdy wróciłem kiedyś do domu cały poobijany, zziębnięty, ze śladami krwii, stanem pod gorączkomym oraz wściekłością i wyczerpaniem wypisanymi na twarzy, Vince oczywiście prawilnie mnie zbeształ. Jednak Will przemył mi rany, przyniósł ubranie, ciepły kocyk i herbatę. Potem pytał o moje samopoczucie, przytulił i wysłuchał wszystkiego, co mam do powiedzenia, bez oceniania mojego zachowania. Chociaż bicie się z kolegą z powodu dziewczyny, która była swoją droga przerażona, na pewno nie było mądre, to Will starał się mnie zrozumieć. Nawet jeżeli nie udało mu się to w pełni, to liczył się dla mnie sam fakt, że próbował. Jeżeli w jakikolwiek sposób czuł się źle, też pragnąłem mu pomóc. Sęk w tym, iż nie bardzo wiedziałem jak...

Wtedy do głowy wpadł mi pewien pomysł, a mianowicie pójście z tym do Vincenta. Najprawdopodobniej tylko on będzie wstanie porozmawiać z Willem tak, aby odniosło to jakikolwiek skutek. Nie czekając ani chwili dłużej, podniosłem się z drewnianego krzeszła, na którym akurat siedziałem i udałem się do starszego brata. Gdy udało mi się dostać do jego gabinetu, siedział w fotelu, na kolanach miał komputer, a w ręcę trzymał kawę. 

- Tony, mam nadzieję, że to coś ważnego. Mam bardzo dużo pracy i nie mam kompletnie czasu na głopoty - powiedział zmęczonym tonem, a ja szybko zrozumiałem, że to niekoniecznie dobry czas na rozmowę. Raz kozię śmierć, nie mogę rezykować pogorszenia się stanu brata. Vince sam mówił nam zawsze, że rodzina jest najważniejsza, tak samo jak ojciec, zrozumie.

 - Chodzi o Willa - zacząłem -Martwię się o niego... -  Vince spojrzał na mnie pytająco, a ja wziąłem więc głęboki oddech i zacząłem mówić najstarszemu bratu wszystko, co leżało mi na sercu...

Wierzyłem, że Vince to załatwi, szkoda tylko, że wtedy nie wiedziałem, iż życie ma dla mnie jeszcze bardzo wiele niespodzianek...

Że moje obawy mają szansę na to, aby się spełnić...


                                                                                        ...


Aaaaa...poprawki sprawiają, że część rozdziałów nie ma sensu, ale trudno, niech tak będzie...po prostu niektóre sceny mnie skręcają i po prostu MUSZĘ je poprawić...

Dziękuję @Alex_Dead_Polish za zauważenie tego, iż scena z Tonym nie miała kompletnie sensu<33

(Skasowałam przypadkowo fragment, gdy przeglądał szkicownik i ta cała rozmowa odbyła się kompletnie bez żadnego kontekstu:()


Will Monet, gdy świat się sypięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz