Od dziś nazywam Cię buraczkiem

587 22 56
                                    

Ten rozdział dedykuję @Aoi_Kiro, która systematycznie przypomina mi o istnieniu tej książki i zostawia komentarze pod każdym rozdziałem <3 Dziękuję moja przypominajko :)

Will pov:

Widziałem miłość i rozpacz w jego oczach. Był moim najlepszym przyjacielem, zawsze mnie  wspierał, jak miałem mu nie pomóc? Tyle dla mnie zrobił, chociaż nigdy się nie na nic nie żalił. Mnie zawsze uspokajał jego dotyk. Widząc cień rozpaczy w oczach przyjaciela, przytuliłem go mocno, tak jak on to zawsze robi, żeby mnie pocieszyć. Poczułem jego bijące szybko serce.

- Nie wiedziałem, że miałeś brata...- powiedziałem cicho.

- Nie umiem o tym mówić, nawet myśleć, zawsze wracają złe wspomnienia - powiedział szeptem, prawie niedosłyszalnie. Uśmiechnąłem się do niego słabo. Przez chwilę zapomniałem o całym źle na tym świecie, liczył się tylko On - mój przyjaciel. 

- To ja powienienem opiekować się Tobą - powiedział.

- Nie, powinniśmy wspierać się nawzajem - stwierdziłem zdecydowanym tonem. Popatrzyłem w jego piękne, zielone oczy. Nie chciałem żeby były smutne -  mógłbym umrzeć, żebyś był szczęśliwy - powiedziałem bardzo, bardzo cicho, zawstydzając go tym mocno. Czy to było normalne, że o nim tak myślałem?

- Dziękuje... - wydukał.

- Nie masz za co - odparłem. Aideen zrobił się cały czerwony na twarzy niczym buraczek, wyglądał tak uroczo, że zacząłem się śmiać, czego nie robiłem od dawna. - Od dziś nazywam się buraczkiem - dodałem, na co on też zaczął się śmiać, lecz w tym momencie usłyszałem pukanie, a raczej walenie w drzwi.

- ŻYJECIE TAM? JUŻ CHYBA Z GODZINĘ NIE DAJECIE ZNAKU ŻYCIA - wydarł się Tony otwierając nogą drzwi. Miał bardzo zdziwioną minę gdy zobaczył dwóch DOROSŁYCH mężczyzn na podłodze, zwijających się ze śmiechu, niczym jakcyś debile.

- Nie pytam - rzucił Shane, który również wyglął na zaskoczonego. Od razu podnieśliśmy się z podłogi.

- Co się dzieję? - zapytał nas Vince. Otworzłem usta żeby coś powiedzieć, ale z opresji wyratował mnie Aideen.

- Długo by tłumaczyć - uciął.

- Grunt, że żyjecie - stwierdził Tony, wciąż patrząc się na nas jak na jakieś ufoludki z Marsa. - Mógłbyś zostawić nas jeszczę na sekundę - rzuciłem

- Jasne - odpowiedział, po czym wyszedł z całą resztą patrząc na mnie troskliwie.

- Musisz porozmawiać o TYM ze swoim rodzeństwem i KONIECZNIE zapisać się do psychologa- powiedział wskazując na mój brzuch, na którym widniały liczne blizny po...wiadomo czym.

- Nie chcę tego robić, nie chcę żeby się martwili, poza tym psycholog nie pomoże - wiedziałem, że widzi lęk w moich oczach.

- Will, proszę, tylko spróbuj...

- Porozmawiam z Vincem, On i tak już wie o moich ranach - szepnąłęm.

- Obiecujesz? - spojrzał mi w oczy.

- Obiecuje - powiedziałem, mając szczerą nadzieję, że zdołam się przełamać i pójść do tego cholernego specjalisty.

- Panie Monet! - usłyszałem głos zza drzwi. - Mogę wejść?

- Tak - odparłem. Lekarz wszedł do pokoju, wyprosił Aideena za drzwi i zrobił mi jeszcze kilka badań. 

- Wszystko jest w porządku, Panie Monet. Może Pan jutro opuścić szpital. Ale proszę, niech Pan nie robi tego nigdy więcej - szepnął.

Will Monet, gdy świat się sypięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz