W busie panował zgiełk. Sophia paplała nie zwracając uwagi na to, czy ktokolwiek jej słucha. David co jakiś czas ponawiał głośne modlitwy o chociaż trochę mocniejszy zasięg. Gale i Matt próbowali nakłonić Emily do zaśpiewania czegoś po tym, jak dziewczyna nieopatrznie przyznała, że studiuje wokal. Henni znalazła wspólny język z Olivią – okazało się, że obydwie są Niemkami. Srebrnowłosa Sandra wydawała się zupełnie niezainteresowana resztą bandy i spokojnie przeglądała zawartość swojego telefonu, co jakiś czas łypiąc w stronę Remiego z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Ten z kolei jakby zupełnie stracił rezon; przez całą drogę z lotniska na prom milczał, wpatrując się tępo przez okno.
Dedric, pełniąc rolę naszego przewodnika, przekrzykiwał tłum, obwieszczając na co powinniśmy patrzeć.
– Po lewej macie centrum handlowe! – powiedział podnosząc głos. – To jedyne w tym okręgu, także przypatrzcie się mu dobrze, pewnie nie raz tutaj zawitacie! Teraz po prawej mijamy muzeum historii miasta. Jest bardzo ciekawie rozplanowane, jak ktoś lubi takie rzeczy. O! Za chwilę dotrzemy do portu, już widać nasz statek.
Korzystając z chwili zrobiłam kilka zdjęć i wysłałam rodzicom, w kilku krótkich wiadomościach tekstowych streszczając dotychczasowy przebieg podróży. Najładniejsze ujęcia wrzuciłam też na moje media społecznościowe. W listach od administracji programu wymiany proszono nas o zamieszczanie jak największej liczby zdjęć na różnych portalach, oczywiście odpowiednio uśmiechniętych i otagowanych. Wątpiłam, by udało mi się utrzymać regularność takich postów, ale jakaś część mnie bardzo chciała pochwalić się szkolnym znajomym tym, co właśnie przeżywałam. Jeszcze większą satysfakcję odczułam, widząc powiadomienia o polubieniach. Wyciszyłam telefon i uśmiechnęłam się do siebie, opierając wygodniej o oparcie fotela.
Wjechaliśmy na betonowy plac otoczony metalowymi barierkami, czerwonymi pachołkami i mnóstwem wymalowanych żółtych linii. Biało–niebieski prom cumował spokojnie przy terminalu. Według informacji podanych przez Program na pokładzie mieściło się zaledwie szesnaście samochodów, a bilet trzeba było wykupić co najmniej godzinę wcześniej, toteż kolejka nie była długa. Dedric ustawił busa w linii, zgodnie ze wskazaniami obsługi portowej i chwilę później byliśmy w środku.
– Zapraszam na pokład – powiedział nasz przewodnik, zaciągając hamulec ręczny.
Wycieczka wysypała się z samochodu i ruszyła w stronę, którą wskazywały strzałki na ścianach.
Poczułam lekkie pchnięcie, gdy statek ruszył.
Zaczęliśmy wspinaczkę po metalowych schodach. Część grupy, w tym Remi, odłączyła się, schodząc na pokład restauracyjno–sklepowy. Ja, Henni, Emily i Gale kontynuowaliśmy podróż na najwyższe piętro – według rozkładu statku powinien się tam znajdować pokład widokowy.
– Przeczytałam już kilka przewodników internetowych dotyczących zamku Rhesins – oznajmiła pyszałkowato Henni, przekrzykując dobiegające ze ścian burczenie silnika. – Ponoć ostatni hrabia mieszkający na zamku do tego stopnia nie lubił ludzi z niższych klas społecznych, że kazał wszystkim wyprowadzić się z wyspy na ląd. Według doniesień historycznych hrabia nie pozwalał służbie nawet przebywać z nim w tym samym pokoju. Gdy czegoś potrzebował, pisał listy i zostawiał je w specjalnych schowkach.
Już w busie dotarło do mnie, że mimo wysokiego poziomu znajomości języka obcego, zrozumienie osób z krajów anglojęzycznych wcale nie było takie proste. Mówili szybko, nieskładnie, często używając slangu, którego nie uczą w szkołach. Dużo łatwiej było mi zrozumieć Niemkę, dla której angielski również był językiem wyuczonym. Toteż, mimo iż Henni nie była najprzyjemniejszą kompanką, czułam się dobrze w jej towarzystwie.
CZYTASZ
Rhesins
VampireStudentka z Polski wyrusza na dwa miesiące do Akademii Letniej Rhesins, debiutując jako wychowawczyni z programu wymiany międzynarodowej. Szybko zdaje sobie jednak sprawę, że praca w Akademii nie jest tak sielankowa jak obiecano na ulotkach, a każdy...