Dzień pierwszy: 5 - Bawialnia

14 7 15
                                    

Bus przetoczył się powoli żwirową drogą w kierunku solidnie wyglądającej, metalowej bramy, zdobionej złotymi, roślinnymi ornamentami, otwartej obecnie na oścież. Po obu stronach brama zakończona była smukłymi, kamiennymi kolumnami, z których obserwowały nas dumnie wyprostowane, czarne orły. Częściowo kamienne ogrodzenie nikło w głębi lasu, otaczającego zamek z każdej strony. Gdy tylko samochód Dedrica minął linię wjazdową, metalowe skrzydła zaczęły się cicho, automatycznie zamykać.

– Witamy w Rhesins – rzucił pogodnie opiekun.

Nikt mu nie odpowiedział, wszyscy byli zapatrzeni.

Żwirowa ścieżka ciągnęła się aż do frontowej części zamku, którą podziwiałyśmy z promu. Z bliska zamek prezentował się jeszcze dostojniej. Potężne kolumny wież sięgały znacznie powyżej zwieńczeń skrzydeł. Idealnie wyprofilowane okna, rozłożone w równych odstępach, zdawały się nas obserwować i oceniać. Budynek był zadbany, w niektórych miejscach wyraźnie przearanżowany czy unowocześniony, choć żaden z tych zabiegów nie odebrał mu typowej tajemniczości przeplecionej nutą historii.

Dech zapierał nie tylko zamek. Ścieżkę, którą się poruszaliśmy, otaczała obwódka ogrodowa składająca się z przepięknych, ozdobnych roślin. Długie liście miskantów mieszały się z bujnymi kwiatostanami kolorowych hortensji. Niższe warstwy wypełniały łąki kwitnących frezji, goździków i fiołków. Za nimi, w głąb terenu, ciągnęły się soczyście zielone, równo przystrzyżone trawniki, gdzieniegdzie ozdobione kamienną rzeźbą na postumencie, górującą nad okalającymi ją dekoracyjnymi trawami.

Im bliżej budynku się znajdowaliśmy, tym bardziej ogrody się zmieniały. Ozdobne kwiaty zostały zastąpione żywopłotami, za którymi teren przysłaniały rosłe dęby o grubych, poskręcanych korzeniach, wijących się między białymi ławeczkami. Pomyślałam, że tutaj uczniowie Akademii spędzają pewnie przerwy na lunch, skryci w cieniu potężnych drzew.

Dedric zaczął zwalniać, ale nie zatrzymał się na niedużym parkingu koło kamiennych schodów prowadzących do wysokich drzwi frontowych. Zamiast tego żwirowa ścieżka rozwidliła się i skręciliśmy w prawo. Bus otoczył zamek, podjeżdżając od tyłu. Tu parking był o wiele większy, z wydzielonymi strefami dla autobusów szkolnych. Opiekun zgasił silnik tuż przed schodami wejściowymi.

– No dobrze, wycieczka, weźcie swoje rzeczy i wejdźcie do środka – zakomenderował, wyskakując z samochodu.

W naszym opiekunie było coś przyjemnego, niemalże przyciągającego. Może to swobodny ton, z jakim się do nas zwracał, albo ciepłe światełko w zielonych oczach, ale czułam się przy nim bezpiecznie i pewnie.

Grupa zaczęła powoli wychodzić z szoku, jakie wywołało piękno otaczającego nas terenu. Wytaczali się powoli z busa, szepcząc między sobą na tyle cicho, że nie byłam w stanie ich zrozumieć. Sama nadal rozglądałam się dookoła, co rusz dostrzegając kolejne delikatne akcenty zdobiące ogrody, czując coraz większe podniecenie na myśl o czekającej mnie pracy.

Chwilę później wspinaliśmy się po płytkich, kamiennych schodkach, ciągnąc za sobą walizki i torby.

– Czy tutaj nie ma służby, żeby to za nas wnieść? – warknęła Henni wyraźnie poirytowana.

– Przyjechała na wakacje – burknął sarkastycznie Gale przewracając ostentacyjnie oczami.

– Nie ma – odparł krótko Dedric, zamykając dyskusję. – Nie ma pokojówek, kucharzy ani lokajów. Tak naprawdę jedynymi stałymi pracownikami w tym miejscu jesteście wy – wyszczerzył się, przytrzymując przed nami masywne, drewniane drzwi. – No i nasz dozorca, Al.

Wchodząc do budynku znaleźliśmy się w przestronnym holu o planie kwadratu. Każdą ze ścian zdobiła podwójna para zdobionych drzwi otoczonych sztukaterią. Te naprzeciwko wejścia z obu stron otoczone były schodami dywanowymi, ciągnącymi się na piętro. Pomimo, iż pomieszczenie nie posiadało okien, było w nim stosunkowo jasno, zapewne za sprawą pastelowych kolorów ścian oraz kilku zapalonych kinkietów. Choć już od progu dało się wyczuć wiekowość tego miejsca, nie sposób było nie dostrzec kilku modernizacji typowych dla obiektów użytku publicznego. Z każdego rogu mrugały do nas diody kamer przemysłowych, oznaczono ukrycie sprzętu gaśniczego, po prawej stronie od wejścia stała przenośna tablica korkowa zatytułowana "Rozkład zajęć", obecnie pusta. Po lewej stronie umieszczono niepozorne drzwi z błyszczącą tabliczką informującą o toalecie koedukacyjnej.

RhesinsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz