Gdy zeszłam do połowy klatki schodowej, moim oczom ukazał się niecodzienny widok. Na wyspie kuchennej ustawiono jedno na drugim kilkanaście ogromnych pudeł pizzy. Wokół niej, niczym turyści otaczający antyczną wieżę, stłoczyli się wygłodniali wychowawcy. Ktoś coś skandował, kto inny robił zdjęcia, rozświetlając pomieszczenie lampą błyskową. David oznajmił głośno, że nie tknie czegokolwiek bez sztućców i talerza, na co Henni rzuciła komentarz, że u niej w domu nigdy nie jada się czegokolwiek brudnymi rękoma, ponieważ tak zachowują się tylko zwierzęta. Emily cicho podpytywała, czy widzą gdzieś wegańską zamówioną specjalnie dla niej. Gale i Matt pierwsi rzucili się rozbrajać kartonową fortecę. Zaraz na stół rzucono otwarte pudło serowej, margherity i jakiejś lokalnej, upstrzonej zielonymi liśćmi rukoli. W pewnym momencie wieża niebezpiecznie się zachwiała i tylko zręczność Dedrica uchroniła obiad przed katastrofą.
– A to co? – spytał Gale, na chwilę zamierając w półruchu. – Makaron? Pizza z makaronem?
– Może w Rhesins makaron to podstawa żywieniowa? – zauważyła Henni, wyrywając trójkątny kawałek ciasta. – Dzień bez makaronu dniem straconym.
Usiadłam przy stole, gdzie już ucztowali David i Emily, która wybrała bezmięsną z rukolą. Bez skrupułów zgarnęłam dla siebie apetycznie wyglądający kawałek serowej, by chwilę później pochłonąć również fragment makaronowej, która okazała się całkiem ciekawym doświadczeniem smakowym. Nie spodziewałam się, że po całodniowych pracach w ogrodzie tak zgłodnieję.
– Byłaś u Dedrica? – zagadnęła mnie Emily konspiracyjnym półszeptem pochylając się nad stołem, gdy większość kartonowych opakowań została opróżniona.
Z wrażenia o mało się nie udławiłam kawałkiem ciasta. Ze łzami w oczach pokręciłam przecząco głową.
– Nie było okazji – odpowiedziałam chrapliwie, odkasłując.
– Teraz jest dobra – podpowiedziała życzliwie, wywracając oczami w stronę wyjścia z kuchni. Dedric stał w progu, skupiony na swoim telefonie, zupełnie nie zwracając uwagi na chaos jaki wywołał przywieziony przez niego obiad.
Przełknęłam głośno, boleśnie wpychając do przełyku zdecydowanie zbyt duży kawałek przez zaciśnięte stresem gardło. Uśmiechnęłam się do Emily wywijając kąciki ust, ale wesołość nie objęła moich oczu. Z ociąganiem podniosłam się z ławy i nie omieszkując przy tym poświęcić kilku cennych sekund na składanie luźnych kawałków do wspólnego pudełka, by oszczędzić miejsce na stole.
– Oliwia, dawaj tą najostrzejszą – komenderował Gale z szaleństwem w oczach, stojąc z niebieskowłosą przy blacie. – Kto więcej!
– To się źle skończy – mruknął Matt, zakładając ręce na piersi.
– No, to trzy–czte–ry!
Osiłek chwycił dwa trójkąty na raz przygryzając po trochu z każdego, a Niemka systematycznie wygryzała ogromne fragmenty z pojedynczego kawałka. Nim doszłam do Dedrica dziewczyna zrobiła się czerwona na twarzy, a jej wargi i język spuchły niezdrowo. Gale zaczął się dusić i szarpać najbliżej stojącego Matta, który, łapiąc równowagę, wpadł na kończącego posiłek Davida. Chłopak w okularach w złości nie omieszkał wypomnieć rudowłosemu jak źle mu życzy i kim była w młodości jego matka i babka. Zrobiło się gwarno, ktoś uderzył czymś szklanym w zlew, komuś upadły sztućce.
– Czekajcie, naleję wam mleka – zaoferowałam, nie mogąc patrzeć na łzy spływające po zszokowanej twarzy Gale'a.
Coś dziwnego działo się z lodówką. Pod nią utworzyła się gęsta, brunatna plama. Pomyślałam, że to musi być smar, chociaż nie słyszałam, by ktoś naoliwiał uszczelki lodówek. Szarpnęłam za rączkę i otworzyłam urządzenie. Pierwszym, co mnie uderzyło, był zapach – ciężki i nieprzyjemnie słodki. Nagła fala czerwieni wylała się ze środka, z chlustem uderzając w podłogę, rozszczepiając się i zachlapując wszystko wokół, w tym i mnie. Odskoczyłam, krzycząc z obrzydzenia.
CZYTASZ
Rhesins
VampirosStudentka z Polski wyrusza na dwa miesiące do Akademii Letniej Rhesins, debiutując jako wychowawczyni z programu wymiany międzynarodowej. Szybko zdaje sobie jednak sprawę, że praca w Akademii nie jest tak sielankowa jak obiecano na ulotkach, a każdy...