Cześć! Dzień trzeci również mogę zacząć od wstępu :)
Tak jak poprzednio, moją niezmierzoną wdzięczność za czytanie i komentowanie przesyłam do @justinemariem - kto wie, czy tak naprawdę nie publikuję dalej myśląc o Tobie 🧡💛💚
Tak jak pisałam poprzednio mnóstwo z wydarzeń tutaj opisywanych przydarzyło się mi naprawdę - zarówno sytuacje z Działu Natury, jak i z wieczornego wyjścia. Ba! Nawet Melex jest ważną częścią tej / mojej opowieści :)
Tak czy inaczej cieszę się, że przeszliśmy do dnia trzeciego, bo tu w końcu będzie się działo! Bez spoilerów, ale według moich kalkulacji to już prawie połowa historii :)
Enjoy!
***
Z cichym jękiem przewróciłam się na plecy, by zostać oślepioną bladymi promieniami, wdzierającymi się bezwstydnie przez brudne szyby. Szybko zasłoniłam twarz dłonią.
Byłam w rezydencji, w łóżku, bezpieczna. Suchy język, którego faktura przypominała obecnie pumeks, z trudem oderwał się od podniebienia. Zamlaskałam kilkukrotnie, chcąc pobudzić ślinianki do pracy. W głowie pulsował tępy ból.
Skrzywiłam się dopiero po dłuższej chwili, przypominając sobie wydarzenia z poprzedniej nocy. Nie wypiłam aż tyle, by mieć choćby zalążek kaca, a już na pewno nie z tak silnym słowiańskim drzewem rodowym. Pogładziłam się po włosach i poczułam dziwnie twardy, znajomy kształt. Zacisnęłam palce na drewnianym kołku w kształcie ołówka, którego wcześniej bezceremonialnie zwinęłam w kulkę z koca, wraz z latarką oraz chusteczkami. Zawiesiłam na nim zmęczony wzrok, po raz pierwszy naprawdę się mu przyglądając. Choć faktycznie ktoś próbował odwzorować podstawowy przyrząd pisarski, z bliska nie było wątpliwości, że nie służył do kreślenia znaków na papierze. Miał profil witki wierzby, lekko pofalowanej i skręconej, z wyrytymi obcymi dla mnie znakami, które mogły być równie dobrze zaklęciem jak i logiem firmy. Trzonek narzędzia był grubszy i porowaty, sugerując rączkę. Przesunęłam po nim kilkukrotnie palcami, zafascynowana delikatnością wykonania.
Usłyszałam skrzypnięcie podłogi. Wsunęłam kołek pod poduszkę w tym samym momencie, w którym ktoś bez pukania uchylił drzwi. Pojawiła się w nich głowa Dedrica. Spojrzał na mnie współczująco i postawił przy drzwiach dwie półlitrowe butelki wody, po czym zniknął. Długo wpatrywałam się w plastikowe przedmioty, aż w końcu zwlekłam się z łóżka i sztywnym krokiem podeszłam po życiodajny napój. Odkręciłam nakrętkę z zamiarem wypicia wszystkiego jednym haustem. Szybko zrozumiałam, że organizm nie jest gotów na taki szok i już pierwsze krople wpadające do żołądka wywołały ból.
Mój wzrok padł na śmierdzące kwasem buty rzucone w kąt – ofiary zatrucia Olivii. Skrzywiłam się, nie będąc pewną, czy w ogóle da się je odratować.
Nocą, po tym, jak zapłaciłam zdecydowanie za dużo mrukliwemu taksówkarzowi, zbudziłam Ala ze snu, prosząc go, by otworzył nam bramę, a Olivia resztkami treści żołądkowych oznaczyła jedną z profilowanych figur wyciętych w żywopłocie, dotarłyśmy bezpiecznie do sypialni. Nie mogłam pozwolić, by brudnymi ubraniami usmarowała łóżko, więc pomogłam jej je zdjąć. Nim doszukałam się czystej piżamy czy dresu, dziewczyna już spała. Okryłam ją kocem i zeszłam do kuchni. Nie znalazłam żadnego naczynia, które choć odrobinę przypominałoby miskę, więc wyciągnęłam z własnej walizki plastikową siatkę, z której wysypałam na łóżko zapas czystej bielizny. Wcisnęłam ją Olivii w dłoń, na wszelki wypadek, gdyby nagła potrzeba wybudziła ją ze snu.
Westchnęłam głośno, próbując otrząsnąć się z przykrych wspomnień.
Spojrzałam na łóżko mojej współlokatorki. Spała w pełnym makijażu, który pomimo intensywnego wieczoru ani trochę się nie rozmazał. Jej włosy spływały wzdłuż klatki piersiowej, okrywając więcej niż półprzezroczysta koszulka nocna. Chwyciłam drugą butelkę i postawiłam na jej szafce nocnej, na miejscu tej, którą nocą dałam Olivii.
CZYTASZ
Rhesins
VampirosStudentka z Polski wyrusza na dwa miesiące do Akademii Letniej Rhesins, debiutując jako wychowawczyni z programu wymiany międzynarodowej. Szybko zdaje sobie jednak sprawę, że praca w Akademii nie jest tak sielankowa jak obiecano na ulotkach, a każdy...