Dzień pierwszy: 6 - Opiekunowie

16 7 6
                                    

Walizki głucho uderzały o kanty schodów, jeśli ktoś nie uniósł swojej wystarczająco wysoko. Jedno za drugim wysypywaliśmy się na krótki, prosty korytarz zakończony metalową etażerką ustawioną pod ścianą. Po obu jego stronach mieściły się po trzy pary ponumerowanych drzwi. Najbliżej kuchni znajdowały się pokoje jeden i sześć, następnie dwójka i piątka – skinęłam Remiemu, gdy znikał za niebieskimi drzwiami. Pokój mój oraz Henni i So znajdowały się na samym końcu, naprzeciw siebie. Krótko pożegnałam dziewczyny, życząc im miłego odpoczynku i przekroczyłam próg.

Sandra była już w środku. Zdążyła zająć łóżko bliżej drzwi, więc pociągnęłam metalową rączkę walizki w stronę drugiego końca pomieszczenia.

Pokoik był nieduży i skromnie umeblowany. Miał dwa okienka, choć ze względu na położenie parterowe, obecnie jakikolwiek widok przesłaniały wysokie krzewy, najwyraźniej porastające tę część przyzamkowego ogrodu. Pod każdym oknem stało jednoosobowe, niskie łóżko, nad którymi umieszczono wąską drewnianą deskę, służącą za długą półkę. Z powątpiewaniem zlustrowałam podrdzewiałe gwoździe. Poza nią jedynym wyposażeniem, przeznaczonym do przechowywania swoich rzeczy osobistych, były proste szafki nocne.

W milczeniu ustawiłam bagaż przy ramie łóżka i usiadłam na twardym, cienkim materacu, okrytym szarym poliestrowym kocem. Mimowolnie spojrzałam na Sandrę, krzątającą się po swojej połowie. Wyciągnęła cały swój dobytek z walizki na łóżko, po czym zaczęła układać ubrania na drewnianej półce w równych rzędach, dzieląc je na kolorowe, białe, spódniczki, bluzeczki, bieliznę i odzież cieplejszą. Na szafce nocnej postawiła potężną różową kosmetyczkę, która, gdy pociągnęła za wieko, rozsunęła automatycznie trzy dodatkowe szufladki. Przyjrzała się krytycznie swojemu odbiciu w sporych rozmiarów podświetlanym lusterku, umieszczonym na spodzie wieka.

Zbyt onieśmielona na zainicjowanie rozmowy, postanowiłam wziąć z niej przykład. Szybko rozpakowałam torbę na ramię, wrzucając większość jej zawartości do szafki nocnej. Z dużo większym ociąganiem zabrałam się za otwieranie walizki, pamiętając o kontrabandzie zapakowanej przez mamę. Ukradkiem wsunęłam kołek, latarkę i chusteczki pomiędzy dwie pary jeansów i odłożyłam je na półkę. Gdy materiał dotknął powierzchni deski, w powietrze wzniosły się grube koty kurzowe, połyskujące w słabym świetle słonecznym. Moja garderoba nie porażała bogactwem w ilości, jakości czy kolorystyce, głównie dlatego, że według wytycznych z listu od dyrektora mieliśmy ze sobą zabrać jedynie najpotrzebniejsze rzeczy oraz takie, których nam nie szkoda. Gdy odłożyłam na półkę wyświechtaną koszulkę z różowym kucykiem, którą dostałam od znajomych na studiach z okazji urodzin, coś delikatnie ścisnęło mnie za serce.

– Chrapiesz? – spytała nagle Sandra poważnym tonem, przerywając ciszę.

Odwróciłam się w jej kierunku, w jednej ręce trzymając trzy pary kolorowych majtek.

– Słucham?

Siedziała na skraju swojego łóżka, łypiąc w moim kierunku. Nogi – skądinąd umięśnione, choć zgrabne – miała założone po sobie niczym modelka. Na jej półce kolorowe, koronkowe stosiki prezentowały się nienagannie. Z mojej koszulka, którą jeszcze chwilę temu z rozrzewnieniem żałowałam, zsunęła się bezszelestnie i opadła z głuchym klapnięciem na materac.

– Pytałam, czy chrapiesz? – zmrużyła groźnie błękitne oczy. – Mam bardzo słaby sen i nie lubię być budzona.

Zmarszczyłam brwi, próbując sobie przypomnieć ostatnie noce.

– Nie, raczej nie – pokręciłam lekko głową. – W razie co zawsze możesz mnie obudzić.

Uśmiechnęłam się, chcąc podkreślić żart, ale Sandra zdawała się nie być w nastroju. Skrzywiła się tylko i westchnęła ciężko, a mnie nagle z całym impetem uderzyło, jaka była ładna. Miała bardzo miękkie rysy twarzy, długie rzęsy, wąskie usta. Jej cery nie szpeciła żadna niedoskonałość. Nigdy wcześniej nie widziałam tak pięknej dziewczyny.

RhesinsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz