Wyszliśmy na hol główny i skierowaliśmy się w stronę skrzydła wschodniego. Oznaczone srebrną tabliczką drzwi stały otworem. Za nimi znajdowała się sporych rozmiarów sala o kremowych ścianach ozdobionych sztukaterią wypełnioną malowanymi złotą farbą wzorami. Po prawej stronie mieściły się potężne okna, skryte we wnękach za udrapowanymi, bordowymi, ciężkimi zasłonami. Lewa strona była głębsza i bardziej okazała. Pod ścianą ustawiono rzeźbione, niewysokie komody z ciemnego drewna, a pomiędzy nimi, pod ogromnym obrazem w złotej ramie przedstawiającym kłócących się mężczyzn z wieku renesansu, ziała ubrudzona sadzą wnęka kominkowa. Wokół niej ustawiono kremowe sofy oraz pufy, wszystkie zwrócone w stronę pojedynczego, bordowego fotela. Sufit pomieszczenia zdobiły też dwa kryształowe, kilkupiętrowe żyrandole.
Kroczyliśmy w ciszy po grubym, ciemnym dywanie, ciągnącym się aż do kolejnych, tym razem pojedynczych drzwi.
- To są sale wykładowe? - spytała półszeptem Emily, przyglądając się nietypowemu ustawieniu mebli.
- Niemożliwe - prychnął Matt, uśmiechając się półgębkiem.
- Zdziwiłbyś się - rzucił Adrian, oglądając się przez ramię.
- Sale na parterze - odezwał się Dedric tonem wiekowego profesora - są wykorzystywane głównie do zajęć w formie dyskusji. Co roku inaczej to wygląda, zależy od prowadzącego, ale za moich czasów uwielbiałem tematy polityczne, rozmowy o przyszłości nauki i cybernetyki. Prowadzący zajmuje tron - wskazał na czerwony fotel - i rozmawia z resztą grupy.
- Ktoś faktycznie bierze w tym udział? - zdumiała się Sophia.
- Jasne!
- Pierwsze zajęcia są zawsze drętwe - wtrącił Adrian - ale zobaczycie po tygodniu. Aż trudno uwierzyć, jak szybko te dzieciaki potrafią się zmienić, kiedy dać im trochę swobody.
Matt skrzywił się i pokręcił głową, nie dając wiary temu, co słyszy, natomiast Emily i Sophia zdawały się zachwycone.
- Wszystkie zajęcia są obowiązkowe? - spytałam.
- Nie - Dedric pokręcił głową, wciskając grubą, mosiężną klamkę. - Uczniowie mają różny plan zajęć obowiązkowych oraz fakultatywnych, w zależności od dnia oraz tygodnia pobytu.
Przeszliśmy do kolejnej sali, tym razem w dominujących barwach natury. Mimo iż jej rozkład był bardzo podobny do poprzedniej, unosiła się tutaj aura spokoju. Zasłony były opuszczone, przysłaniając światło dnia bijące z zewnątrz. Nad kominkiem wisiały dwa obrazy, jeden przedstawiający jelenia w leśnej głuszy, drugi ładną dziewczynkę ze szczeniakiem na rękach. Również meble, zarówno te dla słuchaczy, jak i prowadzącego, były delikatniejsze, jasne, bez zdobień.
- W pierwszym tygodniu uczniowie chodzą tylko na zajęcia obowiązkowe - kontynuował Dedric. - Czyli panele dyskusyjne, naukowe, kreatywne oraz sportowe. Potem wybierają zajęcia fakultatywne, rozwijające szerzej ich umiejętności czy zainteresowania.
- Dużo jest tych zajęć fakultatywnych? - dopytała Emily, wyraźnie zainteresowana systemem nauki w Rhesins.
- Do każdego obowiązkowego cztery fakultety - wyliczył Adrian. - Ale uczeń może wybrać tylko trzy łącznie. Oczywiście jeśli na dany fakultet zgłosi się mniej niż pięciu chętnych, nie zostaje otwarty.
- Chyba, że któryś chętny jest wybitnym mówcą, jak ten tutaj - Dedric strzelił Adrianowi kuksańca w bok.
- Ej, nie żałuję ani minuty spędzonej w towarzystwie Melody.
- Nie wątpię - prychnął Dedric, uśmiechając się głupio.
- Z czego to były zajęcia? - dopytała Sophia z ostrożną ciekawością. - Samoobrony?
CZYTASZ
Rhesins
VampirosStudentka z Polski wyrusza na dwa miesiące do Akademii Letniej Rhesins, debiutując jako wychowawczyni z programu wymiany międzynarodowej. Szybko zdaje sobie jednak sprawę, że praca w Akademii nie jest tak sielankowa jak obiecano na ulotkach, a każdy...