Gdy tylko wybrzmiało przyzwolenie na opuszczenie auli, Sophia zerwała się jak oparzona i wybiegła tak szybko, jakby ją gonił sam diabeł. Sandra, widząc to, ostentacyjnie przewróciła oczami, również wstając. David i ja poszliśmy za jej przykładem. Miałam skostniałe palce, nogi jak z waty, a głowie mętlik. Czułam się dziwnie bezsilna, jakby ogrom stresu i gaszącej go adrenaliny wykończył mnie fizycznie. Z jakiegoś powodu, oprócz strachu, powoli rozpalała się też we mnie nieukierunkowana złość.
Nie byłam w stanie na niego spojrzeć. Wiedziałam, że nadal siedzi skulony na swoim miejscu i modliłam się w duchu, by tak pozostało, by do mnie nie podchodził. Płonął we mnie wstręt do samej siebie, za to niespodziewane, choć jednocześnie bardzo silne uczucie rasizmu.
Zaczęliśmy opuszczać salę w towarzystwie pomruku przyciszonych rozmów. Chociaż tematów poruszonych przez dyrektora oraz naszego opiekuna było wiele, nie ulegało wątpliwości, że tylko jeden z nich wywołał tak silne emocje.
– Wiedziałaś? – zagaił David, gdy wchodziliśmy do zielonej sali. – Że jest wampirem – dodał konspiracyjnym szeptem, choć nie musiał. I bez tego rozumiałam podtekst jego pytania.
– Osobą z mutacją – poprawiła go niewzruszonym tonem Henni, nie siląc się nawet na ukrywanie tego, że podsłuchuje.
Cisza wokół uświadomiła mi, że nie tylko Henni słucha. Wszystkie oczy i uszy skierowane były w moją stronę, analizując każde słowo. Moja osoba jeszcze nigdy nie wzbudziła tak dużego zainteresowania.
– Nie – odpowiedziałam połowicznie szczerze. – Nigdy wcześniej nie spotkałam kogoś – zmieszałam się, jakbym mówiła o czymś nieprzyzwoitym – z mutacją – dokończyłam, czując, że płoną mi policzki. Nerwowo splotłam ze sobą palce, chcąc ukryć dyskomfort.
To, że o osobach z mutacją wszyscy wiedzieli, nie znaczyło wcale, że rozmowy o nich należały do przyjemnych. W wielu domach, tak jak w moim, był to temat tabu. Coś, co ocierało się o nasze życie, ale o czym woleliśmy nie wspominać w towarzystwie.
– Pff, wielka mi rzecz – prychnęła Henni. – Kuzynka mojej matki ma w rodzinie dwie osoby z delta dawcą, a wuj od strony ojca zawsze się chwali jaką, to on jest straszną beta hybrydą, ale jego zmutowane geny zatrzymały się chyba tylko na zarośniętych plecach – lekceważąco machnęła dłonią. W jej oczach zalśniły ogniki, gdy dostrzegła, że w końcu wszyscy obdarzają ją należytą uwagą. – Ta cała afera o tak zwane "Potwory" – kontynuowała, podbudowana – to tylko niepotrzebne robienie problemu.
– Z wampirami jest inaczej – warknął Gale zdenerwowany. – Wampirom pozwala się zabijać. Widzieliście statystyki? Mam uwierzyć, że dwa razy więcej osób popełnia samobójstwo, niż ginie w wypadkach samochodowych? To tylko propaganda, a tak naprawdę wybijają nas powoli, by przejąć władzę. Ci na wysokich stołkach to wiedzą i na to pozwalają, w zamian za immunitet.
– Czy możesz już skończyć bredzić?! – syknęła Sandra, wyraźnie poirytowana. Ciskała gromy błękitnymi oczami w kierunku osiłka, a jej idealne, srebrzyste włosy, niemal iskrzyły od wstrzymywanej energii. – Co to w ogóle ma być?! Czemu musimy tego słuchać?!
– To sama prawda, wystarczy trochę o tym poczytać – odpowiedział z przekonaniem.
– To ty umiesz czytać? – spytała Emily prześmiewczo, starając się rozbić napiętą atmosferę.
Gale prychnął obrażony i założył ręce na piersi.
– Nie powinni takich jak on trzymać razem z nami – skomentował ostro – a już na pewno nie z dziećmi.
– Uważaj na słowa – mruknął Matt, zerkając przez ramię. W jego głosie pojawiło się ostrzeżenie, które przykuło naszą uwagę.
W otwartych drzwiach, pomiędzy zieloną a czerwoną salą dyskusyjną, stał Adrian, opierając się plecami o ścianę. Patrzył w naszym kierunku z nieodgadnionym uśmieszkiem, ale się nie odezwał, choć nie było wątpliwości, że słyszał tę wymianę zdań.
CZYTASZ
Rhesins
VampireStudentka z Polski wyrusza na dwa miesiące do Akademii Letniej Rhesins, debiutując jako wychowawczyni z programu wymiany międzynarodowej. Szybko zdaje sobie jednak sprawę, że praca w Akademii nie jest tak sielankowa jak obiecano na ulotkach, a każdy...