Chłód zmrużonych oczu o kolorze płynnej czekolady zmroził mnie do kości. Adrian marszczył brwi, wyraźnie niezadowolony, stojąc przede mną w białych drzwiach prowadzących do Czerwonej Sali. Uciekłam wzrokiem w bok, zastanawiając się, czy chcę mu to wszystko tłumaczyć, czy po prostu się wycofać.
Czułam przyjemne ciepło pod mostkiem, gdy odkładałam wyprane ubrania na półkę nad łóżkiem. Coś załaskotało mnie w żołądku, gdy przesunęłam palcem po wyrysowanych na kartce literach. Nigdy w życiu nie widziałam, by ktoś miał tak staranne pismo. Chciałam mu podziękować, może nawet znów przeprosić za swoje nietaktowne pytania.
Chciałam go po prostu zobaczyć. Musiałam wiedzieć, że wszystko z nim w porządku.
– No więc? – spytał rozdrażniony, zakładając ręce na piersi. – Co się stało, Ogrodniczko?
– Gdzie jest Remi? – podniosłam oczy i wbiłam w jego, z trudem znosząc ciężar tego starcia.
Zacisnął i rozluźnił szczęki, ale wyraz jego twarzy jakby złagodniał.
– Niedysponowany – burknął chłopak, ewidentnie zastawiając sobą przejście. Nie miałam zamiaru się z nim przepychać, to byłoby zupełnie bezcelowe. – Przyjdź później.
Zacisnęłam usta, wiedząc, że już na starcie przegrałam tę potyczkę. Trzeba było od razu spuścić głowę i odejść, zamiast się kompromitować.
– Nic mu nie jest – westchnął, przewracając oczami. – Naprawdę, przyjdź później.
Jedną ręką potarł twarz, jakby był bardzo zmęczony. Widać nawet jego wykończyły poranne prace. Gonienie rozjuszonego jelenia prawdopodobnie też się nie przysłużyło odpoczynkowi po ciężkiej imprezie. Imprezie, na której być może otruł czymś Olivię oraz Sophię, a po której ta druga zniknęła bez śladu. Przypominając sobie ten drobny fakt i jego ohydne kłamstwa cała się zjeżyłam. Musiał wyczuć zmianę w moim nastroju, bo jego wzrok również stężał.
– Idź do pracy – w jego głosie zabrzmiała złowroga nuta.
Chciałam coś odpowiedzieć, zmiażdżyć go ciętą ripostą, ale nie byłam w stanie wydusić z siebie choćby słowa. Pierwszy raz w życiu czułam, by ktoś tak nade mną dominował. Moje ciało fizycznie odmawiało stawiania mu oporu, byłam gotowa zgiąć kark i posłusznie odejść. Zamiast tego jednak uśmiechnęłam się cierpko, wciskając dłonie głęboko w kieszenie, wyciągając dumnie brodę w górę, jak miała w zwyczaju Sandra. Moja krew zawrzała od wrodzonego, przekazywanego przez pokolenia, zuchwałego, polskiego uporu.
– Przepuść mnie – odpowiedziałam głosem równie gardłowym i nietolerującym sprzeciwu, co on.
Przez jego twarz przemknęło uczucie zwiastujące przyjęcie wyzwania, a oczy rozbłysły niepokojąco, odganiając gdzieś zmęczenie.
Oderwał ode mnie wzrok w momencie, w którym drzwi Bawialni otworzyły się i wysypała się z nich cała gromada wychowawców. Odwróciłam się do nich, opierając plecami o ścianę, nie chcą by stojący w białych drzwiach chłopak widział, jak na twarz wypełza mi rumieniec wstydu, a w oczach pojawia się strach. Przez to kilka sekund wpatrywania się w jego ciemne, okrutne oczy, wyczerpałam całą swoją odwagę na ten dzień. Prawdopodobnie nawet na tydzień.
– Szefie – Gale obrzucił go zniechęconym spojrzeniem. – Jaki plan? – spytał, jednocześnie się krzywiąc, jakby nie chciał usłyszeć odpowiedzi.
Obok osiłka stanęła Emily, ale jej wzrok powędrował w moim kierunku, marszcząc brwi w niemym pytaniu. Uśmiechnęłam się szybko, nie będąc w stanie wykrzesać z siebie więcej.
CZYTASZ
Rhesins
VampirosStudentka z Polski wyrusza na dwa miesiące do Akademii Letniej Rhesins, debiutując jako wychowawczyni z programu wymiany międzynarodowej. Szybko zdaje sobie jednak sprawę, że praca w Akademii nie jest tak sielankowa jak obiecano na ulotkach, a każdy...