Dzień drugi: 17 - Prewencja

17 4 11
                                    

Przed wyjazdem przygotowywano nas na wiele możliwości. Przed różnymi sytuacjami nas uprzedzano, mówiono jak się zachować, rozdawano ulotki i wysyłano poradniki do druku.

Czując, jak lodowata woda spływa mi po głowie, wciąż odtwarzałam w myślach sytuację z domku – to, co zrobiłam, a właściwie czego nie zrobiłam. Mówią, że to nie wina dziewczyny, kiedy zostaje napastowana, ale wiedziałam dobrze, że to była moja wina. Od samego początku nie czułam się przy nim swobodnie, a i tak dałam mu się uwięzić. Nie musiał mnie gonić, na mnie krzyczeć czy się ze mną szarpać. Byłam posłuszna jak jagnię idące na rzeź.

Wściekłość zawrzała w moich żyłach do tego stopnia, że pięścią uderzyłam w ścianę. Jak mógł? Opiekun. Chwilę wcześniej potworem nazwałabym Remiego, a tymczasem to człowiek sprawił, że się trzęsłam, skulona pod zimnym strumieniem prysznica. Oceniając innych ludzie w swojej głupocie nie widzą zagrożeń czających się tuż pod ich nosem.

– Amelia? – usłyszałam głos Sophii z sąsiedniej kabiny. – Wszystko w porządku?

Zupełnie nie pomyślałam, że w łazience może być ktoś jeszcze. Nie słyszałam lejącej się wody, a nawet jeśli, pewnie nawet bym nie zwróciła na nią uwagi, pochłonięta własnymi myślami.

– Tak, przepraszam – odpowiedziałam, pociągając nosem. – Poślizgnęłam się.

– Oh – po głosie poznałam, że dziewczyna też boryka się z problemami. – Uważaj na siebie – rzuciła, po czym usłyszałam trzask zamykanych drzwi.

Znów zostałam sama. I w tym momencie poczułam, jak bardzo potrzebuję teraz towarzystwa drugiej osoby. Szybko się osuszyłam i naciągnęłam na siebie dres. Wychodząc zerknęłam przelotnie na swoje odbicie. Opuchnięte powieki wyraźnie świadczyły o moim obecnym stanie emocjonalnym. Jeszcze raz przemyłam twarz chłodną wodą i uśmiechnęłam się szeroko kilka razy, chcąc oszukać umysł.

Przecież nic się nie stało.

Gdy wróciłam do pokoju powitało mnie chłodne spojrzenie Sandry, oderwane od ekranu telefonu, na którym musiała się wcześniej skupiać. Jej głowę zdobił różowy turban z ręcznika. Z przenośnego, białego głośniczka, który ustawiła na swojej szafce nocnej, płynęły cicho dźwięki popularnej popowej piosenki.

Tuż obok niej siedziała Emily oparta plecami o ścianę. Włosy zaplotła w dwa długie, czarne warkocze i właśnie rozsmarowywała biały krem na twarzy. Gdy zamknęłam drzwi zorientowałam się, że przed moim łóżkiem, na ziemi, siedzi Henni i odkręca lakier do paznokci, a obok niej na poduszce usadowił się David, przesuwając energicznie w prawo palcem po ekranie swojej komórki.

– Amy, chcesz się przyłączyć? – spytała uprzejmie Emily, patrząc w niewielkie lusterko trzymane w dłoni. – Po tak ciężkim dniu zorganizowaliśmy sobie małe spa.

– Na razie podziękuję – odparłam niemrawo.

Miałam ochotę wrzasnąć, że to był naprawdę ciężki dzień i nie marzę o niczym innym, jak o tym, żeby wszyscy sobie poszli. Nagle poczułam, że złość zmienia się w żal, a wrząca krew dociera również do kącików oczu. Przełknęłam głośno ślinę, niby od niechcenia ocierając twarz wierzchem dłoni. Sandra, widząc moje zachowanie, poruszyła się jakby chciała wstać. Pomyślałam, że jeśli do mnie podejdzie, najpewniej znów się rozpłaczę. Wzięłam głęboki wdech i minęłam Henni, by dostać się do własnego łóżka. Bezceremonialnie wrzuciłam przybory kąpielowe do wciąż otwartej walizki, usiadłam na materacu i oparłam się plecami o ścianę podkulając nogi. Na szafce nocnej położyłam telefon komórkowy. Niebieska dioda informowała o nieodebranych wiadomościach lub połączeniach.

RhesinsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz