♤ Melodii ♤
Nie miałam siły na kłótnie z Apollo, chciałam mieć dzisiaj spokój. To zlecenie było jednym z cięższych i nie miałam na myśli tego kogo musiałam zabić, a dlaczego musiałam to zrobić. Kto pozwala takim osobą żyć? Sama nie miałam łatwego dzieciństwa, ale nie wyobrażam sobie jak takie osoby jak oni musli mieć zrytą głowę by posunąć się do takich okrucieństw względem niewinnych dzieci. A na dodatek jakby tego było mało musiałam natrafić na tego idiote, który nie wiedzieć czemu cały zakrwawiony i podobity siedział pod moją kamienicą. I jeszcze telefon od dziewczyn, z którego musiałam się spowiadać, że nic mi nie jest i kłamać, że faktycznie byłam na imprezie, a teraz idę się przespać z jakimś obcym typem.. na samą myśl zrobiło mi się nie dobrze. Bo między mną, a Apollo nie mogło być nic prócz nienawiści do siebie. W pierwszej chwili miałam ochotę i jemu wpakować kulkę w łeb, ale dzisiaj byłam już całkiem wyprana z emocji i siły na to. I szczerze coś mi się wydawało, że mimo tego, że to on był w gorszym stanie fizycznym odemnie to i tak by wygrał.
Chciałam się dowiedzieć co się stało i co tutaj robił, ale to zdało się na nic bo on milczał co mnie irytowało tak samo jak to kiedy nazywał mnie Nutką, nienawidziłam tego przezwiska.. on nie miał prawa tak do mnie mówić. Nie znał mnie ani mojej przeszłości. Wiedział kim jestem ze względu na mojego ojca i to tyle nic po za tym.
Próbowałam usnąć w salonie, ale myśli krążące mi po głowie na to nie pozwalały.. męczyły mnie i doprowadzały do jeszcze większych katuszy. W końcu sięgnęłam do barku po butelkę.. chciałam wziąć pierw wino, ale skończyło się na jakiejś drogiej whisky, która miała więcej procentów. Każdy jej łyk był okropny.. zastanawiałam się jak ludzie mogą pić to gówno. Sama nie wiem dlaczego wciąż w barku ją miałam.. przecież tak źle mi się kojarzyła. Bo to zawsze ojciec ją pił i nią śmierdział. Pamiętałam kiedy się na mnie wyżywał.. wtedy zawsze było czuć od niego zapach tego ścierwa zwanego czymś dobrym. To był taki paradoks. A ja byłam zwykłą hipokrytką, która kiedyś mówiła, że będzie żyć inaczej, że nie będzie taka jak on. Po części mi to wyszło, ale wciąż mordowałam z zimną krwią. Żadna ludzka dusza nie była dla mnie istotna. Miałam gdzieś to, że ktoś mnie błaga o litość mówiąc, że przecież ma rodzinę.. co z tego? Każdy z nas jakąś ma, tylko problem w tym, że mało kogo to interesuje.
Całe życie dążyłam do perfekcji w tym co robię i naprawdę ciężko mnie czymś zaskoczyć lub mnie złamać. Nigdy nie traciłam głowy dla nikogo.. zawsze byłam kilka kroków przed daną osobą. Mój zdrowy rozsądek oraz ostrożność zaczęły nie iść w parze kiedy pojawił się Apollo. Kolejne wypite przezemnie łyki whisky coraz bardziej mąciły mi w głowie, a zmęczenie robiło swoje. Złość rosła w siłę, a ja traciłam nad nią kontrolę.. miałam ochotę coś rozwalić aby się wyżyć. Pierwsza myślą jaką miałam w głowie to aby pozbyć się problemu, który jest na górze, ale chciałam być względem niego sprawiedliwa, a wiedziałam, że był ledwo żywy więc ten pomysł odpadał. Whisky się w końcu skończyła, a wraz z nią moja koordynacja ruchu. Kiedy szłam po kolejna butelkę tyle, że tym razem z winem ta po whisky wypadła mi z rąk i cała się potłukła. Wszędzie na podłodze leżały odłamki krwi. Stwierdziłam, że je pozbieram aby nikt nie zrobił sobie krzywdy. Tylko, że pierw chciałam otworzyć kolejna butelkę z alkoholem aby lepiej mi się sprzątało.
Kolejne upite przezemnie łyki alkoholu docierały do mojego organizmu, mój krok był chwiejny co sprawiało, że momentami walczyłam o życie aby nie upaść. Tyle, że los zawsze sobie ze mnie kpił, a może to ja do tego doprowadzałam.. może to była moja karma za to wszystko co robiłam w życiu. Bo gdy chciałam się nachylić aby podnieść te większe kawałki szkła poleciałam w to miejsce wbijając sobie kilka mniejszych w dłonie.
— Kurwa! — mój głos obudziłby i zmarłego. Usiadłam obok szkła próbując wyciągnąć to co miałam wbite w dłoń, ale wszystko zaczynało mi się rozmazywać. Alkohol docierał do głowy w zabójczym tempie. Chciałam przymknąć oczy na chwile aby zrobiło mi się lepiej.
Już ich nie otworzyłam.. zasnęłam oparta o wyspę kuchenną pośród odłamków szkła z butelka wina obok i wbitym szkłem w dłoń oraz małą plama krwi, która ciekła z rany.
♤ Apollo ♤Głos, który mnie obudził należał do Melodii tylko dlaczego krzyczała? I dlaczego trwało to tylko sekundę? Było mi ciężko wstać czułem się wciąż słaby, ale było lepiej niż kilka godzin temu.. wiedziałem, że minęło kilka bo przed tym jak wyszła ze swojego pokoju zerknąłem na mały zegarek, który miała na szafce nocnej. Aktualnie dochodziła czwarta w nocy, spałem prawie trzy godziny. Wstałem z łóżka i poszedłem sprawdzić co się stało, każdy ruch szedł mi sprawniej. Po dotarciu na te kilka schodków, które miała w mieszkaniu zacząłem niemal biec.
Jej widok zatrzymał bicie mojego serca bo po raz kolejny widziałem ją w takim stanie. Tylko, że tym razem się nie ruszała.. siedziała oparta o wyspę kuchenną wokół niej było wszędzie szkło, a rana w jej dłoni nie wyglądała za dobrze. Upiła się i doprowadziła do takiego stanu, że zrobiła sobie krzywdę. Bałem się czy żyje. Podbiegłem do niej i pierwszy raz cieszyłem się, że wciąż miałem na sobie buty. Chociaż to nie było teraz ważne bo nawet gdybym był na boso biegł bym po szkle aby jej pomóc. Ciało miała takie bezwładne.. jej oddech był płytki, a ja stresowałem się coraz bardziej. Ułożyłem ją delikatnie na kanapie i zacząłem szukać apteczki. W końcu kiedy mi się udało musiałem coś zrobić.. mimo, że nigdy nie ratowałem nikogo tym razem czułem, że muszę ją opatrzyć i jakoś obudzić. Być przy niej aby wszystko było dobrze.
— Cholera Melodii, wstań proszę!
Starałem się dotrzeć do niej swoim głosem, ale ona nawet nie drgnęła. Mój oddech stawał się coraz szybszy. Bałem się o nią tak bardzo. Bo co jeśli to wszystko przezemnie. Była inna niż zawsze, ale była taka od samego spotkania na dole pod kamienicą, a ja dołożyłem jej tylko zmartwień. Wyciągnąłem ostrożnie szkło z jej dłoni i odkaziłem ranę. Jedyne z czego się cieszyłem to fakt, że wbiła sobie duży odłamek i żadnego mniejszego nie miała w dłoni. Opatrzyłem ją i wciąż starałem się obudzić.
— Nutko proszę, nie rób mi tego! Słyszysz? Obudź się! — potrząsałem jej ciałem, ale nie reagowała na nic. W końcu stwierdziłem, że zaryzykuje i ją pocałuje bo może to ją obudzi kiedy zda sobie sprawę z tego, że ktoś ją dotyka. Na jej reakcje nie musiałem długo czekać.
— Kurwa! Zabije Cię! — To zadziałało magicznie, mój policzek pulsował od uderzenia jakie mi zadała. A ona sama teraz jęczała z bólu bo uraziła się w zranioną dłoń.
— Ty do reszty zwariowałeś, a co jeśli miałabym broń i.. i.. bym cię postrzeliła albo zrobiła coś innego?
— To nie ma znaczenia — odpowiedziałam pewnie i spokojnie. Była pijana, chociaż to dość lekkie określenie. Nie miałem pojęcia ile wypiła, ale była zbyt przejęta mną, a nie sobą więc to oznaczało, że musiała wypić naprawdę dużo.
— Jak nie ma? Apollo, mogłam cię zabić! A ty mi mówisz, że to nie ma znaczenia?
— Nie ma, bo najważniejsze jest to, że Ty żyjesz.
Tym razem już nic nie odpowiedziała, jej oczy zaszły łzami. Nie wiedziałem z jakiego powodu, ale po prostu ją objąłem. Nie odtrąciła mnie.. nie krzyczała. Pozwoliła mi na to abym był obok. Po jakimś czasie oboje zasnęliśmy na jej kanapie w salonie. Ona w moich ramionach, a ja wtulony w nią. Pachniała malinami, na które miałem uczulenie, ale tym razem nic mi nie było. Pierwszy raz mogłem powiedzieć, że czułem się spokojny.
Buziaczki I do następnego :***
Jeśli się podoba zostaw komentarz I głos ♡♡♡
CZYTASZ
NIM ON ZŁAPIE MNIE
RandomPierwszy strzał.. drugi.. trzeci. Kolejne trzy ofiary leżały na ziemi tuż obok moich stóp, a ja zostawiałam właśnie karteczkę z odbiciem własnych ust w kolorze czerwieni i przypinałam je do ofiary po czym odsyłałam ojcu. Byłam płatnym mordercą żyłam...